Wyspa wąglika
Na wysychającym Morzu Aralskim czyhają groźne zarazki „To miejsce można pomylić z piekłem”, stwierdził Andy Weber, uczestnik tajnej misji Departamentu Stanu USA na wyspę Wozrożdienije na Morzu Aralskim. Weber i jego towarzysze poruszali się w białych hermetycznych kombinezonach. „Było to jak lądowanie na księżycu”, wspomina amerykański mikrobiolog. Wozrożdienije (Odrodzenie) było bowiem w latach 1954-1988 największym sowieckim poligonem broni biologicznej. W kompleksie zwanym Aral-7 odbywały się testy na wolnym powietrzu. Jak twierdzi Ken Alibek, jeden z twórców radzieckiego programu broni B, który w 1992 roku wyjechał do USA, „udoskonalano” tu zarazki ospy prawdziwej, gorączki Q, dżumy, wenezuelskiego zapalenia mózgu, jadu kiełbasianego i przede wszystkim wąglika. Nowe, często zmienione genetycznie, wyjątkowo zjadliwe szczepy bakterii naukowcy wypróbowywali na zwierzętach. „W klatkach wystawiono skazane na śmierć szympansy. Nad ich głowami eksplodowały małe bomby, z których wydostały się chmury zarazków. Małpy piszczały, wymachiwały łapami ze strachu, bo wiedziały, że czeka je śmierć”, relacjonuje Alibek. W 1988 roku Michaił Gorbaczow postanowił pozbyć się części broni biologicznej, by poprawić stosunki z Zachodem (Sowieci, przygotowując masy zabójczych bakterii, łamali swe zobowiązania traktatowe). Z tajnych laboratoriów w Swierdłowsku przetransportowano na Wozrożdienije specjalnym pociągiem ponad sto ton białego proszku z przetrwalnikami wąglika. Proszek umieszczono w gigantycznych stalowych kontenerach i zmieszano go z wapnem. Naukowcy liczyli, że wapno unicestwi mikroorganizmy. Na wyspie wykopano w piasku 11 dołów, w których pogrzebana została zabójcza mieszanka – niezbyt głęboko, metr, może dwa metry. Puste kontenery odjechały pociągiem – były za drogie, aby je zakopać. Dla pewności doły jeszcze raz posypano wapnem. W 1992 Borys Jelcyn nakazał ewakuować Aral-7. Rosjanie zabrali wszystkie rzeczy mające jakąś wartość – nawet klamki od drzwi i odeszli. Wyspa stała się terytorium Kazachstanu i Uzbekistanu. Władze tych postradzieckich republik nie miały pojęcia, jakie otrzymały makabryczne dziedzictwo. W końcu prawda wyszła na jaw, lecz Moskwa odmawia przejęcia odpowiedzialności za pozostawiony bakteryjny cmentarz. Po długich staraniach Waszyngton uzyskał od Uzbekistanu zgodę na wysłanie misji badawczej. Specjaliści amerykańscy przybyli na Ląd Śmierci w 1995 roku. Okazało się, że mimo wapna w sześciu z jedenastu „miejsc pochówku” wciąż znajdują się żywe przetrwalniki wąglika. Pobrane próbki tych mikroorganizmów posłużyły do stworzenia szczepionki dla żołnierzy US Army. Już w 1999 roku eksperci Pentagonu ostrzegali, że na wyspę mogą przedostać się poszukujący śmiercionośnych zarazków terroryści, np. wysłannicy Osamy bin Ladena. Coraz większe niebezpieczeństwo grozi także mieszkańcom wybrzeży Kazachstanu i Uzbekistanu. Morze Aralskie padło bowiem ofiarą klęski ekologicznej. Odkąd w latach 60. Sowieci rozpoczęli obłędny program intensywnej uprawy bawełny i odprowadzali z Syr Darii i Amu Darii masy wody do kanałów nawadniających, ten wielki niegdyś zbiornik wodny wysycha w zastraszającym tempie. „Powierzchnia morza zmniejszyła się o połowę, a zasoby wodne o trzy czwarte. Zasolenie wzrosło trzykrotnie, zniknęły ryby. Dzieła zniszczenia dopełniły pestycydy i nawozy, spływające z bawełnianych plantacji. Sytuacja jest prawie beznadziejna”, mówi Jusup S. Kamałow, uzbecki naukowiec, stojący na czele niezależnej organizacji ekologicznej „Obrona Morza Aralskiego”. Wyspa Śmierci szybko się powiększa. W latach 60. miała około 100 km kwadratowych – obecnie około tysiąca. Za rok lub za dwa połączy się z lądem stałym. Uzasadnione są więc obawy, że zarazki wąglika czy innych chorób przedostaną się na tereny zamieszkane. Mogą je rozprzestrzeniać zwierzęta – owady, ptaki czy szczury. W 1999 roku zmarł na dżumę 9-letni chłopiec mieszkający na wybrzeżu w pobliżu wyspy. Na pobliskim lądzie stałym już teraz z nieznanych przyczyn szerzy się gruźlica, śmiertelność niemowląt jest tak wysoka, jak w Afryce transsaharyjskiej, a anemia wśród kobiet sięga 98%. Nad Morze Aralskie przybywają zachodnie ekipy telewizyjne. Reporterzy sami nie wchodzą na skażony ląd, wysyłają uzbeckich kamerzystów, wynajętych za niewielkie pieniądze. Ci filmują upiorne widoki – opuszczone osiedle, w których mieszkało tysiąc sowieckich naukowców i członków ich rodzin, kawiarnię z powybijanymi szybami, zrujnowane przedszkole. I przede wszystkim laboratoria,