(Za)kochajmy się w naturze

(Za)kochajmy się w naturze

Close up heads of young tired couple laying on the ground in the forest after lunch. Early spring, sunny weather. Healthy lifestyle concept

Najlepsze do uprawiania seksu są lasy bukowe i grabowe, które mają gładką ściółkę i mało runa


Dr hab. Łukasz Łuczaj – botanik, autor książki „Seks w wielkim lesie”


Wakacje są idealną porą na rozpoczęcie przygody z seksem na łonie natury?
– Jeszcze lepsze są słoneczne dni pod koniec kwietnia i w maju, kiedy roślinność zielna i liście na drzewach są słabiej rozwinięte. Dobry jest także wrzesień, a z latem bywa różnie. Niektóre fragmenty lasów czy łąk są wówczas masowo nawiedzane przez owady lub mają wysoką wilgotność, ale oczywiście również o tej porze roku można znaleźć bardzo przyjemne miejsca na wspomnianą aktywność; pięknie może być choćby na wykoszonej łące. I nie obawiajmy się tak komarów, których jest zresztą coraz mniej, ani kleszczy, którymi straszą nas na każdym kroku.

Na co, poza wilgotnością i obecnością mrowisk, należy zwrócić uwagę, gdy „mamy ochotę na chwileczkę zapomnienia”?
– Na pewno na obecność wszystkiego, co kolczaste, co w polskich warunkach oznacza zwłaszcza jeżyny, tarninę i robinię akacjową. Z zasady omijajmy także lasy sosnowe, gdyż występują tam twarde szyszki, które zwyczajnie uwierają w plecy. Najlepsze są lasy bukowe i grabowe, które mają zwykle gładką ściółkę i mało runa, dlatego przyjemnie jest się w nich położyć. Do rozważenia są też lasy świerkowe, które są co prawda bardzo ciemne, więc lepiej sprawdzą się w słoneczny dzień, za to mają specyficzny, bardzo przyjemny klimat i sprzyjające podłoże, z drobnymi igiełkami i stosunkowo niewielką ilością dość miękkich szyszek.

A które drzewa mogą stanowić dobrą alternatywę dla łoża?
– Niestety, dużych kłód nadal jest w lasach bardzo mało, mimo że coraz więcej mówi się o tym, że leśnicy powinni w nich pozostawiać martwe drewno. Żebyśmy mogli wygodnie ułożyć się na pniu, jego kora musi być gładka, dlatego idealne do tego celu są buki i osiki, natomiast kiepska jest bardzo chropowata sosna.

Przyroda może być nie tylko scenerią, ale także współuczestnikiem aktów seksualnych. W książce opowiedziałem trochę historii o tym, jak od starożytności ludzie eksperymentują z różnymi roślinami w charakterze dilda (najbardziej niesamowity jest niedojrzały owoc monstery, ale ona niestety nie rośnie w polskich lasach). Spotkałem ponadto osoby, obu płci, które masturbują się grzybami, używają ich jako naturalnych lubrykantów, a nawet takie, które podniecają się na ich widok.

Wiemy już, gdzie można przenieść część naszego życia erotycznego, jednak pozostaje pytanie: po co?
– Korzyści będą się różnić w zależności od osoby, ale niektóre zalety seksu w plenerze są uniwersalne. Na pewno stanowi atrakcyjne urozmaicenie, a że jest tak naturalny, daje szansę na przeżycie czegoś metafizycznego – na połączenie się z całym stworzeniem i poczucie rytmu życia. Dla mnie to zupełnie magiczne.

„Seks w wielkim lesie” napisałem przede wszystkim dla młodszych pokoleń, które są silnie uwikłane we współczesną cywilizację – oferowane przez nią wygody i świat, który stworzyła. Dla osób takich jak te, które były zaskoczone lub wręcz zszokowane, gdy usłyszały ode mnie, że lubię uprawiać seks w naturze. Bo choć seksualność robi się coraz bardziej otwarta, jednocześnie rosną wymagania co do higieny i komfortu. Chciałem zachęcić młodych do spróbowania czegoś nowego, a jednocześnie pomóc im oswoić się z przyrodą.

Słyszałem, że drugą grupą, która chętnie sięga po wspomnianą publikację, są seniorzy.
– Starsi czytelnicy mówią mi, że dzięki niej przypomnieli sobie czasy młodości. Bo przecież kiedyś przyroda była jednym z głównych miejsc intymnych schadzek. Własna izba była czymś bardzo ekskluzywnym, bo ludzie mieszkali w dużych rodzinach, wszędzie wszystko było słychać i zawsze mógł ktoś wejść, dlatego, aby się kochać, trzeba było się oddalić na obrzeża posesji, do lasu czy na pole.

Motyw kochanków chowających się w zbożu przewija się w wielu wspomnieniach i w źródłach etnograficznych.
– Ludzie zapomnieli już, a młodsi mogą nawet tego nie wiedzieć, że kiedyś było ono wysokie. Jeszcze za czasów mojej młodości zwykle sięgało ponad pas, dzięki czemu było idealne do tego, żeby zrobić sobie tunel i w ten sposób zapewnić prywatność.

Wychodzi na to, że nowoczesne rolnictwo, tak jak leśnictwo, nie jest sex friendly.

– Dawniej było nie tylko wyższe zboże, ale także więcej terenów wykaszanych lub wygryzanych przez zwierzęta, na których przyjemniej się położyć. Z drugiej strony obecnie pojawiły się nowe szanse na intymność, bo mamy dużo zakrzaczonych nieużytków czy zarastających lasem dawnych pól, idealnych na kryjówki.

