Wyrzuceni za protest
16.03.2017 Lublin . Protest listonoszy Poczty Polskiej pod placowka przy ul . Pocztowej . Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Poczta Polska zastrasza i zwalnia pracowników, którzy publicznie ją krytykują Status – pracownik długowieczny. Zaczynał w połowie lat 80. Wysportowany. Lubi się męczyć. Kilkanaście kilometrów dziennie po rozległym rejonie pokonuje bez większych problemów. Jest jednak coraz starszy, dlatego pracuje wolniej, ale się wyrabia. – Tę pracę trzeba lubić. Mnie jeszcze do niedawna sprawiała dużą przyjemność – opowiada Zbigniew Trochimiak, który jako listonosz przepracował 36 lat. Ostatnie były dla niego gorsze. Szczególnie finansowo. Coraz trudniej było przeżyć za miesięczną pensję. Jego zdaniem sytuacja firmy i warunki pracy zaczęły się pogarszać ponad 10 lat temu. W 2008 r. pan Zbigniew został zwolniony za udział w strajku. Wygrał jednak sprawę przed sądem i wrócił do swojego zajęcia. 6 grudnia 2017 r. wziął udział w proteście pracowników Poczty Polskiej przed Dworcem Głównym we Wrocławiu. „Po raz kolejny upominamy się o godne traktowanie nas, czyli fundamentu tej firmy. Nasze wcześniejsze akcje i mobilizacje wymogły na zarządzie przywrócenie premii czasowo-jakościowej oraz podwyżki w wysokości 150 zł brutto. Ale to stanowczo zbyt mało, zwłaszcza w świetle faktu, że Poczta Polska przewiduje dwucyfrowy wzrost przychodów w 2017 r. Skąd ten wzrost? Dzięki naszej ciężkiej pracy! I nic z tego nie mamy”, pisali pracownicy w komunikacie zapowiadającym grudniowe pikiety. Protestujący z transparentami „Zarząd do roboty za 1500 złotych”, „Zapomniani przez zarząd Poczty Polskiej, zdradzeni przez związki zawodowe” odegrali skecz, w którym związkowcy Solidarności na kolanach proszą prezesa o podwyżki, a ten rzuca im drobne z kieszeni. Na koniec wręczyli symboliczną rózgę zarządowi spółki. Wyrok – 2 stycznia tego roku Trochimiak otrzymał wypowiedzenie od władz spółki. Wśród głównych powodów decyzji znalazły się „utrata zaufania” za sprawą negatywnych wypowiedzi o warunkach pracy i płacy na Poczcie Polskiej, publiczne wyrażanie negatywnej opinii o pocztowej Solidarności i ujawnianie tajemnic spółki. Zwolniony listonosz został sam. Żaden z 71 związków zawodowych działających na Poczcie Polskiej nie zainteresował się jego sytuacją. Z pomocą przyszli związkowcy ze Związku Syndykalistów Polski. Z ich inicjatywy ruszyła internetowa zbiórka pieniędzy dla listonosza. – Poczta Polska od lat stosuje metodę zastraszania i zwalniania tych, którzy publicznie obnażają niewygodne dla pracodawcy fakty i biorą udział w protestach. Pracownicy byli pouczani w swoich urzędach przez przełożonych, aby nie krytykowali pracodawcy w mediach, oraz zniechęcani do udziału w protestach. Straszono ich odpowiedzialnością służbową oraz zwolnieniem dyscyplinarnym – mówi Tomasz Gryszczuk z ZSP. Słowa związkowca znajdują potwierdzenie w wydarzeniach, które miały miejsce po grudniowych akcjach we Wrocławiu. Pracodawca wysłał uczestnikom protestu wyraźny sygnał ostrzegawczy. Jedna z pracownic po spotkaniu z mieszkańcami Wrocławia, na którym opowiadała o problemach na Poczcie, dostała następnego dnia upomnienie, co stanowi dla pracodawcy podkładkę na wypadek, gdyby się nie uspokoiła – ułatwi zwolnienie. Inny listonosz z Wrocławia był po proteście straszony przeniesieniem do drugiego urzędu pocztowego i zmianą rejonu. Pracownicy nie dali się zaszantażować i nadal walczą o poprawę warunków pracy. Kara za sprzeciw Pan Zbigniew nie zgadza się z powodami, dla których został zwolniony dyscyplinarnie. Złożył pozew do sądu pracy. Już raz mu się udało, jednak dzisiaj ma mniejszą wiarę w wygraną. – To bogata państwowa firma, stać ich na dobrych prawników. Na pewno będą przeciągać sprawę w nieskończoność – przypuszcza. I nie jest jedynym listonoszem zwolnionym dyscyplinarnie za zaangażowanie w walkę o lepsze płace i warunki pracy. W marcu 2017 r. wypowiedzenie odebrał organizator ogólnopolskiego protestu pracowników Poczty Polskiej i założyciel profilu internetowego Listonosze Polska Rafał Czerski. – Mam 32 lata i nie jestem w stanie się uniezależnić od rodziny. To samo dotyczy tysięcy listonoszy w tym kraju. Zastanawiam się, czy nie wyjechać do Holandii – mówił zaraz po zwolnieniu. Dzisiaj przygotowuje się do sprawy sądowej, którą wytoczył byłemu pracodawcy. – Cały czas czuję się listonoszem. Nie stać mnie na adwokata, ale mam nadzieję, że dam radę sam się zapoznać z prawem pracy i ostatecznie dowieść swoich racji przed sądem – dodaje. Podobny los spotkał koordynatora protestu na Śląsku Klaudiusza Wieczorka, który pracował jako listonosz 14 lat. W czwartek – 16
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety