Za starzy do pracy
Wałbrzyscy bezrobotni założyli stowarzyszenie. Na razie opracowali kilka dokumentów, w tym – wezwanie do krematorium Wałbrzyscy bezrobotni – to nie tylko górnicy z zamkniętych kopalń, z płucami zżartymi pylicą, którym mimo to nie przyznano renty. Tutaj, jak wszędzie, bez pracy pozostają przedstawiciele różnych zawodów. Są wśród nich ludzie po czterdziestce, wyrzuceni poza nawias, bez szans na znalezienie nowego zajęcia. Jednak właśnie ci z tej ostatniej grupy próbują coś zrobić, założyli własną organizację – Wałbrzyskie Stowarzyszenie Ochrony Bezrobotnych. 71 “stacji” Życiorys Zbigniewa Drobisza do wiosny 1999 roku był banalny. Dwadzieścia siedem i pół roku pracy jako zawodowy kierowca. Początkowo jeździł w pogotowiu ratunkowym. Musiał być dobrym kierowcą, bo potem również w “Transgórze” powierzono mu erkę. “Transgór” padł, a on nie od razu co prawda, jednak w końcu znalazł się na bruku. Próbował jeszcze zostać taksówkarzem, ale jego wysłużony fiat 125 nie wytrzymał. Na nowy samochód nie było go stać. Zasiłek dla bezrobotnych, potem utrata prawa do zasiłku i został utrzymankiem żony. Tak jest do dziś. Przez trzy miesiące nie wychodził z domu. Przypadkowe spotkania ze znajomymi były torturą. Pytali, gdzie pracuje. Aha, nigdzie. Kolega nerwowo spoglądał na zegarek. Bardzo się już spieszył. Zresztą grono znajomych zmniejszało się z dnia na dzień. Czuł, że jest na marginesie, że w właściwie go już nie ma. Dokumentowanie swoich poszukiwań pracy zaprowadził dla żony. Wciąż zrzędziła: gdzie ty tak łazisz całe dnie! Więc mógł już jej udowodnić, gdzie “tak łazi”. Potem przekonał się, że ten arkusz papieru kancelaryjnego, równiuteńko pokryty pieczątkami nie stanowi żadnego dowodu jego starań ani dla urzędu pracy, ani dla opieki społecznej. Żonę jednak przekonał. Dlaczego on – dobry kierowca – w tylu różnych miejscach nie mógł znaleźć zatrudnienia? Podczas rozmów wszelkie nadzieje rozwiewały się z chwilą, gdy przedstawiał prawo jazdy z wpisaną datą urodzenia. Czterdzieści sześć lat? Rozmówca sztywniał. Grzeczniejsi wspominali o ewentualnym skontaktowaniu się w przyszłości. Bywało, że już w biurze przepustek ochroniarz właściwie oceniał jego szanse na zatrudnienie. Co mu tam taki będzie pętał się po placu. Nie wpuszczał dalej. Wśród zebranych pieczątek jest więc kilka z biura przepustek, a są to bardzo szacowne wałbrzyskie firmy. Kiedy 29 marca 1999 roku (do końca życia nie zapomni tej daty) przeliczył je wszystkie, było 71 – powiedział dość. W tej drodze o 71 stacjach towarzyszył mu Włodzimierz Rozpędek – również bezrobotny. Byli dokładnie w takiej samej sytuacji. Postanowili wtedy, że założą stowarzyszenie takich jak oni: ludzi po czterdziestce, legitymujących się co najmniej 20-letnim stażem pracy, bezrobotnych i bez prawa do zasiłku. Strzał w dziesiątkę Chętni znaleźli się niemal sami. Spotkali ich w urzędach pracy, w opiece społecznej, czasem na ulicy. Utwierdzeni w słuszności swoich starań poszli do Dariusza Kołdona, szefa Klubu Radnych AWS. Ten oblał ich zimną wodą. Nie, nie, ten pomysł to niewypał. Dziś Dariusz Kołdon nie zgadza się z taką interpretacją jego pierwszych reakcji. Kubeł zimnej wody, owszem, ale to on doradził im powołanie stowarzyszenia w obecnym kształcie. Pomysły, jakie wówczas mieli, były naprawdę nierealne. Stara się im pomagać, np. umożliwił spotkanie z wicepremierem Longinem Komołowskim podczas jego wizyty w Wałbrzychu. Inna sprawa, że nie umieli tego wykorzystać. Józef Grabek, kierujący wałbrzyską strukturą OPZZ, od razu zapalił się do projektu. Udzielił tymczasowe- go schronienia. 29 kwietnia 1999 roku w ich siedzibie w pobliżu Rynku odbyło się założycielskie zebranie. Stawiło się 25 członków założycieli. Wśród nich była wówczas jedna kobieta. Obecnie jest ich w stowarzyszeniu wiele, bo właśnie one mają najwięcej trudności ze znalezieniem pracy. – Mężczyzn udaje się nam czasem gdzieś urządzić – mówi Zbigniew Drobisz. – Z paniami jest naprawdę problem. Kiedy stracą pracę, a przeważnie przez wiele lat pracowały na jednym stanowisku, niczego już nie mogą potem znaleźć. Organizujące się stowarzyszenie zostało więc kątem w wałbrzyskiej siedzibie OPZZ. Liczba członków przekroczyła wkrótce 170. Pierwszym oficjalnym wystąpieniem było spotkanie z grupą pracodawców. Pomógł zarząd miasta.