Amerykańscy łowcy wraków odnaleźli szczątki legendarnego okrętu, pełnego armat i złota Był to najpiękniejszy i najlepiej uzbrojony okręt swoich czasów. Na pokładach miał ponad 100 spiżowych armat. Ale ani artyleria, ani załoga złożona z najlepszych wilków morskich Anglii, ani kunszt nawigacyjny doświadczonego dowódcy, admirała Johna Balchena, nie uchroniły żaglowca przed zagładą. HMS „Victory”, poprzednik słynnego okrętu admirała Nelsona, poszedł na dno podczas potwornej nawałnicy na kanale La Manche 4 października 1744 r. Z załogi liczącej, według różnych źródeł, od 900 do 1150 ludzi nikt nie ocalał. Wraz ze „Zwycięstwem” spoczęło na dnie sto tysięcy monet portugalskich, wiezionych z Lizbony dla angielskich kupców – to mniej więcej cztery tony złota. Przez dziesięciolecia szukano wraku sławnego żaglowca. Nadaremnie. Dopiero 1 lutego br. kontrowersyjna, ale skuteczna amerykańska firma Odyssey Marine Exploration podała sensacyjną wiadomość – wrak HMS „Victory” został odnaleziony na dnie kanału La Manche na głębokości około 108 m. Wartość szczątków okrętu, a zwłaszcza „złotego ładunku” jest ogromna. Odyssey Marine Exploration, mająca siedzibę w Tampie na Florydzie, specjalizuje się w tropieniu zatopionych okrętów z dawnych epok. Odszukała ich już setki. „Victory” zlokalizowano w maju 2008 r., jednak sukces został ujawniony dopiero teraz, aby utrzymać z dala konkurencję. Dyrektorzy Odyssey przezornie zwrócili się do sądu federalnego w Tampie o przyznanie wyłącznych praw do eksploracji wraku, znajdującego się poza wodami terytorialnymi Wielkiej Brytanii. Ale urzędnicy Ministerstwa Obrony w Londynie ostrzegli – jeśli rzeczywiście odnaleziono „Victory”, jest to okręt wojenny, do którego Wielka Brytania wciąż ma suwerenne prawa. Żadna akcja nie może więc zostać podjęta bez jednoznacznej zgody władz Zjednoczonego Królestwa. Szefowie Odyssey podejmą zapewne negocjacje z rządem brytyjskim w celu ustalenia zasad wspólnego badania szczątków okrętu (i oczywiście podziału łupów). Według dobrze poinformowanych źródeł, w 2007 r. władze brytyjskie zawarły już ugodę z amerykańską firmą w sprawie pół miliona złotych i srebrnych monet, wydobytych z wraku XVII-wiecznego okrętu wojennego „Sussex”, który zatonął w Cieśninie Gibraltarskiej w 1694 r. Wartość skarbów z „Susseksa” oceniana jest na 500 mln dol. Umowa ta rozsierdziła władze Hiszpanii, które nazywają ludzi z Odyssey współczesnymi piratami i twierdzą, że złoto i srebro zostało podstępnie zabrane z hiszpańskich wód terytorialnych bez zgody Madrytu. W 2007 r. hiszpańskie patrolowce dwukrotnie zatrzymywały okręty Odyssey wraz z załogami. Za każdym razem zwolniono je po siedmiu dniach. Eksperci prawni ostrzegają obecnie, że jeśli Londyn przystanie na ugodę w sprawie eksploracji „Victory”, oznaczać to będzie złamanie konwencji ONZ w sprawie archeologii morskiej, która przewiduje ochronę podwodnego dziedzictwa kulturowego. Wielka Brytania ma wkrótce podpisać konwencję i już zobowiązała się do jej przestrzegania. „Piraci” z firmy Odyssey nie przejmują się takimi problemami. Ich statek poszukiwawczy „Odyssey Explorer” wielokrotnie opuszczał na dno automatycznego robota, który podniósł ze szczątków „Victory” dwie armaty z brązu opatrzone herbem króla Anglii Jerzego II oraz inne przedmioty. Obecnie wartość jednego takiego działa oceniana jest na 10-20 tys. funtów. Amerykanie robili wszystko, aby utrzymać odkrycie w tajemnicy. Odnalezionemu okrętowi nadano kryptonim „Legend”. Pracownicy pokładowi Odyssey musieli podpisać deklaracje zobowiązujące ich do milczenia. Dokładnej lokalizacji wraku firma z Florydy nie chce wyjawić także obecnie, jakoby z troski, aby nie został on splądrowany przez innych. Miejsce to nazwano tylko „Site 25C”. Na powierzchni o wymiarach 61 na 22 m leży tu 41 spiżowych armat, w tym osiem ogromnych 42-funtówek, każda o masie jednej tony. Sieci rybackie poprzesuwały większość dział, tak że leżą ułożone równolegle do stępki. Amerykańscy łowcy wraków natrafili również na leżące wśród szklanych butelek i innych współczesnych śmieci miedziany kocioł do gotowania, dwie kotwice oraz dziesięciometrowy ster „Victory”. Prezes i współzałożyciel Odyssey, Greg Stemm, oświadczył tylko: „Znaleźliśmy ten okręt w odległości ponad 80 km od miejsca, w którym, jak przypuszczano, zatonął. To wielka sprawa z uwagi na historię tego żaglowca. Rzadko trafiają się okazje rozwiązywania tak dawnych tajemnic”. We flocie Wielkiej Brytanii służyło sześć okrętów o dumnej nazwie „Victory”.
Tagi:
Krzysztof Kęciek