Czy pisarze na własne życzenie stracą Dom Pracy Twórczej w Oborach? W “Przeglądzie” z 6 marca br. artykuł o tym, że Dom Pracy Twórczej w Oborach może zostać pozbawiony dobrego gospodarza, zatytułowałam “To nie jest czyjś folwark”. Okazało się, że jest. Przypominam sprawę: kierownika domu, p. Artura Czestyńskiego, po 11 latach znakomitej pracy posłano na zieloną trawkę. Nagle znalazły się zarzuty, a choć Czestyński punkt po punkcie dowiódł ich nieprawdziwości, jego zwierzchniczka, dyrektorka Fundacji Domów Pracy Twórczej, nie cofnęła decyzji. Jej zaciekłość była za widoczna, by nie wywołać wrażenia, że w grę wchodzą osobiste motywacje. Zwracał na to dobitnie uwagę w swoich tekstach w “Trybunie” Leszek Żuliński. O skandalu pisali również: Maria Łopatkowa i Janusz Osęka w “Życiu Warszawy”, Ewa Berberyusz w “Kulturze” paryskiej, Marek Nowakowski w “Rzeczpospolitej”. Nie okazaliśmy wystarczającej konsekwencji. Część z nas uważała, że nie należy wywlekać środowiskowych brudów na publiczny widok. Niestety, jednak trzeba. Artur Czestyński odchodzi. Najwyraźniej komuś bardzo spieszy się do służbowego mieszkania w oborskim pałacu, skoro prezeska Fundacji, pani Kamilla Mondral, jeszcze przed zwolnieniem Czestyńskiego wysmażyła kuriozalne pisemko, wzywające do wyprowadzki – i wyznaczające jej termin (!). Wypowiedzenie i to “wzbogacone” negatywną, z gruntu nieprawdziwą oceną swojej pracy, Czestyński otrzymał na dwa lata przed emeryturą. Z takim wilczym biletem ma z głowy jakąkolwiek posadę. Właśnie on, profesjonalista z najprawdziwszego zdarzenia, fanatyk dobrej roboty, wyśmienity menedżer. Afera jest tak grubymi nićmi szyta i obrana z pozorów, że zdumienie ogarnia nad nieuwagą czy łatwowiernością tych kolegów z SPP, ZLP i Pen Clubu, którzy się na tym nie poznali. Jeżeli Czestyński – jak nam wmawiano – zasłużył na kopniaka, to dlaczego jednocześnie zachęca się go, by zgodził się na status zarządcy hotelowej części Domu, do którego dojeżdżałby z Warszawy, ale niekoniecznie… Załóżmy, że dyrektor Zach postawiła serio tę absurdalną propozycję. A więc tu lament nad brakiem gotówki, tu gotowość na dodatkowy etat, dodatkowe koszta? Widać pieniądze na Krakowskim Przedmieściu (siedziba stowarzyszeń literatów – przyp. red.) jednak są i to w nadmiarze. Brać i wyrzucać. Podobnie jak na ewentualny etat pielęgniarki, która miałaby nam zastąpić dr Marię Czestyńską, nieocenioną w bezinteresownej trosce o gości domu, wymagających lekarskiej pomocy. Gdy Czestyński nie dał się nabrać na “część hotelową” i odmówił, pojawia się następny wabik: obietnica, że jeśli wycofa skargę z Sądu Pracy, jego sprawa okaże się do załatwienia… Odpowiada pisemnie: “(…) Dochodzenie prawdy na drodze sądowej to ostateczność, ale też jedyna gwarancja przywrócenia mi dobrego imienia oraz odebranych uprawnień pracowniczych. (…) Gotów jestem wykazać dobrą wolę i zgodzić się na wycofanie pozwu. Najpierw jednak musi ustać przyczyna, która do niego doprowadziła. Warunkiem niezbędnym jest zatem wycofanie przez Dyrekcję Fundacji nieprawdziwych zarzutów i przywrócenie mi w pełni bezpodstawnie odebranych praw pracowniczych”. Odpowiedź nie nadeszła, bo i po co? Podstęp się nie udał. Oburzony sytuacją zrezygnował z członkostwa w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich wybitny prozaik, Tadeusz Konwicki. Oddali legitymacje ZLP Maria Łopatkowa i Leszek Żuliński. Niezależnie od listów sygnowanych za każdym razem przez wielu literatów, niektórzy z nas wystąpili z indywidualnymi protestami. Wśród innych Andrzej Braun, Mieczysława Buczkówna, Jerzy Ficowski, Julia Hartwig, Maria Janion, Stanisław Kowalewski, Alina Witkowska… Pisałam do prezesa ZG SPP, p. Janusza Odrowąża-Pieniążka: ”»Konflikt oborski« wszedł w tak skandaliczne stadium, że prośba, by nie nagłaśniać sprawy w mediach, nie może być respektowana. Zostaliśmy zapewnieni (co figuruje w protokole), że przed zakończeniem arbitrażu nie zostaną podjęte żadne rozstrzygnięcia. Zebranie odbyło się 12 maja bm., poczem kierownik otrzymał wypowiedzenie pracy z datą 11 maja. Jak to rozumieć? Wszystkie istotne zarzuty wobec p. Czestyńskiego okazały się niesłuszne, żeby nie powiedzieć: skłamane. Pani prezes Fundacji, niepokojąco nie panując nad wydarzeniami, wspiera dyktatorskie zapędy i wybryki dyrektorki, notabene przyjętej poza konkursem. Na zebraniu oświadcza, że ostatecznie nic nie ma przeciwko pozostawieniu p. Czestyńskiego, poczem wysyła mu podpisany przez siebie, a bezprawny nakaz opuszczenia mieszkania. To kompromitujące, wtedy przecież jeszcze nie poprzedzone rozwiązaniem umowy o pracę, pisemko dobitnie ilustruje niepowagę działań Fundacji. Trudno sobie wyobrazić lepsze warunki dla administratorki, która chce się w Fundacji szarogęsić i nie fatyguje się
Tagi:
Anna Strońska