Gdy w kraju rozlegał się lament dyskryminowanych homoseksualistów, premier Kazimierz Marcinkiewicz wybrał się do Brukseli. Otoczenie szefa rządu obawiało się, że wizyta będzie oprotestowana przez silne w UE lobby mniejszości seksualnych. PiS-owcy nie mogli dopuścić do tego, by polski premier, i tak demonizowany przez zachodnią prasę, starł się w liberalnej Brukseli z jakimś gejem. Postanowili więc wytropić i zdusić w zarodku ewentualną manifestację. Po budynku, w którym Marcinkiewicz miał się spotkać z Barrosem, rozbiegli się więc działacze PiS i wreszcie wyśledzili grupkę z transparentami. Okazało się jednak, że to… Senegalczycy demonstrują przeciwko afrykańskiemu tyranowi. Wszyscy odetchnęli z ulgą – obecności Marcinkiewicza nikt tam nawet nie zauważył. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint