Beata Ślązak udowadnia, że i w przemysłowej aglomeracji można żyć w zgodzie z naturą Beatę poznałam na kursie unijnym wspomagającym rozwój działalności gospodarczej zorganizowanym przez Inkubator Przedsiębiorczości w Tarnowskich Górach. Pewnego dnia przyniosła pakunek, a w nim chleb domowej roboty. Przepyszny, z ziarnami słonecznika i chrupiącą skórką. Okazało się, że Beata nie tylko piecze chleb, lecz także sama robi większość podawanych w domu dań. Na gotowanie poświęca dwa, trzy dni w miesiącu. Piecze wtedy chleb i pasztet, robi swojski makaron, gołąbki, pierogi, mieli mięso, robi ser z mleka, które co dwa tygodnie sprowadza z gospodarstwa odległego o kilka kilometrów. – W tym roku z córkami kisiłam kapustę. Dawno nie widziałam ich tak rozbawionych jak przy deptaniu kapusty w wielkiej misce. To niewiele kosztuje. W sąsiedniej miejscowości jest pole kapuściane. Gospodarze nie tylko sprzedają główki świeżo zerwanej kapusty, ale jeszcze na miejscu, na oczach kupującego, szatkują ją. Więc naszą pracą było tylko jej udeptanie i dodanie soli. Beata planuje przygotowywanie jedzenia – przy domu ma warzywniak z podstawowymi warzywami. Gdy gotuje obiad, jednocześnie bierze dwa, trzy słoiki, wkłada do nich świeżo zerwane ogórki, trochę kopru, wody i odstawia na półkę. Po jakimś czasie okazuje się, że w zimowej spiżarni już jest kilkadziesiąt słoików z ogórkami, kapustą, którą też kisi systematycznie, powidłami i innymi przetworami. – Nigdy nie poświęcam całego dnia na kiszenie ogórków czy smażenie powideł. Robię to przy okazji innych czynności w kuchni. Od sąsiadów kupuję owoce, ja rewanżuję im się zaczynem na chleb albo ostatnią specjalnością – sokiem z czarnego bzu (patrz ramka). Rzeczywiście, zimą herbata z odrobiną soku z bzu przypomina wiosnę, wprawia w dobry humor i dodatkowo dostarcza olbrzymiej ilości witamin, szczególnie witaminy C. – Z tym sokiem jest trochę pracy, ale się podzieliliśmy. Mąż zerwał kwiaty, a ja dopilnowałam, aby nie został z nich strącony pyłek. No i teraz wszyscy chcą od nas przepis. Koń – najlepszy przyjaciel człowieka Beatę i jej męża Benedykta łączy miłość do koni. Bo Beata jest trenerką koni i zawodniczką. – Konie to moja pasja. Mimo sprzeciwu rodziców zapisałam się do klubu jeździeckiego, mając dziewięć lat. Mieszkałam wtedy na Pomorzu, tam był bardzo znany klub, często brałam udział w zawodach – wspomina. I właśnie podczas zawodów konnych poznała męża. Ślązaka z bardzo tradycyjnej rodziny. Po ślubie zamieszkali w Tarnowskich Górach. – Od samego początku zgodnie uznaliśmy, że nie będziemy się odżywiać półproduktami. Wyszło samo. Ludzie myślą, że prowadzenie naturalnej kuchni wymaga wiele trudu i czasu. To nieprawda. Wprost przeciwnie, robię to dla świętego spokoju i większej ilości czasu, który mogę poświęcać trzem córkom. Ślązakowie wiele weekendów spędzają na zawodach. Beata jest zawodniczką, Benedykt prezenterem młodych koni i trenerem żony. – Od 10 lat łączę pasję z pracą zawodową. Pracuję w prywatnej stadninie koni hodowlanych w Brynku. Moim zadaniem jest utrzymywanie koni w dobrej kondycji i przygotowywanie ich do zawodów – opowiada Beata Ślązak. Dlatego codziennie poświęca każdemu zwierzęciu co najmniej godzinę. Koń musi się ruszać, wybiegać, mimo że często mu się nie chce. Jedną z naszych rozmów przeprowadziłyśmy właśnie w takim nietypowym towarzystwie. Kabaret, koń sportowy, zataczał wokół nas kółka treningowe i ciągle próbował oszukiwać swoją trenerkę, zmieniając kierunek biegu. Pomysł na przyszłość Prócz krnąbrnego konia poznałam też dwudniowego, przecudnego źrebaka. – Wydaje się taki mały, a waży już 50 kg, za miesiąc będzie miał około 70. Ważne jest, aby od pierwszego miesiąca uczyć tego konika, co ma robić, aby wyrosnąć na konia sportowego. Uczę więc, jak ma podawać nogi, przyzwyczajam do rozumienia komend. Beata kocha konie, ale jej prawdziwym powołaniem jest przygotowywanie źrebaków. Dlatego myśli o założeniu firmy, która zajmie się tą niecodzienną usługą, jak również prowadzeniem nauki jazdy konnej dla dzieci, zwłaszcza na kucykach. Wraz z mężem chcą na ten cel pozyskać środki unijne i stworzyć dla dzieci alternatywne sposoby spędzania urodzin i wolnego czasu. –