Żałoba na jeziorach

Żałoba na jeziorach

Żeglarze bez kapoków i „poduszki powietrzne” wypełnione sprzętem zwiększyły rozmiar tragedii Wtorek, upalne popołudnie. – Gdy nadciągnął potężny wiatr, woda podniosła się i z jej powierzchni utworzyło się coś jakby kurzawka, jakby ktoś mocno polewał wężem strażackim. Spoza białej piany unoszącej się nad lustrem wody nic nie było widać, a wszystko, co stanęło na drodze tej kurzawki, przewracało się. Tak opisywał początek nawałnicy doświadczony ratownik Zbigniew Kurowicki. Potwierdza on, że tego typu zjawisko określa się jako biały szkwał, choć żeglarze mazurscy niekiedy inaczej nazywają gwałtowny atak wichru na jeziorze. Mówiło się o huraganie, o 12 stopniach siły wiatru w 12-stopniowej skali Beauforta, o silnym sztormie. Wyliczono, że wiatr wiał z prędkością 130 km/godz., a na jedną minutę przypadało 70 błyskawic na niebie. Faktem jest, że fale, które wywołała burza, osiągnęły zawrotne jak na mazurskie jeziora rozmiary. Na Śniardwach sięgały nawet 3 m. Nie wszyscy zdążyli Zbigniew Kurowicki, który zajmuje się ratownictwem wodnym od 1979 r., z białym szkwałem miał do czynienia już kilka razy, nigdy jednak burza nie spowodowała tylu strat i tylu ofiar. Szef mazurskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który nadzorował i koordynował akcję ratowniczą na objętym burzą pojezierzu, twierdzi, że tragedii można było uniknąć, gdyby już po pierwszych ostrzeżeniach i oznakach zbliżającej się nawałnicy wszystkie załogi jachtów podpłynęły do brzegu lub schroniły się w portach. Sama nawałnica przyszła gwałtownie około godz. 16, ale groźne chmury wisiały nad wodą od godziny. Ratownicy widząc zagrożenie, wypłynęli na jeziora i głośno ostrzegali żeglarzy, nawołując ich do powrotu, ale nie wszyscy odpowiedzieli na te apele, nie wszyscy usłyszeli albo po prostu nie zdążyli dopłynąć. Ci, których biały szkwał zastał na wodzie, praktycznie nie mieli szans, nawet jeśli byli doświadczonymi żeglarzami. Wiatr przewracał nawet te łodzie, które miały opuszczone i zrefowane żagle. W żegludze po jeziorach rzadko korzysta się z jachtów balastowych, które w zasadzie nie dają się przewrócić do góry dnem. Jachty mieczowe są o tyle zdradliwe, że wywracając się, zamykają w śmiertelnej pułapce tych, którzy schronili się w kajutach pod pokładem. Wypłynięcie z zatopionej jednostki jest wyczynem ekstremalnym. Niewielu ludziom się to udało – to samo odnosi się do pasażerów zatopionych samochodów. Dni poszukiwań Bilans tragicznej burzy na Wielkich Jeziorach Mazurskich jeszcze nie jest znany. Na razie wiadomo o trzech ofiarach śmiertelnych i jednej osobie nieprzytomnej, która przebywa w szpitalu. Osiem osób uznano za zaginione, choć różne źródła podają różne liczby. Poszukiwania trwają w Mrągowie, Piszu, Węgorzewie i Giżycku. W celu zebrania wszystkich danych i koordynacji akcji poszukiwawczej wojewoda powołał specjalny sztab kryzysowy. W tej chwili końca tej akcji nie widać. Tylko sami ratownicy WOPR uratowali i wyciągnęli z wody 84 osoby. W akcji podczas burzy uczestniczyło około 60 WOPR-owców. Od Rucianego aż po Węgorzewo wysłano do akcji 15 szybkich jednostek. Ocenia się, że na tym ogromnym obszarze przewróciło się około 100 jachtów. Nieliczni żeglarze poradzili sobie sami, niektórym pomagali koledzy z innych jednostek, większość jednak wyciągali na brzeg ratownicy, strażacy i policjanci. Prasa spekulowała na temat przyczyn tragedii, obciążała winą synoptyków i służby wodne za to, że żeglarze nie zostali ostrzeżeni o niebezpieczeństwie. Żeglarstwo jest jednak sportem dla ludzi maksymalnie odpowiedzialnych, ostrożnych i błyskawicznie reagujących na zmieniające się warunki pogodowe. To nie żadna ujma schronić się w porcie, zacisznej zatoce czy choćby zbliżyć się do brzegu. Zwłaszcza gdy na pokładzie są jeszcze inne osoby słabo przygotowane na kontakt z wodą. Oczywiście wszyscy, i dobrze pływający, i mało obeznani, powinni mieć założone kapoki. Ważnym warunkiem bezpieczeństwa jest rzecz jasna trzeźwość żeglujących, ale są to tylko pewne minimalne wymogi, których niespełnienie może się przyczynić do tragedii. Skrajnym lekceważeniem zasad bezpieczeństwa jest np. zamykanie pasażerów, choćby nawet ubranych w kamizelki, pod pokładem. Gwałtowna nawałnica o takiej sile to niemal murowana katastrofa łodzi i trzeba wszystkie siły przeznaczyć na ratowanie życia, a nie np. drogiego sprzętu na jachcie. Tymczasem typowy szczur lądowy nie lubi ochlapania zimną wodą, przy silnym wietrze chowa się w najdalszym zakątku kabiny, szuka suchych pomieszczeń na jachcie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 35/2007

Kategorie: Kraj