NIK chce unieważnić prywatyzację Polmosu Łańcut, choć oznacza to natychmiastowy upadek firmy Takiej manifestacji Warszawa nie pamięta. 90 pracowników Fabryki Wódek w Łańcucie uzbrojonych w gwizdki demonstrowało 7 stycznia pod gmachem NIK i Ministerstwa Skarbu w obronie… prywatyzacji swej firmy. Izba uznała bowiem, że popełniono tyle nieprawidłowości, iż umowę prywatyzacyjną z 2002 r. należy unieważnić, i zażądała od resortu skarbu, by wystąpił w tej sprawie do sądu. – Dzięki prywatyzacji wyszliśmy z trudnej sytuacji ekonomicznej. Unieważnienie umowy spowoduje upadek firmy – twierdzi Krzysztof Dudek, szef „Solidarności” w łańcuckiej fabryce. Zdaniem NIK, resort skarbu (ministrem był wtedy Wiesław Kaczmarek), sprzedając za 14 mln zł zakład w Łańcucie spółce CDC z Trynidadu, przy okazji oddał za darmo marki trzech wódek: Biała Dama, Łańcut i Polonaise. Należało zaś wziąć za nie, jak szacuje NIK, jeszcze co najmniej 11,6 mln zł. – Sprzedaż marek była tylko odłożona. Zostaną one sprzedane w tym roku, a pieniądze wpłyną do budżetu państwa. Trwa właśnie ich wycena i bardzo źle, że rozpętano zawieruchę wokół prywatyzacji, bo to może wpłynąć na cenę. A spośród trzech podmiotów ubiegających się o naszą fabrykę wybrano spółkę najlepszą i najsolidniejszą, dającą najwięcej – tłumaczy Zenon Wilk, prezes Łańcuta. Wreszcie wyszliśmy z dołka W istocie, oprócz CDC, firmy znanej i mocno osadzonej na amerykańskich rynkach dystrybucji alkoholu, kupnem łańcuckiej firmy interesowały się bankrutująca spółka Wersal (upadła niespełna rok później) oraz pewien bank, który chciał jedynie zebrać jak najwięcej informacji na temat pozycji Łańcuta w branży. Nic więc dziwnego, że tylko CDC przeszła pomyślnie procedury prywatyzacyjne. Karaibska spółka miała zainwestować w Łańcucie 1,7 mln dol., ale nie zrealizowała tych zobowiązań. W 2003 r. zmarł Martin Crowley, jej główny udziałowiec, a spadkobiercy nie byli zainteresowani polskim rynkiem i w 2004 r. sprzedali Łańcut spółce Sobieski Dystrybucja. To jedna z największych na naszym rynku firm handlujących wyrobami spirytusowymi (32% udziału w rynku wódek), do której należą, oprócz Łańcuta, także trzy inne wytwórnie wódek w Polsce i jedna na Litwie. Sobieski Dystrybucja jest córką silnej spółki Belvedere, notowanej na giełdzie w Paryżu (i pragnącej wejść na warszawską), obecnej w ponad 30 krajach świata. Nowy właściciel miał więc środki na konieczne wydatki w Łańcucie. – Wejście Sobieskiego było dla nas światełkiem w tunelu, odetchnąłem z ulgą. Najgorszy był początek 2004 r., myślałem, że trzeba będzie zamknąć firmę – wspomina prezes Wilk. Westchnienie ulgi było uzasadnione, bo wcześniejsze transakcje Sobieskiego w Polsce pokazały, że spółka poważnie angażuje się w rozwój kupionych Polmosów. – Nie musimy już się martwić o zbyt i promocję, tym zajmuje się inwestor. Naszym zadaniem jest jak najdoskonalsza produkcja. Sobieski Dystrybucja poczynił już nakłady sięgające 30 mln zł. Mamy nową ciepłownię, unikatową w Europie francuską instalację rektyfikacyjną, linię rozlewniczą, magazyn z nowoczesnym systemem załadunku wyrobów. Te inwestycje pracują na pełnych obrotach, firma ma pełną płynność finansową, wszystkie należności regulujemy na bieżąco – wylicza Jacek Babiarz, prezes Destylarni Sobieski w Starogardzie Gdańskim, sprywatyzowanej w 2001 r. – Kilka lat temu byliśmy na skraju bankructwa, dziś należymy do wiodących firm w Polsce. Ludzie pracują na dwie i trzy zmiany, mają pewność pracy, przed świętami dostali nagrody – dodaje Zbigniew Jakubowski, szef zakładowej „Solidarności”. Prywatyzacja albo śmierć Dla fabryki wódek w Łańcucie ratunkiem okazało się to, że spółka Sobieski Dystrybucja uregulowała akcyzę, której nie płacono w latach 2002 i 2003 (ponad 7 mln zł), zaległą premię dla pracowników odchodzących na emeryturę, premię prywatyzacyjną. Rozpoczęto też inwestycje rozwojowe. Uporządkowany został system organizacji w zakładzie, kupiono maszynę do pakowania, obok trzech linii produkcyjnych mają ruszyć dwie następne. Najważniejsze zaś, że firma może korzystać z rozbudowanej sieci dystrybucyjnej należącej do Sobieskiego. – Nasze wyroby sprzedają się coraz lepiej, ludzie mają pracę. Jeśli prywatyzacja zostanie unieważniona, wszystkie zainwestowane pieniądze trzeba będzie zwrócić dotychczasowemu właścicielowi, zakład straci płynność finansową. Mam
Tagi:
Andrzej Leszyk