Kiedy dopłynąłem do Fort Selkirk, Indianie nie mogli uwierzyć, że samotnie pokonałem kanion Rozkładam sprzęt, spoglądam na olbrzymie przestrzenie. Dookoła pustka. Cisza, aż uszy bolą. Północna Kanada, Jukon. Obszar dwukrotnie większy od Polski, na którym mieszka tylko 36 tys. ludzi, a niedźwiedzi grizzly, według tutejszych myśliwych, jest 80 tys. – Chcesz ten wózek przeciągnąć przez South Canol? – uśmiecha się 45-letni Indianin z Johnson’s Crossing przy drodze Alaska Highway. Canol to legenda tak samo wielka jak złoto Klondike. Rozpoczyna się właśnie tutaj i wije niczym wąż przez dziewicze rejony Jukonu. Nazwa wzięła się od Canadian Oil. 50 lat temu, podczas II wojny światowej, oddział inżynieryjny amerykańskiej armii nadzorował budowę drogi i rurociągu z pól naftowych w Norman Wells na Terytoriach Północno-Zachodnich do rafinerii w jukońskim Whitehorse. Kiedy Japończycy zaatakowali instalacje naftowe na Wyspach Aleuckich, rząd amerykański postanowił lepiej się zabezpieczyć przed najeźdźcami. Potrzebowano ropy, i to jak najbliżej Alaski. Olbrzymie złoża odkryto w dorzeczu Mackenzie. Postanowiono przeciągnąć rurociąg przez samo serce dzikich gór. Pod koniec wojny rurociąg niestety zamknięto. Eksploatacja okazała się nieopłacalna. Produkcja w Whitehorse była bardzo kosztowna, dlatego w kwietniu 1945 r., po niecałym roku od operacji, projekt został przerwany. Stalową rurę i większość sprzętu zabrano. Obecnie w tym bardzo odległym i niedostępnym górskim terenie jedynie South Canol jest utrzymywany przez rząd Jukonu. Kiedy podróżnik zapuszcza się na North Canol, może jeszcze znaleźć fragmenty drogi, resztki niektórych budynków i wraki pojazdów. To właśnie tędy przebiega coś, co ostatecznie przybrało nazwę Canol Heritage Trail. Szlak na tym odcinku (350 km) aktualnie nie ma nic wspólnego z drogą – to największe wyzwanie trekkingowe w północnej Kanadzie. Na przekór losowi Pierwszy raz usłyszałem o Canol od uroczej blondynki z Norman Wells, gdy samotnie płynąłem kanoe przez całą Kanadę. Sztorm na Mackenzie zmusił mnie do trzydniowego postoju w miasteczku. Tam poznałem Jennifer. Oprowadzając mnie po zaułkach Norman Wells, wskazała palcem dzikie góry Mackenzie. – Marcin, stamtąd ciągnie się najtrudniejszy szlak w północnej Kanadzie. Do Ross River w 2007 r. wystartowałem na Canol Trail z zamiarem pokonania tego szlaku zimą, na nartach. Przede mną tylko jednej ekspedycji powiodło się takie wyzwanie. Nicolas Vanier, francuski maszer, przy wsparciu siedmiu skuterów śnieżnych pokonał zimą North Canol. Przemierzyłem wówczas na nartach i skuterem część South Canol Trail. Jednak z powodu głębokiego śniegu oraz kontuzji Macieja Majerskiego przerwałem wyprawę. Największą przeszkodą w takiej przeprawie jest głęboki śnieg. Zaspy dochodzą do 3-4 m. W zeszłym roku pięciu śmiałków na skuterach śnieżnych próbowało pokonać Canol. Przegrali z naturą. Zbyt dużo puszystego śniegu. Temperatury w górach Pelly oraz Mackenzie dochodzą do minus 50 stopni. Szaleją porywiste wiatry, a podejścia są strome. Jednak w 2008 r. razem z Rupertem Dookiem, 40-letnim podróżnikiem z Yellowknife, udało mi się pokonać najtrudniejszy odcinek Canol od granicy z Jukonem po rzekę Carcajou. Każdy z nas miał wówczas samotnie zdobywać szlak, lecz znaleźliśmy się w tym samym miejscu w tym samym czasie. Całkowity przypadek. Jakby to było nam przeznaczone. Postanowiliśmy połączyć siły. Po 24 dniach przeprawy przez doliny, bagna, wzniesienia, górskie rzeki oraz góry Mackenzie i pokonaniu 350 km dotarliśmy do rzeki Carcajou. Tym samym przeszliśmy góry Mackenzie. Jednak wciąż marzyłem o pokonaniu odcinka z Johnson’s Crossing do Ross River, niewielkiej osady indiańskiej przy North Canol. Gdy Canol ponownie mnie wezwał, postanowiłem nie tylko samotnie zmierzyć się z South Canol, lecz także przemierzyć całe Terytorium Jukon od Alaska Highway aż po Dawson City. Na niewielki wózek pakuję więc wszystko, co potrzebne do przetrwania w dzikich ostępach. Plecak, dwa wory z żywnością, kuchenki, siekierę, namiot. Wózek to spawana konstrukcja stalowa. Aby uzyskać jak najniższą wagę, wykorzystałem rury cienkościenne. Zrezygnowałem z elementów aluminiowych, ponieważ tylko nieznacznie zmniejszyłyby wagę, natomiast zdecydowanie osłabiłyby konstrukcję. Dyszel wykonany jest ze stali nierdzewnej, z możliwością odpięcia, aby ułatwić transport w całości. Wózek ma 26-calowe
Tagi:
Marcin Gienieczko