Zabili za 600 złotych

Zabili za 600 złotych

Dzieci zleciły zabójstwo ojca. Dopiero sędziowie dowiedzą się dlaczego Piątek, początek weekendu. O godzinie 18.00 Ania Muszyńska z młodszym bratem wychodzą na dyskotekę w centrum Żar. W ich domu zjawiają się dwaj bliźniacy z kolegą, bratem Marzeny, koleżanki Ani. Z najstarszym synem Eugeniusza i Teresy Muszyńskich idą do pokoju na piętrze. Ojciec jest w tym czasie w kuchni na parterze. Ogląda telewizję. Syn prosi, aby przyszedł do nich na chwilę. Tu otrzymuje pierwsze ciosy metalową rurką. Pada i traci przytomność. Zepchnięty ze schodów, osuwa się w dół. Daje jeszcze oznaki życia, więc spadają na niego kolejne ciosy. Ściany i schody są zbryzgane krwią. W opinii przesłuchujących ich później policjantów, bliźniacy traktowali tę zbrodnię jako okazję do rozgłosu w dalszej karierze płatnych zabójców. Wychowywani byli w środowisku kryminogennym. Ojciec kierował ich przestępczą działalnością i surowo karał za „wpadki”. O 20.00 na dyskotece zjawia się najstarszy brat Ani. Mówi jej, że już po wszystkim. Bawią się jeszcze do północy. Po powrocie do domu usiłują zatrzeć ślady zbrodni. Nie udaje się. Ania zamyka się w kuchni. Nie chce na to patrzeć. O 2.00 w nocy wzywają pogotowie. Lekarz informuje policję. Po oględzinach patologa wiadomo już, że to zabójstwo. Matkę przebywającą we Włoszech zawiadomili następnego dnia. Syn powiedział: „Ojciec nie żyje” i odłożył słuchawkę. Za szklaną ścianą Po sześciu dniach pobytu w Policyjnej Izbie Dziecka w Zielonej Górze Ania i Marzena zostały przewiezione do schroniska dla nieletnich dziewcząt, gdzie będą aż do procesu sądowego. To zakład zamknięty, z możliwością kontynuowania nauki. Obie są w trzeciej klasie gimnazjum. Mają po 16 lat. Ania jest podejrzana o zlecenie zabójstwa swego ojca. W zorganizowaniu zbrodni pomagali jej dwaj starsi bracia. Marzena była łączniczką. Znalazła sprawców. W policyjnej izbie dziecka na początku zachowywały się swobodnie, nawet żartowały. – Tak, jakby nie miały nic wspólnego z zabójstwem, które wydarzyło się zaledwie kilkanaście godzin temu – opowiada jedna z policjantek. – Ale po kilku dniach chyba dotarło do ich świadomości, co zrobiły, bo na ich twarzach był już tylko strach. Świetlica, w której spędzały większość czasu, graniczy z pokojem personelu. Pomieszczenie dzieli lustrzana szyba; można przez nią obserwować zachowania i reakcje dzieci. Ania, drobna, nieśmiała blondynka niczym się nie wyróżniała. – Nigdy nie pomyślałbym, że mogłaby zaplanować taką zbrodnię – wspomina nadkomisarz Ireneusz Szulc, kierownik izby. – Z jej ust nigdy nie padły słowa: „Chciałam zabić ojca”. Tłumaczyła, że chodziło jej raczej o zastraszenie, pobicie go, żeby dać mu nauczkę za lata znęcania się nad dziećmi. Ania nie pamięta, by w domu kiedykolwiek były normalne, dobre, miłe święta. Ojciec wyzywał, bił, a gdy sobie wypił, nie obeszło się bez awantury. W minioną Wielkanoc dopadł ją w kuchni, pchnął na stół i dusił. A wszystko z powodu sprzeczki między nią i jednym z braci. Na szyi pozostały sine pręgi. Anka uciekała z domu. Nie przychodziła na lekcje. Potem nie radziła sobie z zaległościami. Któregoś dnia uznała, że trzeba „jakoś to załatwić”. Znalezieniem odpowiednich ludzi do wymierzenia kary ojcu zajęła się Marzena ze swoim bratem. Wyszukali 18-letnich bliźniaków, kilkakrotnie notowanych przez żarską policję za kradzieże, włamania i pobicia. Zgodzili się „na robotę” za telefon komórkowy i 600 zł. Kilka dni po tragedii Ireneusz Szulc zapytał Anię, czy teraz czegoś żałuje. Żałowała przede wszystkim braci – że z jej powodu będą cierpieć, ponosić konsekwencje zbrodni. Przeżywała, że będzie musiała przebywać w zamkniętym schronisku dla nieletnich. Na końcu żal jej było ojca. Tego, że nie żyje. – Być może, poradziłabym sobie z wszystkimi problemami, gdyby mama nie wyjechała do Włoch, gdyby była z nami – wyznała w policyjnej izbie dziecka. Gdy Marzenę odwiedzili rodzice, tulili ją i pocieszali, w oczach Ani pojawiły się łzy. Czekała na mamę. Nadaremnie. Policjantowi żal było dziewczyny. – Aniu, kiedy płakałaś ostatnio? – zapytał. Odpowiedziała, że nie pamięta. Nic nie było słychać Ulica Sudecka w Żarach. Osiedle domów jednorodzinnych. Cichy zakątek miasta. Niewielkie, ale zadbane posesje. Równo przystrzyżone trawniki, krzewy iglaste, kwiaty. Dom nr 5 niczym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2002, 2002

Kategorie: Kraj