Grupa wyszkowska przez lata terroryzowała mieszkańców północnego Mazowsza. Bezkarność gwarantowali im m.in. skorumpowani policjanci Przez lata działali w cieniu gangów z Pruszkowa i Wołomina, by po ich rozbiciu przez policję awansować do bandyckiej pierwszej ligi. Początkowo licząca kilkunastu członków grupa Sławomira O., „Uchala”, z czasem rozrosła się do ponadstuosobowej bandy, która bezwzględnie podporządkowała sobie prawie 30-tysięczny Wyszków. – Drobni złodzieje, którzy wyrośli ponad miarę i stworzyli strukturę przestępczą – mówił na początku ubiegłego roku reporterowi „Polityki” tamtejszy komendant powiatowy. Dziś Andrzej Sz. oraz ośmiu innych policjantów stają przed sądem pod zarzutem korupcji i współpracy z gangiem. A wraz z nimi dwóch strażników służby więziennej, ławnik i lekarz psychiatra. W sumie, w rozpoczętym na początku czerwca procesie, oskarżonych jest 15 osób. Taki jest finał śledztwa, prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie, dotyczącego powiązań korupcyjnych między publicznymi i państwowymi funkcjonariuszami a gangsterami z grupy wyszkowskiej. To zresztą niejedyny proces, jaki wytoczono podejrzanym o przynależność i współpracę z grupą „Uchala” – od czasu rozbicia gangu w 2003 r. do sądów wpłynęło ponad 20 aktów oskarżenia. Większość to efekt działania Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce, która w sprawie „Wyszkowa” zajęła się wątkami narkotykowym i haraczowym. Na jej wniosek aresztowano 70 osób, a część postępowań – które objęły 30 oskarżonych – zakończyła się już wyrokami od roku do dziewięciu lat pozbawienia wolności. Na odrębny proces czeka jeszcze „zarząd” – „Uchal” i jego najbliżsi współpracownicy. Historia w pigułce Mimo rozmachu działań wymiaru sprawiedliwości, procesom „wyszkowiaków” nie towarzyszy medialny rozgłos. A szkoda, gdyż koleje losu „Wyszkowa” to historia polskiej mafii w pigułce. – Zaczynali, jak większość zorganizowanych grup w Polsce, pod koniec lat 80. od kradzieży samochodów i, w mniejszym zakresie, handlu walutą – opowiada Robert Strzemiński, szef Prokuratury Rejonowej w Wyszkowie. – Później weszli w haracze i narkotyki. Do połowy lat 90. wszystkie przestępstwa zdawały się odrębnymi przypadkami, ale już na przełomie lat 1997 i 1998 r. jasne było, że w Wyszkowie działa zorganizowana struktura. Trzeba było jednak kilku lat, by znaleźć wystarczające dowody. I przede wszystkim przełamać zmowę milczenia gnębionych przez bandziorów ofiar. Te ofiary to lokalni przedsiębiorcy – właściciele klubów, kawiarni, sklepów, a nawet mali przewoźnicy, dowożący pracowników do pobliskiej Warszawy. Wszystkich zmuszono do płacenia haraczy – od kilkuset do kilku tysięcy złotych miesięcznie. Płacili również posiadacze aut – za wykup skradzionych samochodów. Opornych – i „gadatliwych” – bezwzględnie pacyfikowano, bijąc i podpalając dobytek. Bezkarność gangsterów nie byłaby możliwa bez przychylności tych, którzy mieli wyszkowian chronić. Zdaniem warszawskiej prokuratury, Andrzej S., który stał na czele wyszkowskiej policji od grudnia 1999 do kwietnia 2004 r., przyjął od ludzi „Uchala” co najmniej pięć łapówek na sumę 14,5 tys. zł. W zamian miał oferować informacje o planach policji. Były komendant zaprzecza tym zarzutom. Łapówka za widzenie Inny z oskarżonych, ławnik, miał za namową gangsterów wpływać na decyzje sędziów, podejmowane we wcześniejszych procesach członków grupy (10 tys. zł łapówki). Strażnicy więzienni, za kilkuset złotych – umożliwiać w aresztach intymne widzenia z żonami bandytów. Z kolei lekarz psychiatra miała wystawiać ludziom „Uchala” zaświadczenia o chorobach psychicznych, gwarantujące bezkarność. W akcie oskarżenia mowa jest o jednym takim przypadku, za który przewidziano „wynagrodzenie” w wysokości 2 tys. dol. – Zabezpieczali się na wszelkie możliwe sposoby – mówi Tomasz Mierzejewski z Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce. – Na dobre wpadli, gdy w 2003 r. udało nam się pozyskać dwóch świadków koronnych, dawnych członków grupy. Tylko na rzecz prowadzonych przez naszą jednostkę spraw wydobyliśmy od nich dziewięć tomów zeznań, po 200 stron każdy. To m.in. te zeznania pozwoliły ustalić faktyczny zasięg oddziaływania grupy – jej macki sięgały poza Wyszków, na całe północne Mazowsze. – Nie wiemy, ile ludzie „Uchala” zarobili przez wszystkie lata przestępczego procederu – mówi Mierzejewski. – Z pewnych ustaleń wiadomo tylko, że w ciągu dwóch ostatnich lat, na detalicznej dystrybucji narkotyków grupa wzbogaciła się o ponad milion złotych. Wyprodukowała również 100 kg amfetaminy o rynkowej wartości 5
Tagi:
Marek Zawadzki