Zalegalizowani

Zalegalizowani

Barack Obama jedną decyzją umożliwił 4 mln nielegalnych imigrantów legalizację pobytu Mało jest na świecie spraw, na które przedstawiciele Partii Republikańskiej i Partii Demokratycznej mieliby zbieżny punkt widzenia. Jednym z takich wyjątków jest polityka imigracyjna, a i to nie pod każdym względem. Przedstawiciele obu głównych partii politycznych, podobnie jak wszyscy specjaliści, a także większość mieszkańców, są przekonani, że reforma polityki imigracyjnej jest niezbędna, jeżeli Stany Zjednoczone mają sobie poradzić z napływem nielegalnych bądź – jak wolą mówić o sobie sami zainteresowani – nieudokumentowanych imigrantów, a z potoku chętnych do legalnego osiedlenia się wybrać najbardziej w Ameryce potrzebnych. Tu jednak zgodność poglądów się kończy. I chociaż o konieczności reformy mówi się od lat, konflikt między partiami powoduje, że Kongres nie może uchwalić ustaw, które załatwiłyby podstawowe problemy związane z imigracją. Nie mogąc się doczekać przyjęcia przez Kongres stosownych ustaw, a także chcąc narzucić Republikanom swój punkt widzenia, w drugiej połowie listopada prezydent Obama zdecydował się przejść do czynów. Jedną decyzją, zmieniającą priorytety działania podległych mu służb federalnych, nie dość, że umożliwił 4 mln nielegalnych imigrantów legalizację pobytu, to jeszcze doprowadził do furii Republikanów, którzy szykują się do przejęcia od stycznia całkowitej kontroli nad Kongresem. Na czym polega problem Ameryki z imigracją i jakie jego rozwiązanie zaproponował Barack Obama? Źródła problemu W 1958 r. senator John F. Kennedy, późniejszy 35. prezydent, przygotowując broszurę o konieczności reformy ówczesnej polityki imigracyjnej, nazwał Stany Zjednoczone państwem imigrantów (A Nation of Immigrants), by podkreślić fakt, że przytłaczająca większość mieszkańców to imigranci lub ich potomkowie. Przeszło pół wieku później stwierdzenie to nadal jest prawdziwe. Zmienił się jednak charakter imigracji do USA. Ludność Stanów Zjednoczonych w pierwszej połowie XX w. stanowili przede wszystkim potomkowie imigrantów z Europy, którzy w kolejnych falach migracyjnych napływali na kontynent amerykański od połowy XIX w., najpierw z Europy Północnej i Zachodniej, a następnie z Południowej i Wschodniej. Niezależnie od tego, skąd pochodzili nowi imigranci, ostatecznie dostosowywali się do dominującego anglosaskiego wzorca kulturowego – wszyscy dążyli do tego, by upodobnić się do WASP, białych anglosaskich protestantów. Mimo tych dążeń asymilacyjnych napływ odmiennych pod każdym względem przybyszów z biednej Europy Wschodniej i Południowej – głównie Włochów, Polaków i Żydów – budził przerażenie anglosaskiej większości, która dopatrywała się w nich zagrożenia dla dotychczasowego porządku i oskarżała ich o to wszystko – od alkoholizmu przez kazirodztwo po genetyczne ograniczenia intelektualne – co ze swojej istoty nie mogło być udziałem WASP. Efektem antyimigranckiej fobii z początku XX w., skierowanej przeciwko przybyszom z Europy Wschodniej i Południowej, było przyjęcie w 1924 r. systemu kwotowego, który zamknął możliwość imigracji do USA mieszkańcom wschodu i południa kontynentu europejskiego (Azjatom zabroniono osiedlania się w Ameryce jeszcze w XIX w.). Drzwi do Ameryki pozostawiono szeroko otwarte dla mieszkańców Europy Północnej i Zachodniej, czyli „lepszych” Europejczyków, chociaż ci nie palili się do imigracji tak jak kiedyś. Paradoks związany z wprowadzeniem systemu kwotowego, podyktowanego ksenofobią, nacjonalizmem i rasizmem, polegał na tym, że możliwa była także nieograniczona imigracja z państw leżących na półkuli zachodniej, czyli w Ameryce Północnej i Południowej, ponieważ nie obejmował ich system kwot. Uchwalając w 1965 r. Immigration and Nationality Act – reformę polityki imigracyjnej postulowaną przez Johna F. Kennedy’ego – Kongres nie tylko zniósł system kwotowy, co umożliwiło napływ ludności ze wszystkich regionów świata, bez względu na pochodzenie etniczne i rasowe, ale również ustalił zasady określające, komu należy się pierwszeństwo w przyznawaniu wiz imigracyjnych. Mieli je otrzymywać przede wszystkim członkowie rodzin osób, które już wyemigrowały do Stanów, a także ludzie mający kwalifikacje atrakcyjne z punktu widzenia USA. Nie oznaczało to, że granice zostały zupełnie otwarte – prawo definiowało maksymalną liczbę imigrantów, którzy mogą każdego roku osiąść w USA, w podziale na półkule wschodnią i zachodnią. W praktyce oznaczało to, że Stany Zjednoczone, otwierając się powtórnie na Europę i Azję, a także Afrykę, ograniczyły możliwość imigracji mieszkańcom Ameryki Środkowej i Południowej. Długookresowym efektem wprowadzenia kwot dla Europejczyków był więc napływ ludności

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 49/2014

Kategorie: Świat