Presja wynikająca z wyobrażenia o „pierwszym razie” jest wielka Korespondencja z Toronto Billy Howle – aktor brytyjski „Na plaży Chesil” to historia miłosna z innej epoki, opowieść o młodej parze, która pośpiesznie zawiera małżeństwo, niegotowa na życie w dojrzałym związku. Jak się w tym odnalazłeś? – Charakter związku Edwarda i Florence (w tej roli Saoirse Ronan) oraz fakt, że są właśnie taką niedzisiejszą parą, nie ma wpływu na odbiór historii. Utrata dziewictwa w noc poślubną, a więc staromodne „konsumowanie” małżeństwa, to kwestia uniwersalna, niezależnie od tego, czy mówimy o latach 20., 60. ubiegłego wieku, czy o czasie teraźniejszym. Z tym wydarzeniem wiąże się zawsze ogromny ładunek często skrajnych emocji, doskonale zrozumiałych dla przedstawicieli różnych pokoleń. To też bardzo osobista dla każdego sprawa, dlatego warto o tym rozmawiać poprzez sztukę. Inną kwestią, o której rozmyślałem podczas przygotowań do roli, była ogromna presja wynikająca z powszechnego wyobrażenia o „pierwszym razie” i z oczekiwań partnerów wobec siebie. Szczególnie oczekiwań wobec mężczyzny. Ostatecznie „Na plaży Chesil” to taka uniwersalna opowieść o miłości, pożądaniu, braku zrozumienia i współczucia, niecierpliwości młodego chłopaka. W końcu to także film o ideałach i naturze męskości. Kwestią kluczową w relacji Florence i Edwarda jest też przecież brak zrozumienia, że seks, fizyczność w związku to nie tylko sprawa samego zbliżenia, przywiązania i czułości, ale też komunikacji, wsłuchiwania się w potrzeby drugiej strony. Wydaje się to takie oczywiste, a jednak bohaterowie nie potrafili się porozumieć, może w pewnym momencie po prostu zażartować z sytuacji. – Faktycznie sam się zastanawiałem nad ewentualnym komediowym rozwiązaniem tej historii. Żart, zabawa może być przecież antidotum na problemy. Jestem przekonany, że komedia może pomóc poradzić sobie ze stratą i tęsknotą. To jednak chyba kwestia dojrzałości. Mnie samemu bardzo dużo czasu zajęło – szczególnie w wieku, nazwijmy to, młodzieńczym – żeby ze śmiechem rozmawiać o kwestiach seksualności, dojrzewania. Szczerze mówiąc, ani mnie, ani moim kolegom nie było wtedy do śmiechu! W czasie dojrzewania zmagamy się sami ze sobą, ze swoimi potrzebami, z pożądaniem, z oczekiwaniami wobec siebie i ludzi. Każdy z nas potrzebuje czasu, by dojść do wniosku, że niekiedy wystarczy trzymanie się za ręce i obrócenie kłótni w żart. Ani Edward, ani Florence takiej dojrzałości nie wykazywali – nic dziwnego, ledwo się znali. Jest cienka granica pomiędzy głębokim smutkiem a wesołością. Nie trzeba się bardzo napracować, aby ją przekroczyć. Niestety, w filmie ostatecznie żadne z naszej dwójki nie decyduje się na podjęcie jasnej decyzji o pozostaniu, o próbie ratowania związku i ten brak zdecydowania składam na karb braku dojrzałości emocjonalnej. Młody wiek z jednej strony, ale pamiętajmy, że kwestia fizycznego zbliżenia między mężem i żoną jest głęboko zakorzeniona w kulturze. Stąd dodatkowa presja. – Na szczęście w dzisiejszych czasach jesteśmy na tyle otwarci, że możemy rozmawiać o seksie i związkach publicznie. Nie wzbudza to już takich kontrowersji jak być może w czasach, w których przyszło żyć i wybierać Florence i Edwardowi. Gdzie we własnych przemyśleniach o roli Edwarda znalazłeś miejsce dla swojej partnerki Saoirse Ronan? – Nasza współpraca opierała się na zaufaniu, choć od początku była bardzo intensywna i napięta. Musieliśmy przecież szybko zbudować bardzo silną więź między dwójką naszych bohaterów, co z oczywistych względów nie było łatwe. Wydaje mi się jednak, że od momentu pojawienia się na przesłuchaniach i próbach czuliśmy, że jesteśmy dla siebie wsparciem i od razu mierzymy się z najtrudniejszymi aktorskimi zadaniami. Z Saoirse rozumiemy się bez słów, podobnie postrzegamy zawód aktora, mamy też podobne podejście do opowiadania dobrych historii. W którym momencie poczułeś, że rola Edwarda jest dla ciebie stworzona? – Do każdej postaci staram się podejść z otwartą głową i nie oceniać jej wyborów, tylko postrzegać ją jako człowieka, bohatera trójwymiarowego, który żyje i oddycha. Kluczem do zrozumienia Edwarda były moje doświadczenia, przemyślenia, ale też akceptacja stanu, w którym każdy z nas jest skłonny do popełnienia okropnych czynów. Jak szczegółowe wskazówki otrzymaliście od autora powieści i scenariusza Iana McEwana, który słynie z perfekcjonizmu? – Starałem się za bardzo nie myśleć o pierwowzorze literackim Edwarda. Kiedy czytałem tę i inne książki McEwana, miałem wrażenie, że dla niego