Zagórny na celowniku

Obiecano mu, że jak już trafi do więzienia, to go tam wykończą 14 lipca miał się stawić w jeleniogórskim areszcie, by odbyć 15-miesięczną karę więzienia. Tak orzekł sąd w Jastrzębiu, skazując Mariana Zagórnego – przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego NSZZ Rolników Indywidualnych Solidarność za wysypywanie importowanego zboża na granicy w Muszynie. Zagórny jednak do aresztu nie przybył. Dziennikarzom powiedział, że nie będzie respektował postanowień wymiaru niesprawiedliwości. Czterdziestolatek. Szczupła, ascetyczna twarz, krótko ostrzyżone włosy; takiż zarost. Za paskiem dwa telefony komórkowe. – Jeden numer jest chyba trefny – uśmiecha się, ten drugi nie wszyscy znają. – A gdzie ochroniarze? – pytam, bo słyszałam takie plotki. – E tam, żadni ochroniarze, po prostu koledzy – prostuje Zagórny. – Pomagają mi. Teraz jeździ ze mną dwóch, mogą się przydać. Grożono mi. Życiorys jak malowany Przyszedł na świat w Rybnicy, podjeleniogórskiej wiosce, gdzie osiedlili się rodzice, chłopi spod Lwowa. Był czwarty, najmłodszy w rodzinie. UB ciągle interesowało się przeszłością jego ojca i wujów. Ojciec nie zapisał się do żadnej partii, dorastający Marian także nie. Ciągnęło go do miasta, po zawodówce trafił do “Celwiskozy” i tam zetknął się z “Solidarnością”. Robotniczą. Kiedy ogłoszono stan wojenny, był działaczem komisji zakładowej. Na krótko został internowany, później wyrzucony z pracy. Zajęcie i schronienie znalazł, jak wielu solidarnościowców, w jeleniogórskim “Simecie”. A potem życie upomniało się o swoje. Ojciec już nie dawał sobie rady i Zagórny przejął 17-hektarowe gospodarstwo. Powiększył je nawet do 40 ha, odkupując zaniedbaną popegeerowską ziemię. Nie przestał być działaczem, tyle że z “Solidarności” robotniczej przeszedł do rolniczej, a właściwie odtworzył struktury “S” RI sprzed stanu wojennego. Gdy rolniczą “S” zalegalizowano, Zagórny wszedł do władz wojewódzkich związku. Ale to były już lata 90. i Leszek Balcerowicz zafundował chłopstwu wraz z reformą błyskawicznie rosnące oprocentowania wziętych wcześniej kredytów. Wkrótce związkowcy mieli ręce pełne roboty. OKO na granicę… Rybnica leży na trasie Jelenia Góra-Zgorzelec, więc trudno się dziwić, że działacz związkowy zwrócił uwagę na granicę. Przez tę granicę zaczęła szybko wjeżdżać żywność, np. świnina pełna hormonów z byłej NRD i to był pierwszy “graniczny” protest Zagórnego. Wcześniej związek zwracał uwagę rządowi na nie kontrolowany import zbóż. “Swój” rząd nie słuchał, zajęty ustrojową transformacją. Nie słuchał rolników także rząd SLD-PSL. Wtedy Zagórny tropił na granicy skażoną wołowinę z krajów Unii. Złożył nawet w tej sprawie doniesienie do prokuratury na… premiera Cimoszewicza. Bez żadnego skutku. – Ta wołowina – powiada Zagórny – do dziś przychodzi do Polski. U nas zmienia się opakowanie i w takiej wersji kupujemy ją w sklepie. Mówili nasi ludzie, że niektórzy posłowie pośredniczyli w tym interesie. To są duże pieniądze. W 1996 roku powstał Ogólnopolski Komitet Protestacyjny Rolników. Pierwszym przewodniczącym komitetu został Marian Zagórny, a pierwsze akcje protestacyjne skierowano na Warszawę. – W listopadzie wylaliśmy gnojowicę pod Ministerstwem Rolnictwa, pod Sejmem i Urzędem Rady Ministrów. Potem rzuciliśmy kury do gabinetu ministra Jagielińskiego, pod Sejm poszły owce, a pod URM – koryto. Chodziło o zwrócenie uwagi na nasze postulaty, głównie o ten bezcłowy import zbóż, ale także o import drobiu, wieprzowiny. To szło z Zachodu, a od nas nie kupowano albo płacono niskie ceny. W sklepach też nie było taniej, nie zyskiwał więc konsument, tylko ten, kto sprowadzał – tyle jest prawdy w gadaninie o wolnym rynku. Zboże na torach Ogólnopolski Komitet Protestacyjny Rolników po raz pierwszy wyszedł na tory w Muszynie w październiku 1997 roku. Wtedy tylko przyspawali koła wagonu towarowego z importowanym zbożem. Wiosną roku następnego zaczęli wysypywać ziarno, kolejne akcje zorganizowali w lipcu, sierpniu i październiku, a potem jeszcze dwie w 1999 roku. Po ostatniej akcji rząd podjął decyzję o podniesieniu ceł na zboże i niektóre surowce rolne. Uważają, że to m. in. ich zasługa, tylko pytają, dlaczego sądy karzą ich przewodniczącego, skoro protestowali w słusznej sprawie. Ziarno na torach to trochę jak chleb na ziemi – mówią ci, którzy nie akceptują takiej formy protestu. Drżały nam ręce – odpowiadają, ale nie mieliśmy wyjścia. Nikt nas

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 30/2000

Kategorie: Wydarzenia