Reżyser „Titanica” chce samotnie zbadać dno Rowu Mariańskiego Rozpoczął się wyścig w głębiny oceanów. Aż cztery zespoły skonstruowały batyskafy – niewielkie pojazdy podwodne, odporne na bardzo wysokie ciśnienie. Reżyser „Titanica”, 57-letni James Cameron, zamierza samotnie zejść na dno Rowu Mariańskiego – największej głębiny na świecie, położonej w zachodniej części Oceanu Spokojnego, na południowy zachód od wyspy Guam. Stalowa kula Do tej pory byli tam tylko dwaj ludzie – szwajcarski oceanograf i odkrywca Jacques Piccard oraz oficer amerykańskiej marynarki wojennej Don Walsh zeszli na dno w masywnym batyskafie „Trieste”. Była to kula z grubej stali (9-15 cm), o średnicy wewnętrznej 2 m. Nie spuszczano jej na kablu, podnosiła się i opuszczała swobodnie. Żeby nie spadać na dno jak pocisk armatni, kula połączona była z pływakiem, który równoważył ją i opuszczał się tak wolno, jak chcieli tego nurkowie. Kulę wyposażono w balast ze śrutu o masie 16 t. Kiedy aparat znajdował się na dnie lub na pożądanej głębokości, balast można było odrzucić, po prostu przerywając obwód elektryczny. Niebezpieczeństwo pozostania w potrzasku w głębinie było więc niewielkie. „Trieste” opadł na dno Rowu Mariańskiego 23 stycznia 1960 r. i przebywał tam tylko 20 minut. Poddany był takiemu ciśnieniu, jakby stanęło na nim tysiąc słoni. Cameron zamierza spędzić na dnie aż sześć godzin. Rów Mariański, położony na styku dwóch płyt tektonicznych, wygląda tak, jakby ktoś uderzył w Ziemię ogromną siekierą. Najniżej położone miejsce, zwane Witiaź, ma 11.034 m głębokości (pomiarów dokonał w 1957 r. radziecki statek badawczy „Witiaź”). Mount Everest zniknąłby całkowicie w tych odmętach, przykryty jeszcze dwoma kilometrami wody. Drugie to głębia Challenger, jest tylko o 40 m płytsza (aczkolwiek różne ekspedycje osiągały nieco inne wyniki pomiarów). Właśnie w tym miejscu wyląduje James Cameron. Zielona łódź podwodna Zamierza tego dokonać na pokładzie zielonego batyskafu „Deepsea Challenger”. Budowa statku trwała siedem lat. Stała się możliwa dzięki wsparciu amerykańskiego National Geographic Society, dla którego pracuje reżyser. Aparat zbudował sam Cameron, którego wspierał australijski inżynier Ronnie Allum z zespołem. „Challenger” ma długość 8 m i masę 12 t – dzięki specjalnej konstrukcji jest 12 razy lżejszy niż „Trieste”. Do budowy batyskafu wykorzystano stal i piankową substancję, umożliwiającą pewną elastyczność i odporność na ciśnienie. Pod ciężarem mas wody batyskaf skurczy się na dnie o ponad 6 cm. 12 śrub zapewnia znakomite właściwości manewrowe. „Challenger” wyposażony jest w automatyczne ramię do zbierania próbek wody i dna morskiego oraz w baterię silnych reflektorów, umocowanych na wysokości 2,5 m, które oświetlą wieczny mrok Rowu Mariańskiego. Ma też małą trójwymiarową kamerę o dużej rozdzielczości, przystosowaną do pracy pod ciśnieniem tysiąca atmosfer. Według niektórych informacji, na dnie „Challenger” wypuści robota z kamerą, który spenetruje najbliższe okolice i wróci na pokład. Za pomocą takiego robota Cameron filmował wnętrza wraku „Titanica”. Ekspedycja nie będzie wielką przyjemnością – batyskaf jest bardzo ciasny, kabina ma zaledwie 109 cm szerokości. Człowiek musi siedzieć skulony, w pozycji niemal embrionalnej. „Wcisnąłem się tam z trudem, a potem jeszcze podano mi 23 kg wyposażenia”, opowiadał reżyser. Batyskaf odbył już próby morskie w australijskiej Jervis Bay. U wybrzeży Papui-Nowej Gwinei Cameron zszedł na rekordową głębokość 8200 m i wrócił bezpiecznie. Według oficjalnego komunikatu wyprawa do Rowu Mariańskiego ma się odbyć „w nadchodzących tygodniach”. „Zawsze marzyłem, aby zanurkować w najgłębsze miejsca oceanów. To dla mnie spełnienie chłopięcej fantazji, tak jak zdobycie Mount Everestu”, mówi James Cameron. Reżyser jest doświadczonym zdobywcą morskich głębin, zanurzał się w nie 72 razy, z czego 51 w rosyjskim batyskafie „Mir”. Penetrował wraki „Titanica” i niemieckiego okrętu liniowego „Bismarck”, który zatonął w 1941 r. na Atlantyku. Przyznaje się jednak do obaw przed wyprawą do Rowu Mariańskiego: „Kiedy kręci się film, wiadomo, co się wydarzy w następnej scenie. Tu scenariusz napisze natura”. Nie wiadomo, jak się zachowa batyskaf pod ogromnym ciśnieniem. Wystarczy jedna szczelina i zostanie zmiażdżony.
Tagi:
Marek Karolkiewicz