Z gadziej perspektywy Pan prezydent Warszawy, Paweł Piskorski, ma znakomite wyczucie mediów. Nie ma dnia w Warszawie, żeby z którejś gazety, lokalnej rozgłośni radiowej, kanału telewizyjnego nie wyskakiwał młody, przystojny i ciepłym, medialnym głosem obwieszczał kolejny swój, wspaniały plan, czyniący z Warszawy oazę pomyślności. Cóż z tego, że plany pozostają jedynie faktami prasowymi. Cóż z tego, że w wyniku arogancji i zupełnego niezrozumienia mechanizmów pracy parlamentarnej prezydent Piskorski przegrał w czasie ostatnich głosowań budżetowych wszystkie swoje poprawki, zwiększające dotacje budżetowe dla warszawskiej komunikacji. Co gorsza, głosował przeciwko podobnym, SLD-owskim poprawkom, które miały szansę na sukces. Także wobec poprawki mojego współautorstwa, która jako jedyna przeszła w Sejmie i zwiększyła dotację dla metra o 30 milionów złotych. Widać pan prezydent Piskorski kocha Warszawę jedynie w swoich planach. Każde inne korzystne rozwiązanie, ale pochodzące z innej strony, jest już nieakceptowalne. Pan prezydent Piskorski ma znakomite wyczucie mediów i miły w radiu głos. Codziennie chce podjąć herkulesowe dzieło. W zeszłym tygodniu zaproponował w Sejmie ograniczenie prawa do wyrażania społecznego protestu, prawa do demonstracji. To zrozumiałe, że polityk warszawski, znając kłopoty komunikacyjne miasta, chce zyskać popularność każdą decyzją odciążającą ruch w stolicy. Nawet zakazem demonstracji. Ale są granice autoreklamy “picowania”, zwanego już przez warszawiaków prezydenta “Pickorskiego”. Prawa o zgromadzeniach i demonstracjach nie tworzy się jedynie na użytek Warszawy i wygody stołecznych notabli. Nie można żądać dla Warszawy specjalnych przywilejów, np. wyrzucenia demonstrantów na peryferie miasta, i jednocześnie żądać od budżetu centralnego dofinansowania warszawskich inwestycji komunikacyjnych. Jeśli chce się stołeczności, to we wszystkich jej aspektach. Ograniczając demonstracje w stolicy, polityk Unii Wolności chce uderzyć w swoich politycznych przeciwników. Przede wszystkim w OPZZ, Samoobronę, Kółka Rolnicze, Solidarność RI, czy radykalne odłamy Solidarności. Ale w praktyce każdy z tych związków posiada wystarczającą bazę organizacyjną i prawniczą, by spełnić nawet proponowane przez “Pickorskiego” zaostrzenia i każdą swoją demonstrację przeprowadzić. Za te biurokratyczne bariery skutecznie zablokują protest organizacji pozarządowych, kontrkulturowych, antyfaszystowskich, antyrasistowskich itp. Powróci biurokratyczna, PRL-owska blokada protestów. Ciekawe, że pan prezydent “Pickorski” odwołujący się w wywiadach prasowych do swojej konspiracyjnej, jeszcze PRL-owskiej młodości, teraz proponuje recydywę PRL-owską. Nowemu pokoleniu, nowym protestującym chce zablokować możliwości działania, a może awansu politycznego. Zresztą, gdyby regulacje proponowane przez prezydenta “Pickorskiego” weszły w życie, to np. nie moglibyśmy mu zorganizować demonstracji poparcia dla jego, uwalonego w parlamencie “Kontraktu dla Warszawy”. Ze względu na dwutygodniowy termin zgłaszania akcji protestacyjnej. W PRL-u zaniepokojony demonstracjami dygnitarz proponował: “Zadzwońcie po milicję!”. Teraz działacz partii zwanej Unia Wolności chce z Sejmu uczynić organ policyjny. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Piotr Gadzinowski