Kaszubi chcą się uczyć swojego języka, ale nie mają za co Na lekcji języka kaszubskiego w Szkole Podstawowej w Mojuszu pierwszaki stroją gòdowé drzéwkò, czyli choinkę. Najpierw na wierzchołek zakładają mu czëp, potem wieszają kùgle w kolorach kaszubskiego wesziwkù, farwny lińcuch i pazłotka. Drzéwkò danowé umieszczają w stojidle i kładą pod nim dôrënczi. Powtarzają chórem poznane słówka, a zwłaszcza słowo Gòdë, czyli Swiãta Bòżégò Narodzeniô. Potem opowiadają o świątecznych zwyczajach: o tym, że w Wigilię będą jeść brzadowô (owocową) zupę i przyjdą do ich domów gwiôzdczi i maszkare. Olek, Iga, Wiktoria, Lena, Helenka, Agnieszka, Czarek, Antoś i Janek lubią też kaszubskie kolędy Natalii Szreder, puszczane z komputera, zwłaszcza gdy rytm na diabelskich skrzypcach wybija Antoś. Choć nie znają jeszcze wszystkich słów, śpiewają głośno, mieszając polskie i kaszubskie wyrazy. Tylko połowa z nich rozmawia w domu po kaszubsku, reszta język i tradycje poznaje w szkole, a także od dziadków i starszych krewnych. – Mamy w szkole 76 uczniów, na język kaszubski nie chodzi tylko dwoje – mówi dyrektorka placówki Danuta Pioch, autorka wielu kaszubskich publikacji, m.in. podręcznika dla klasy I „Z kaszëbsczim w swiat”. – To rodzice decydują, czy wysłać dziecko na zajęcia z kultury i języka regionalnego. A zainteresowanie podtrzymywaniem regionalnej tożsamości jest duże i rośnie. Języka kaszubskiego w naszej szkole uczą się nawet dzieci spoza regionu, których rodzice do nas się sprowadzili. Ci uczniowie bardzo dobrze sobie radzą. Subwencja wiele rzeczy nam ułatwia, możemy urozmaicać lekcje, organizować warsztaty kaszubskiego rękodzieła, wyjeżdżać na przeglądy, konkursy, robić filmiki w terenie, zwiedzać skanseny i muzea. W dużej mierze dzięki środkom z subwencji nasza szkoła istnieje, a już dwie szkoły w regionie zamknięto. Zmniejszenie subwencji od stycznia 2018 r. stawia los takich niewielkich placówek jak nasza pod znakiem zapytania. A przecież małe szkoły w terenie to często centra kultury, wokół których skupia się cała pozytywna energia wioski, sołectwa czy gminy. Z zaskoczenia i bez konsultacji Projekt rozporządzenia w sprawie podziału subwencji oświatowej w roku 2018 pojawił się 9 listopada zeszłego roku, tuż przed długim weekendem związanym ze Świętem Niepodległości. W pkt 4 zmniejszono subwencję dla szkół, które prowadzą nauczanie języka mniejszości lub języka regionalnego w systemie dodatkowym, zwiększono natomiast dla szkół z nauczaniem w języku mniejszości narodowej, etnicznej lub w języku regionalnym oraz dla szkół, w których zajęcia prowadzone są w dwóch językach: w języku polskim i języku mniejszości narodowej czy etnicznej lub w języku regionalnym. – Rzeczywiście zwiększono środki dla takich placówek. Tylko że na Kaszubach szkół z nauczaniem w języku kaszubskim nie ma. W naszym regionie działa tylko jedna placówka dwujęzyczna, Naja Szkòła w Wejherowie, i jest to szkoła prywatna. Gros uczniów na Kaszubach, ok. 20 tys., uczy się kaszubskiego tak jak w naszej szkole, w systemie z dodatkową nauką języka, trzy godziny tygodniowo. Właśnie tej licznej grupie finansowanie obcięto – tłumaczy Danuta Pioch, którą razi już sam styl wprowadzania zmian. I nie jest bynajmniej w tym odczuciu odosobniona. – Reguły gry zmieniono w trakcie roku szkolnego, bez konsultacji, bez rozmów – komentował w mediach wprowadzone zmiany prof. Edmund Wittbrodt, prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W liście z 21 listopada zeszłego roku do minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej prezes Wittbrodt napisał: „(…) Ograniczenie finansowania nauczania języka regionalnego w małych szkołach, a do tego w praktyce prowadzą proponowane zmiany, odebrane będzie jako działanie państwa wymierzone w szkoły wiejskie i osłabienie szans na przetrwanie jedynego języka regionalnego w Polsce oraz dziedzictwa kulturowego z nim związanego. Niekorzystna zmiana wag i zapowiedź kolejnych ograniczeń finansowania małych szkół z nauczaniem języka regionalnego zmusi samorządy i stowarzyszenia prowadzące placówki do ich likwidacji. Ucierpi wiele lokalnych wspólnot, a także język oraz dziedzictwo kulturowe Pomorza. Ucierpi na tym cała Rzeczpospolita Polska”. Prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego zaznaczył też, że zabrakło głębszej refleksji nad obecnym stanem nauczania języka regionalnego. Odpowiedź na list nie nadeszła, doszło jedynie do spotkania Edmunda Wittbrodta z pomorską kurator oświaty Moniką Kończyk. Symulacje skutków finansowych rozporządzenia wskazują, że z powodu zmniejszenia subwencji do kaszubskich