Zaciska się pętla

Zaciska się pętla

Coraz częściej spotykam ludzi, którzy mówią, że chcą, by ich dzieci emigrowały z Polski, a jeszcze kilka lat temu tak nie mówili. Liczne nastolatki, gdy z nimi rozmawiam, też deklarują, że zamierzają zwiewać – za mało tu możliwości, za wiele złych emocji. Czy zostaną tylko starcy i plemię prawdziwych Polaków? Nie jestem aż takim pesymistą. Chociaż tak w ogóle to jestem i od lat zaciemniam krajobraz swoimi felietonami. A jednak irytuje mnie, że wszyscy znajomi są pewni, że przegramy wybory prezydenckie i będzie zamordyzm. Pamiętam nasz skrajny pesymizm, gdy wprowadzono stan wojenny. Byliśmy pewni, że mrok nastał na stulecie, a po ośmiu latach szlag trafił imperium. Teraz to nie potrwa dłużej. Tylko bieda, że za dziesięć lat, jeśli dożyję, będę miał na karku 80. To darowany czas, szkoda mi go. • Zaciska się pętla. Jednego dnia wiadomość o śmierci kolegi z klasy, zaraz potem trafiam na nekrolog znajomej ze Sztokholmu. I nagle dowiaduję się, że moja bliska kuzynka… Ale po kolei. Od lat się gniewam, że ona do mnie nigdy pierwsza nie zadzwoni, tylko ja podtrzymuję kontakt. Na dodatek utopiłem kiedyś komórkę i straciłem jej numer. Zaparłem się, niech ona pierwsza zadzwoni. Już nigdy nie zadzwoni. Jest po dwóch udarach. Mieszka w domu opieki. Nazajutrz telefon od przyjaciela, jego żona na nartach we Włoszech miała udar. A zupełnie przed chwilą wiadomość, że poderżnięto gardło mojemu koledze, dziennikarzowi Krzysiowi Leskiemu (szlachetny – dwa lata temu nie przyjął odznaczenia od Andrzeja Dudy). Wnioski: trzeba się śpieszyć spotykać ludzi, nie naburmuszać, nie można zwlekać. I trzeba się cieszyć każdą chwilą. I koniecznie załatwić sobie pigułkę, szybką, przyjemną i niezawodną, która w ciągu sekundy przenosi higienicznie i pięknie w nieistnienie. Co warte jest życie bez ładnej puenty? • W maju będzie komunia mojego młodszego synka, Frania. Patrzę na to krzywym okiem. Ani ja, ani żona nie chodzimy do kościoła, żona mówi, że wierzy, ale nie wierzę, że wierzy, a jak wierzy, to doprawdy nie wiem w co. Ja głęboko nie wierzę. Ale moje dzieci lubią lekcje religii. Do kościoła jednak nie chodzą, nie mają z kim, zresztą nie wykazują też ochoty. A księdza nie wpuściłem, jak chodził po kolędzie, chciałem mu oszczędzić przykrych pytań, jakie bym mu zadał. Okazało się, że mają zanotowane, że ksiądz został niegrzecznie niewpuszczony. Wypomnieli to już kiedyś żonie. I ona teraz się boi iść do naszego kościoła, że ją opieprzą i na komunię Frania zgody nie dadzą. Mówię, że ja chętnie pójdę i dam im popalić. Żona jednak chce tej komunii. Umywam ręce. Ale to nie koniec kościelnej męki. Po świętach żona z dziećmi pojechała na kilka dni do leśnego domku kuzynki, tam wiejski kościół, gdzie Franio był chrzczony. Z tego kościoła z kolei potrzebny jest akt chrztu. Ksiądz brzuchaty i grubianin, powiedział, że nie da, nie ma czasu. Nazajutrz też nie będzie miał czasu, ma ważniejsze rzeczy na głowie. Nic go nie obchodzi, że ona jechała z Warszawy. Jak tu wierzyć w polski Kościół? Chcieliśmy dać dzieciom wybór, ale polski Kościół w tym przeszkadza. Jakiś czas temu spotkałem mądrego księdza, który mi się skarżył, że polski Kościół przeszkadza mu w wierze. Nie tylko jemu. • Mój przyjaciel Krzyś, autor słynnej stoczniowej „Piosenki dla córki”, mieszka na stałe w Toronto. Ale wiele podróżuje. Zafascynowany teraz argentyńską Patagonią. Na kilka miesięcy osiadł w miejscowości El Chaltén, u podnóża ośnieżonych Andów, gdzie króluje potężny biały kieł Cerro Torre w masywie Fitz Roy. Ale nawet na antypodach Krzyś nie potrafi uwolnić się od Polski. I cierpi. Pisze mi: „Na YouTubie znalazłem skok Kubackiego, a w tle zapiewajło narodowy z TVP. I do tej histerii narodowej w głosie musiał dodać oczywiście wątek religijny. Przed nami co najmniej parę tygodni onanizmu narodowego. I ten język mediów – Kubacki zdeklasował, rozwalił, rozniósł rywali. A on taki normalny, skromny chłopak. W języku mediów pełno agresji zaplątanej w kompleks niższości. My już nic normalnie nie możemy – ani wygrać, ani czegoś dokonać, coś osiągnąć. Wszystko musi powalać na glebę innych. Drugi Iran, tylko nie ma kto ich stuknąć z drona. Rzygać mi się chce, gdy słyszę takie świętojebliwe banialuki. Coraz bardziej czuję się wyobcowany ze współczesnej Polski. Ta szara masa nienawistnych przygłupów przeraża mnie i odstręcza”. Mnie też, Krzysiu, to odstręcza, już nawet

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2020, 2020

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun