Piętnując elementy innej kultury, nie zauważamy, że jakieś jej fragmenty na dobre utrwaliły się w naszej świadomości Wśród młodych ludzi więcej jest kobiet niż mężczyzn. Z wiekiem ta przewaga rośnie. Kto wie, może w modelu poligamicznym kobietom żyłoby się lżej? – zastanawiał się niedawno pewien młody mężczyzna po przeczytaniu w „Przeglądzie” (nr 33/05) artykułu na temat poligamii. I jak nietrudno się domyślić, wokół tematu zrobiło się spore zamieszanie. Głos w dyskusji zabierali zarówno zwolennicy dopuszczenia poligamii, jak i zdecydowani krytycy tego pomysłu. Choć, co warto podkreślić, krytyka też miała wiele odcieni. – Niezły pomysł. Nie dość, że kobiety mają wygórowane wymagania co do faceta, to jeszcze jeden zagarnąłby ich kilka. Pojawia się pytanie: kto byłby szczęśliwszy? Ten, który ma w domu koszmar, czyli wiele wiedźm, czy ten, który musi korzystać z usług prostytutki? – ironizował internauta o pseudonimie Creo. Ktoś inny dodawał prosto z mostu, komentując pomysły zalegalizowania poligamii w krajach skandynawskich: – Jestem za! W końcu będę mógł przyprowadzić moje trzy kochanki do domu i moja kochana żona słowa nie powie. Dziękuję wam, postępowi bracia z Europy Północnej! Wy znacie prawdziwe potrzeby faceta! Głos w dyskusji zabierały też kobiety. Na przykład Sylwia, która opisywała, że mąż kochał ją i był wierny do czasu, aż przyszły na świat ich dzieci. – Potem było znacznie gorzej, więc nie wciskajcie mi bzdetów, że im więcej dzieci, tym mniej zdrady – przekonywała. Niektórzy, jak pewien Realista, sensu istnienia poligamii próbowali doszukiwać się w Starym Testamencie. – Tam, gdy zmarł jeden brat, to żyjący drugi brał sobie za kolejną żonę wdowę po nim – udowadniał. I zaraz wracał do rzeczywistości: – Uważam, że poligamia przyniosłaby wiele pożytku młodym wybrankom bogatych mężczyzn. W ten sposób wyeliminowane zostałyby geny ludzi gorzej przystosowanych, często sięgających po alkohol. Dla nich zabrakłoby kobiet. Poligamia pchnęłaby dobór naturalny w pozytywnym kierunku. Trzeba przyznać, to bardzo oryginalne podejście do tematu. Zwolennicy pełnego równouprawnienia i demokracji z łatwością są w stanie obalić podobne argumenty. – Weźmy taki przykład – zastanawia się internauta o pseudonimie Cammarata. – W kraju demokratycznym kobieta i mężczyzna są równi wobec prawa, więc wszystkie formy wielożeństwa powinny być dopuszczalne. I tu pojawia się problem. Zacznijmy od monogamicznego małżeństwa, w którym każde z małżonków chce wziąć sobie nowego męża czy nową żonę. Już mamy czworokąt. Idźmy dalej. Jako że wszyscy mają równe prawa, to każde z tego czworokąta może wziąć sobie kolejnego małżonka i tak w nieskończoność. Od razu narzuca się też pytanie, czy jeśli kolejni współmałżonkowie poczują coś do siebie, będzie to zdrada, czy nie. Dlatego wielożeństwo może istnieć tylko w społeczeństwie, gdzie nierówność płci jest prawem. Ale nie trzeba wcale aż takich wywodów, by znaleźć przeszkody do wprowadzenia poligamii w Polsce. – Powód jest znacznie prostszy – mówi kolejny internauta. – Żaden urząd skarbowy nie znalazłby dla takiego małżeństwa odpowiedniego formularza do wspólnego rozliczania się z podatków. Pojawiły się i takie głosy, że choć poligamia jest dla nas trudna do zrozumienia, to jednak, po co stawiać sobie sztuczne granice? – Trzeba korzystać z życia, by na starość nie mówić sobie, że coś można było zrobić inaczej – przekonywał ktoś ukrywający się pod pseudonimem Wilk. I chyba coś jest na rzeczy. Bo często zaciekle piętnując elementy innej kultury, nie zauważamy, że jakieś jej fragmenty na dobre utrwaliły się w naszej świadomości. I tak na przykład jedna z odmian wielożeństwa, tzw. poligamia sukcesywna, polega na powtórnym wejściu w związek małżeński po ustaniu poprzedniego. A prawo zakazuje nie tyle wielomałżeństwa, ilu kilku takich związków trwających równolegle. Przynajmniej oficjalnie, bo życie i tak zawsze pisze swoje scenariusze. Poligamia w Gdańsku Żyjący w XIX w. amerykański etnolog i historyk, pionier badań etnograficznych wśród Irokezów, L.H. Morgan, a także inni przedstawiciele tamtejszego ewolucjonizmu uważali poligamię za wcześniejszą od monogamii formę małżeństwa. I tak w Japonii występowała ona do XIX w., a Ajnowie, rdzenna ludność z wyspy Hokkaido, stosują ją do dziś. Poligamię próbowano też w historii definiować, opierając się
Tagi:
Paulina Nowosielska