Kochankom sprzyja i to, że ludzie rzadziej wychodzą w teren. Kiedyś wiecznie byli poza domem: siali, pilnowali, nudzili się, łazili na spacery. W tej chwili poza miejscami typowo turystycznymi czy rekreacyjnymi rzadziej można spotkać drugiego człowieka.

Seks w plenerze może dostarczać nie tylko nowych doznań, ale i korzyści zdrowotnych.

– To, co proponuję w książce, jest po prostu ekstremalnym poszerzeniem praktyki nazywanej przez Japończyków shinrin-yoku, czyli kąpielą leśną, której pozytywny wpływ m.in. na układ odpornościowy został udowodniony naukowo. Ale ja nie myślałem o tej książce w poważnych kategoriach, nie dorabiałem do niej żadnej ideologii, proekologicznej czy prozdrowotnej. Ona powstała, bo chciała powstać.

Czy to prawda, że jest pierwszą taką pozycją na świecie?

– Gdy zaczynałem ją pisać, nie było ani jednej podobnej publikacji. Parę książek zahaczało o tę tematykę, np. zawierało porady dotyczące seksu w kontekście biwakowania, ale żadna nie potraktowała jej kompleksowo, co mnie zdziwiło. Z tego powodu najpierw wydałem ją po angielsku, by mogli po nią sięgnąć czytelnicy na całym świecie.

Zapewne wiele osób fantazjuje o tym, o czym można w niej przeczytać, ale nie mogą się przełamać.

– Powszechna jest obawa przed byciem nakrytym oraz możliwymi konsekwencjami. Tymczasem okazuje się, że nie istnieje przepis, który by zabraniał uprawiania seksu na otwartych przestrzeniach czy w państwowych lasach. Potwierdził to rzecznik Komendy Głównej Policji, kiedy TVN robiła materiał o mojej książce i zadzwoniła do niego z prośbą o interpretację. Dlatego wystarczy takie rzeczy robić w miejscach, w których nie kręcą się ludzie. Ryzyko, że ktoś nas zobaczy, jest wówczas minimalne.

Obstawiam, że nierzadki jest także strach, że podczas swawoli coś nas pogryzie albo wejdzie tam, gdzie nie trzeba.

– Ludzie mają przeróżne fobie na tle zwierząt. Boją się rojów gryzących komarów, wyobrażają sobie, że we wszystkich wyższych trawach czyhają na nich kleszcze, a pod każdym kamieniem leży wąż. Polska przyroda tak nie wygląda, więc zamiast jakoś specjalnie rozwijać ten wątek, ograniczę się do apelu, żebyśmy się nie bali. Jeżeli zachowamy zdrowy rozsądek, podobnie jak np. przy siadaniu do pikniku, nic szczególnie złego nam się nie przydarzy.

Z jakimi reakcjami spotyka się „Seks w wielkim lesie”?

– Dominuje bardzo pozytywny odbiór. Słyszę od różnych ludzi, że książka jest inspirująca, dobrze napisana, a pikantność i delikatność są w niej dobrze wyważone, co czyni ją pozycją prawie dla każdego. Właściwie jedynym zarzutem pod jej adresem jest to, że jest za cienka. Teraz, na podstawie historii, z którymi odezwali się do mnie czytelnicy, mógłbym napisać coś dwa razy grubszego, ale nie mogę się zebrać, bo porwały mnie kolejne tematy. Tak po prostu mam – napisałem kilka książek i każda jest o czymś zupełnie innym.

Tytuły mówią wszystko: „Dzikie rośliny jadalne Polski”, „Podręcznik robakożercy”, „Dziki ogród”.

– Każda z nich miała prowokować do myślenia i zachęcać do zmiany nawyków. Wszystkie są bardzo bliskie mojemu sercu, bo są niewyrachowane. Nie miałem żadnego powodu, żeby je napisać, poza szczerą chęcią wejścia w dyskusję ze społeczeństwem. Oczywiście nie wymyśliłem tematów, którym są poświęcone, ale mam wrażenie, że jestem pierwszą osobą w Polsce, która zajęła się nimi na poważnie. Mam poczucie, że jestem trendsetterem i wybiegam średnio dziesięć lat do przodu.

Dodam, że przesłania swoich publikacji wcielam w życie. Nie inaczej jest w przypadku „Seksu w wielkim lesie”. Już po jego ukazaniu się spłodziliśmy z partnerką syna na polanie pod lasem.

Czym jeszcze spróbuje pan zainteresować Polki i Polaków?

– Zacząłem już pracę nad kilkoma książkami, ale nie zdradzę ich tematów ani tytułów.

Tym przyjemniej będzie na nie czekać.

 Łukasz Łuczaj – etnobotanik, popularyzator wiedzy przyrodniczej, aktywista ekologiczny i producent mieszanek nasion do zakładania łąk kwietnych. Pracuje jako profesor na Uniwersytecie Rzeszowskim, mieszka z rodziną w kilkunastohektarowym gospodarstwie w Pietruszej Woli na Podkarpaciu, gdzie prowadzi eksperymenty nastawione na odtwarzanie różnorodności biologicznej. Autor bloga (lukaszluczaj.pl) i wideobloga (youtube.com/@luczaj100).


Fot. Shutterstock

Wydanie:

Kategorie: Obserwacje, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy