Wolontariusze ze Śląska ratują uchodźców na Morzu Śródziemnym – Gdy po raz kolejny zobaczyłem w telewizji, jak uchodźcy toną w Morzu Śródziemnym, kilkadziesiąt metrów od brzegu, pomyślałem, że trzeba się włączyć w ratowanie życia. W ciągu ostatnich 40 lat zdobyłem uprawnienia i wyszkoliłem mnóstwo płetwonurków i ratowników. Czas to wykorzystać – mówi Wojtek Lempart, założyciel humanitarnego stowarzyszenia Śląski Patrol Ratowniczo-Poszukiwawczy w Bytomiu. Stowarzyszenie powstało 5 lutego, a już w marcu wysłało do Grecji grupę ratunkową. Wyziębieni i zrozpaczeni Pierwsi wolontariusze Śląskiego Patrolu samolotem dotarli 2 marca wieczorem na wyspę Lesbos. Łukasz Lempart i Dawid Charzewski – ratownicy i nurkowie z Bytomia – sami zobaczyli, jak wygląda sytuacja uchodźców z Syrii na greckim wybrzeżu. Łukasz relacjonował telefonicznie: – Ratownicy czekają na łodzie z imigrantami wzdłuż długiej linii kamienistego wybrzeża. Nigdy nie wiadomo, w którym miejscu łodzie przybiją do brzegu, dlatego tak trudno pomóc uchodźcom. Dzięki specjalnej aplikacji na urządzeniach mobilnych próbuje się lokalizować łodzie, ale nie zawsze to się udaje. Na miejscu zgłosiliśmy się do greckiego Czerwonego Krzyża. Skierowano nas do grup wolontariuszy. Są tu ludzie z całego świata chcący nieść pomoc, ale z Polski spotkaliśmy tylko jednego dziennikarza radiowego. Najwięcej łodzi przypływa o północy oraz między czwartą a ósmą rano. Temperatura wynosi ok. 10 stopni, ale wieje zimny wiatr. Wraz z ponad 20 ratownikami różnych narodowości czekaliśmy na uchodźców od czwartej rano. Nagle dostaliśmy informację, że łodzie dobijają do brzegu 1,5 km od miejsca, w którym staliśmy. Biegiem, po kamieniach dotarliśmy tam. W jednej łodzi było ok. 60 osób. Dzieci wyziębione, jedna kobieta zasłabła i trzeba ją było nieść na noszach. Młody chłopak przypłynął ze złamaną nogą – twierdził, że złamał ją kilka tygodni wcześniej, ale nikt nie udzielił mu pomocy. Inny był boso, zgubił buty i nie był w stanie iść po ostrych kamieniach. Na szczęście tym razem nikt nie wypadł za burtę. Nasza rola polegała więc na odprowadzaniu ludzi do autobusów, które czekały, aby odwieźć ich do obozów. Na Lesbos są dwa obozy: rządowy, za murem z drutem kolczastym, i namiotowy. Kto wyjdzie za mury obozu rządowego, nie ma do niego powrotu. W obozie namiotowym są lepsze warunki i opieka. Rozmawialiśmy z jego mieszkańcami przez całe dnie. Syryjczycy, którzy uciekli z kraju, są tam traktowani jak zdrajcy. Deportacja równoznaczna jest dla nich z wyrokiem śmierci. Opowiadali o tym, że przemytnicy pokazują im fałszywe strony internetowe, zapewniają, że w Europie dostaną dom, pracę. A rzeczywistość ich przytłacza. Nie są agresywni, tylko zrozpaczeni. Ich sytuacja jest beznadziejna. Niestety, jest też sporo Afgańczyków i Pakistańczyków, którzy korzystają z okazji i chcą się dostać do Europy, aby zacząć nowe, lepsze życie. Za ich sprawą opinia o uchodźcach jest tak wypaczona. Jednak i wśród nich zdarzają się ofiary reżimów. Rozmawialiśmy z Afgańczykiem, który za swoją wiarę chrześcijańską był okrutnie torturowany, pokazywał nam rany powstałe w wyniku prób powieszenia i blizny na brzuchu, które zostały po torturach. Do momentu przyjazdu tutaj sam myślałem stereotypowo, dopiero teraz przekonałem się, że prawda jest inna. Nie śpimy, wykorzystujemy każdą chwilę, aby jakkolwiek pomóc. Czterolatka za burtą Druga trzyosobowa grupa pojechała samochodem. Na wiele godzin utknęła na granicy tureckiej, gdzie prowadzone są drobiazgowe kontrole graniczne. Stefan Gawron, Robert Musiał i Rafał Bury z Rudy Śląskiej mają uprawnienia sterników jachtowych i motorowodnych. – Zaraz po przyjeździe nasza pomoc okazała się bardzo potrzebna. Właśnie przybiła łódź i trzeba było ludzi wyciągać na brzeg. Przemoczeni, wychłodzeni, głodni, całe rodziny z małymi dziećmi i niewielką ilością bagażu – opowiada Stefan Gawron. – Potem dowiedzieliśmy się, że nieco dalej z innej łodzi wypadła czteroletnia dziewczynka – nie udało się jej uratować. Dla nas to był szok, ale jeśli ktoś przebywa tam dłużej, wie, że jest to codzienność. Według szacunkowych danych publikowanych w różnych miejscach w internecie, na wybrzeżu Morza Śródziemnego od początku obecnej fali uchodźstwa zatonęło ok. 4-5 tys. osób. W tej chwili w obozach na wyspie jest ok. 3 tys. ludzi, a na wiosnę, już w kwietniu, dziennie może ich przybywać kilka razy więcej. Organizacje humanitarne