Z nieprawego łoża
Tak, jak się spodziewałem, rząd nie wniósł do laski marszałkowskiej własnego projektu nowelizacji ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. W roku ubiegłym deklarował, że zrobi to w styczniu br. Podobnie jak przy ustawie dotyczącej CIT-u, posłużył się grupą posłów, którzy z opracowanego w Ministerstwie Finansów projektu uczynili projekt komisyjny, wykorzystując swą większość. Posłowie Komisji Finansów Publicznych często przedstawiają najróżniejsze pomysły podatkowe. Dotyczą one jednak drobnych poprawek w prawie podatkowym, a nie tak zasadniczych zmian, jakie proponowane są w przedstawionym projekcie. Dotychczasowa praktyka działania komisji sprowadzała się do opracowania przez grupę posłów koalicji i opozycji projektu ustawy, który dotyczył problemu uznanego przez całą komisję za wymagający rozwiązania. W zasadzie przy projektach komisyjnych jest pełna zgodność całej komisji i daleko idąca współpraca opozycji z koalicją rządzącą. W przypadku wniesionego projektu nie tylko nie ma takiej zgodności, ale występują diametralnie różne stanowiska. Ale można i tak, jak to obecnie zrobiła koalicja, uczynić projekt ministra finansów, przy pełnym sprzeciwie opozycji, projektem komisyjnym. Nie ma w tym, oczywiście, żadnego uchybienia regulaminowego. Ale można powiedzieć, że projekt tak ważnej ustawy pochodzi z “nieprawego łoża”. Jest on kalką ustawy zawetowanej w ubiegłym roku przez prezydenta. Jak pamiętamy, powodem weta były nie tylko uchybienia proceduralne, ale również przyjęte w tej ustawie daleko niesprawiedliwe rozwiązania. Podobnie jak w roku ubiegłym, między koalicjantami nie ma, jak dotąd, zgody w kilku zasadniczych sprawach – chociażby, czy podatki obniżyć wszystkim z drugiej i trzeciej grupy podatkowej, tak jak chce tego Balcerowicz, czy też redukcję ograniczyć tylko do tych, którzy tworzą miejsca pracy – co proponuje Buzek (czytaj Krzaklewski). Po niekorzystnym dla siebie głosowaniu stawki podatku VAT dla rolnictwa, Balcerowicz zagroził, że nie zgodzi się na ulgi prorodzinne, jeśli Senat nie poprawi Sejmu – oczywiście, po myśli ministra finansów (czyli wprowadzi stawkę 3%). Chciałbym, by podczas obecnej dyskusji o podatkach obóz rządowy nie posługiwał się sloganami, półprawdami, a nawet pełną nieprawdą – czego było ponad miarę podczas ubiegłorocznej dyskusji. Mam tu na myśli mówienie takich bzdur, jak np.: że obniżenie podatków bezpośrednio prowadzi do tworzenia miejsc pracy (w roku ubiegłym obniżono stawkę podatku CIT – a bezrobotnych przybyło), że polski system podatkowy jest ogromnie skomplikowany, że ma za dużo stawek podatkowych, że w Polsce podatki są jedne z najwyższych w Europie, że Irlandia swój sukces gospodarczy zawdzięcza niskim podatkom itp. itd. Słuchając wypowiedzi ministra finansów, myślę jednak, że, niestety, będziemy mieli do czynienia z powtórką z rozrywki. Do takiego wniosku doszedłem po stwierdzeniu Balcerowicza, że obniżenie stawki CIT spowodowało większe wpływy tego podatku w pierwszym kwartale br. Wpływy są rzeczywiście większe, ale dlatego, że dla wielu firm skończyły się po prostu “wakacje podatkowe”. Może rząd powie nam wszystkim, ile przybyło miejsc pracy, jak zamierza zahamować deficyt w wymianie zagranicznej. Wreszcie, skąd weźmie pieniądze na wyrównanie w przyszłym roku emerytom i rencistom oraz pracownikom sfery budżetowej uszczuplonych świadczeń i wynagrodzeń, spowodowanych celowym zaniżeniem w ustawie budżetowej wskaźnika inflacji, a co za tym idzie – wysokości waloryzacji. Pytań można stawiać znacznie więcej. Ale w zasadzie wystarczy jedno. Czy w obecnym stanie finansów i gospodarki stać nas na obniżanie podatków? Racje ekonomiczne mówią, że nie. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint