Zagadki masakry w Kunduz

Zagadki masakry w Kunduz

Czy komandosi Bundeswehry polują na talibów w Afganistanie? Komisja śledcza Bundestagu rozpoczęła dochodzenie. Ma ono wyjaśnić zagadki tzw. afery Kunduz, czyli najkrwawszej operacji przeprowadzonej przez armię niemiecką po II wojnie światowej. Jak powiedział członek komisji z ramienia SPD, Rainer Arnold, należy postawić pytanie, czy to politycy okryli tę sprawę mgłą tajemnicy, czy też próbowali ją zatuszować wojskowi. Być może do masakry doszło, ponieważ komandosi Bundeswehry realizowali w Afganistanie bardziej agresywną taktykę, innymi słowy – polowali na czołowych talibów. Jak pisaliśmy w „Przeglądzie”, dramat rozegrał się nad rzeką Kunduz w północnym Afganistanie. W rejonie tym stacjonują wchodzące w skład międzynarodowych sił ISAF oddziały Bundeswehry, ich dowódcą jest niemiecki generał. 3 września 2009 r. talibowie uprowadzili dwa samochody cysterny z paliwem. Nie uciekli daleko, ciężarówki utknęły na mieliźnie podczas przeprawy przez rzekę Kunduz. Wokół cystern zebrali się tłumnie wieśniacy, być może pragnący zdobyć darmowe paliwo. Od godz. 23 porwane pojazdy były śledzone przez lotnictwo NATO. Najpierw zadanie to wypełniał amerykański samolot B-1. Trudno powiedzieć, dlaczego ta wielka maszyna, zdolna do przenoszenia broni atomowej, została użyta do misji rozpoznawczej. Federalne Ministerstwo Obrony wyjaśnia, że bombowiec akurat znajdował się w powietrzu, ponieważ szukał uszkodzonego przez rebeliantów niemieckiego pojazdu wojskowego Dingo. B-1 miał zniszczyć ten samochód, aby znajdująca się w nim radiostacja nie dostała się w ręce talibów. Eksperci od spraw wojskowych uważają tę informację za mało prawdopodobną. Do odnalezienia pojazdu bardziej przydatny byłby śmigłowiec. Potem obserwację cystern przejęły dwa amerykańskie myśliwce F-15. Dowódca „obozu polowego”, czyli bazy wojskowej Bundeswehry w Kunduz, płk Georg Klein, zażądał zbombardowania ciężarówek z powietrza. Piloci F-15 nie byli do tego skorzy. Kilkakrotnie proponowali, że przelecą nisko nad cysternami, aby zgromadzeni ludzie zostali ostrzeżeni i mogli uciec. Niemiecki oficer nie wyraził na to zgody. W końcu 4 września o godz. 1.49 w nocy piloci zrzucili dwie bomby. Były one mniejszego kalibru, niż domagał się pułkownik, ale i tak doszło do masakry. Według oficjalnych informacji NATO, w ataku zginęło 142 Afgańczyków, w tym wielu cywilów. Do szpitali przewieziono licznych rannych. Tragedia wywołała gniew prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja. Także nowy dowódca wojsk ISAF, amerykański generał Stanley McChrystal, nie szczędził słów krytyki. Zamierzał pozyskać „serca i umysły” Afgańczyków także przez zmniejszenie strat wśród ludności cywilnej, tymczasem na rozkaz niemieckiego sojusznika urządzono krwawą łaźnię. McChrystal wysłał na miejsce zdarzenia ekipę dochodzeniową. Płk Klein zaraz po ataku położył się spać, zamiast zgodnie z zasadami NATO bezzwłocznie przeprowadzić rozpoznanie. Zapewniał potem, że w zaistniałych okolicznościach postąpił słusznie. Musiał przecież chronić swych żołnierzy, ponieważ uprowadzone cysterny mogły zostać użyte jako bomby w ataku na bazę Bundeswehry w Kunduz (aczkolwiek samochody tkwiły w piasku i nic nie wskazywało, że talibowie zdołają je uruchomić). Niemiecki oficer oświadczył też, że zgodnie z dostępnymi wtedy informacjami istniało wysokie prawdopodobieństwo, iż ofiarami ataku będą tylko „wrogowie odbudowy Afganistanu” (jak w wojskowej nowomowie określani są rebelianci). Federalny minister obrony Franz Josef Jung w jednoznacznych słowach uznał nalot na cysterny za całkowicie usprawiedliwiony i zapewniał, że wśród zabitych są wyłącznie talibowie. Komentatorzy nad Renem i Szprewą zastanawiają się, czy rząd niemiecki naciskał na dygnitarzy Paktu Północnoatlantyckiego, aby płk Klein został w raporcie NATO potraktowany łagodnie. Podobno władze w Berlinie zabiegały o ukończenie tego dokumentu dopiero po wyborach do Bundestagu (27 września). Według informacji tygodnika „Der Spiegel”, kiedy w Republice Federalnej składał wizytę naczelny dowódca sił Paktu Północnoatlantyckiego w Europie, adm. James G. Stavridis, urzędnicy rządowi dali mu do zrozumienia, że zbyt ostre potępienie płk. Kleina może doprowadzić w Niemczech do problemów prawnych. Władze w Berlinie otrzymały raport NATO 29 października. Liczący kilkaset stron dokument wciąż jest ściśle tajny, jednak niektóre informacje przeniknęły do prasy. Raport, zwany COM ISAF, jest wobec płk. Kleina krytyczny. Stwierdza, że dowódca ten nie przestrzegał procedur NATO, ponadto wraz z towarzyszącym mu lotniczym oficerem łącznikowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2010, 2010

Kategorie: Świat