Zagłada Żydów z Zagórowa

Zagłada Żydów z Zagórowa

Do 1939 r. w Zagórowie, małym miasteczku we wschodniej Wielkopolsce, mieszkali Polacy, Żydzi i Niemcy. Tę wspólnotę mieszkańców i różnorodność ich świata symbolizowały trzy okazałe świątynie: kościół katolicki, synagoga i kościół ewangelicki – „niemiecki”, jak tu mówiono. Wszystko to runęło w gruzy po zajęciu miasta przez Wehrmacht kilka dni przed świętem Rosz ha-Szana w 1939 r. Żydowscy mieszkańcy Zagórowa zostali zamknięci w getcie, które zlikwidowano w 1941 r. „Likwidacja zagórowskiego getta była traktowana jako jeden ze swoistych poligonów doświadczalnych służących testowaniu technik masowego unicestwiania ludzi”, pisze we wstępie do książki Dwa życia jak dwa psalmy Mirosław Słowiński. Książka ta jest zapisem rozmowy z Leonem Jedwabiem z Australii, ostatnim żyjącym Żydem z Zagórowa, i jego żoną Toshą. Matka, siostra i brat Leona Jedwabia zginęli, jemu udało się przeżyć dzięki temu, że wysłano go do obozu pracy w Inowrocławiu. Był potem w obozie w Andrzejowie pod Łodzią i w Auschwitz-Birkenau, wreszcie w marszu śmierci trafił do Buchenwaldu. Tam w kwietniu 1945 r. wyzwolili go Amerykanie. 10 dni w Buchenwaldzie Leon Jedwab, ostatni żyjący Żyd z Zagórowa Rozmawia Eva Urbach – Nadszedł koniec kwietnia. Którego roku? – 1945. Kiedy przyjechaliśmy do Buchenwaldu, było tam 71 tys. więźniów. Zanim nas oswobodzono, zostało 21 tys. Udało im się w ciągu 10 dni zgładzić 50 tys., wywożąc ich ciężarówkami i rozstrzeliwując w lasach, pozbywając się ich w masowych grobach. (…) Nie wiem, czy wszyscy wiedzieli coś poza tym, że mieli nas zabrać do innych obozów pracy, wywieźć w głąb Niemiec, żeby oddalić się od Rosjan. Powiedziałem do Chaima: „Nie ruszam się stąd już nigdzie” – wciąż po tych wszystkich latach udawało nam się być razem. Tylko ktoś, kto to przeżył, może swoim umysłem pojąć, co znaczyło dla nas dwóch przez te wszystkie lata, po przejściu tylu cierpień, być razem i nadal pozostawać razem. By się wzajemnie wspierać? – Tak, i w Buchenwaldzie powiedziałem do Chaima: „Nie ruszam się nigdzie stąd”. Tak czy owak raz mnie złapali. On został w obozie, a mnie złapali na ciężarówkę – to się działo na apelach, na które każdy musiał przychodzić rano. Wsadzali tych wybranych na ciężarówkę i byłem przygotowany na ciężarówkę na następny dzień, żeby nas wywieźli. Zamknęli nas na noc w łaźni i to była moja pierwsza ucieczka od prawdziwej śmierci, uciekłem przez maleńkie okienko, nie byłem wtedy duży. Ale nadal miał pan siłę, żeby to zrobić? – Jak powiedziałem, chciałem dostać się z powrotem do naszego baraku, bo chciałem być z Chaimem i to mnie pchało, żeby do niego wrócić. Czy inni ludzie też się wydostali, gdy pan uciekł? – Kilku z nich też, ale oni nie mieli za bardzo powodu, nie wiedzieli, dokąd jadą. Mówiono im, że zabierają ich do innych obozów pracy. Druga ucieczka wydarzyła się, kiedy przyszli do baraków i wyciągali ludzi z łóżek, żeby ich wsadzić na ciężarówki i wywieźć. Było to w ciągu kilku ostatnich dni, 10 ostatnich dni przed oswobodzeniem. A nasze baraki były na górze, trzeba było przejść wiele stopni, bo było to na pochyłym terenie, i złapali mnie, a ja byłem bardzo słaby i nie mogłem chodzić i powiedziałem do niego… Do esesmana? – Do esesmana, „Jestem chory, nie mogę chodzić”. On mi odpowiedział: „Nie jesteś chory, du bist faul (jesteś leniwy)” i kopnął mnie w plecy. A ponieważ kopnął mnie z góry – spadłem na dół z tych wszystkich schodów. A przed barakami leżała sterta martwych ciał, którą stamtąd zabierano w nocy. Udało mi się spaść na tę stertę martwych ludzi i zostałem tam, a on może musiał odejść gdzieś indziej albo myślał, że umarłem. Kiedy esesmani odeszli, wstałem i poszedłem z powrotem do baraków. To nie był jeszcze koniec, był następny apel i znowu mnie wyciągnęli. To wszystko w 1945 r.? – Tak, w 1945, to było 10 ostatnich dni przed oswobodzeniem! Właściwie w ciągu ostatnich 10 dni trzy razy uciekłem od pewnej śmierci. Kiedy zabrali nas z apelu na ciężarówkę, stanęli przed dojazdem do głównej bramy. I oczywiście – niemiecka dokładność – wszystko musiało być w porządku, powiedzieli, ilu ludzi, zapisali to i policzyli ich. Ale zanim ruszyliśmy, esesman wysiadł z ciężarówki, żeby pójść do biura i odłożyć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 49/2012

Kategorie: Historia
Tagi: Eva Urbach