Wyzysk rodzi bunty

Wyzysk rodzi bunty

Warszawa 03.12.2020 r. Adam Leszczynski – historyk, socjolog, dziennikarz i publicysta, profesor nadzwyczajny w Instytut Studiow Politycznych PAN i w SWPS. fot.Krzysztof Zuczkowski

III RP jest powrotem do bardzo złych praktyk polskiego kapitalizmu przełomu XIX i XX w. Dr hab. Adam Leszczyński – profesor Uniwersytetu SWPS, historyk, ostatnio opublikował monografię „Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”. Po wieloletniej serii publikacji o szlachcie i magnaterii historycy zajęli się historią ludu. Skąd to nagłe zainteresowanie? – Bo jest to historia nieopowiedziana, a raczej w Polsce opowiadana za mało. Chciałem przywrócić pamięć o warstwach ludowych i oddać sprawiedliwość tym niedocenianym grupom – niedocenianym nie tylko w literaturze historycznej. Zainteresowanie ludem wśród inteligencji zazwyczaj pojawiało się, gdy czegoś od ludu chciała, w szczególności poparcia swoich projektów politycznych. Tych kilka wydanych ostatnio książek, wśród nich moją, wiążę z próbą zrozumienia popularności skrajnej prawicy wśród warstw ludowych. Popularność PiS na wsi czy w mniejszych miejscowościach, wśród ludzi mniej zarabiających, gorzej wykształconych, ma historyczne korzenie. Czyli żeby odsunąć PiS od władzy, trzeba poznać i zrozumieć historię ludu, nie tylko tę w PRL i III RP? – Oczywiście. W książce opisuję pewien model zmiany społecznej i politycznej. Zawsze, od końca XVIII w., wyglądała ona podobnie – jakaś elitarna grupa składała propozycję polityczną ludowi. Żeby zyskać poparcie, musiała mieć dwa komponenty: tożsamościowy i socjalny. Weźmy program socjalistów z 1905 r.: samorząd robotniczy, lepsze warunki pracy, związki zawodowe, a w wymiarze politycznym demokratyczna republika. Jeżeli spojrzymy na endeków w tym samym czasie, to z jednej strony mamy propozycję ekonomiczną – jakąś formę solidaryzmu, a z drugiej wizję wspólnoty narodowej skupionej wokół elit, wykluczającej w szczególności Żydów. Czyli takiej solidarnej rodziny narodowej, zakorzenionej w religii, tradycji, kulturze, języku. Od tamtej pory mieliśmy kilka okresów, w których opozycja składała propozycje programowe. – W ostatnim 50-leciu taką propozycję złożyła w latach 1980-1981 opozycja solidarnościowa. PiS w roku 2015 też złożyło swoją, znów zawierającą komponent narodowościowy i ekonomiczny, czyli lepszą redystrybucję wypracowanych dochodów, 500+, 13. emeryturę… I to zadziałało. Żeby więc na trwałe odsunąć PiS od władzy, trzeba złożyć ludowi własną propozycję, np. lewicową, zawierającą te dwa elementy. Książka nosi tytuł „Ludowa historia Polski”, ale w zasadzie jest o chłopach. – No nie, jedna trzecia jest o robotnikach. Owszem, ale mocno akcentowana jest chłopskość robotników. Można odnieść wrażenie, że są oni traktowani w innym rozumieniu słowa lud. – O liczącej się klasie robotniczej możemy mówić dopiero w końcu XIX w., a i wówczas fabryczny proletariat nie był przesadnie liczny. W 1914 r. robotników było ok. 350 tys. na kilkanaście milionów obywateli Królestwa Polskiego. Robotnicy, ze względu na niewielki poziom modernizacji społecznej i uprzemysłowienia, aż do czasów PRL byli grupą ważną, ale mniejszościową. Grupą mocno osadzoną we wsi. To było zazwyczaj pierwsze pokolenie, które wyemigrowało ze wsi, i wiele cech, postaw nabytych na wsi przeniosło do miasta. Wydaje mi się niesprawiedliwe stwierdzenie, że w mojej książce jest za mało robotników. Piszę o nich, przedstawiając proces wyłaniania się proletariatu fabrycznego, czyli okres przejścia pomiędzy czasem pańszczyzny a kapitalistycznymi stosunkami pracy w pierwszej połowie XIX w., potem prezentuję czas rewolucji 1905 r. i protestów robotniczych, następnie okres 20-lecia międzywojennego z katastrofalną polityką społeczną i wreszcie PRL. Przez niemal całą książkę przewija się słowo wyzysk, zostało użyte nawet w podtytule. Czy jest ono właściwe również w stosunku do PRL? – Oczywiście, że tak! W PRL pracownicy byli marnie opłacani, ale zysków z ich pracy nie zabierał jakiś magnat czy kapitalista. Nie jechał hulać do Paryża, tylko z reguły szły one na tworzenie nowych miejsc pracy, politykę społeczną. – To prawda, że PRL płaciła mało, ale w zamian dawała pewien poziom usług społecznych, których wcześniej nie było. I ostentacyjnej konsumpcji było znacznie mniej, a nasi rządzący nie jeździli do Paryża i nie przegrywali majątków w Monte Carlo. Chodzi jednak o to, co się ludziom odbierało, żeby nie powiedzieć – jak się ich wyzyskiwało. Duża część nadwyżki wypracowywanej przez warstwy ludowe była marnotrawiona, wydawana zgodnie z ideologicznymi preferencjami ustroju, w szczególności na utrzymanie gigantycznej, bardzo kosztownej armii. Teraz też wydajemy na wojsko, i to niemało. – Jasne,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2021, 2021

Kategorie: Historia