Zamach na karpia

Zamach na karpia

Rybakom śródlądowym zabiera się unijne środki, żeby ratować rybaków morskich. Jedną branżę to pogrąży, a druga zyska niewiele Na początku maja Stawy Broszkowskie położone w Siedlecko-Węgrowskim Obszarze Chronionego Krajobrazu zachwycają pięknem dzikiej przyrody budzącej się do życia. Jest ich 30, na każdym wyspy i szuwary dla ptactwa, w otulinie stawów rezerwat. – Największa, półhektarowa wyspa jest na Stawie Ciernym, na Torfowym w lipcu robi się biało od żurawi i czapli. Mamy tu 50 gatunków ptaków, nawet bielika, którego gniazdo waży pół tony. Wszystkie żywią się rybami z moich stawów, np. kormorany zjadają dziennie nawet pół kilograma. Stawy są zalewowe, częściowo zarośnięte, co umożliwia ptakom zakładanie gniazd. Staram się jakoś łączyć dziewiczość z ekonomią, nie ingerować nadmiernie w środowisko. Utrzymanie tej kruchej równowagi wymaga jednak nakładów i pracy. Samych grobli do utrzymania mam 24 km. A tę, po której się poruszamy, naprawiam każdego roku po szkodach bobrowych. Oprócz tego trzeba konserwować rowy denne i opaskowe, likwidować nadmierne wypłycenia na stawach, udrożnić dopływ rzeki w górę i w dół do stawów, żeby nie dochodziło do lokalnych podtopień. Tymczasem decydenci uważają, że my tylko „kosimy trawniki” i trzeba nam zabrać unijne rekompensaty wodno-środowiskowe. Może któryś powinien do mnie przyjechać i zobaczyć, jakie to są „trawniki” – mówi właściciel 190-hektarowego gospodarstwa rybnego Janusz Rosołek, objeżdżając ze mną swoje stawy. Pod koniec lutego minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk ogłosił zamiar odebrania środków unijnych rybakom śródlądowym na rzecz wsparcia rybaków morskich. Powstał Rybacki Sztab Kryzysowy z przewodniczącym Sławomirem Litwinem, ichtiologiem. 16 marca w Ożarowie doszło do spotkania sztabu z ministrem Gróbarczykiem, drugie spotkanie odbyło się 19 kwietnia, porozumienia nie osiągnięto. 25 kwietnia rybacy śródlądowi protestowali pod ministerstwem. W apelu sztabu kryzysowego napisano: „Musimy przybyć do Warszawy jak najliczniej nie tylko z powodu poważnie zagrożonych rekompensat, ale także, aby stanowczo zaprotestować przeciw sposobowi podejmowania decyzji w »naszym« ministerstwie. Nie jesteśmy bezwolnym planktonem”. Do protestujących przez kilka godzin rybaków nikt z władz nie wyszedł. Rybacki sztab kryzysowy złożył więc pisma do ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej oraz premier Beaty Szydło. – Oczekiwaliśmy od rybaków odpowiedzi, jak widzą rekompensaty wodno-środowiskowe, w sytuacji gdy są potrzebne również pieniądze na rybołówstwo morskie – tłumaczył w kwietniu Janusz Wrona, dyrektor departamentu rybołówstwa. – Podział środków unijnych został już dokonany w roku 2015, rybacy zaplanowali rekompensaty w swoich budżetach i nagle w 2017 r. ten podział jest podważany – komentuje tę wypowiedź Sławomir Litwin. W zawieszeniu Unijne rekompensaty wodno-środowiskowe na stawach karpiowych wprowadzono w 2010 r. w ramach programu operacyjnego „Po Ryby” obowiązującego w latach 2007-2013. Jego kontynuacją jest program „Rybactwo i Morze 2014-2020”, w którym aż do marca tego roku utrzymano rekompensaty. Pomoc była odpowiednikiem dopłat rolno-środowiskowych, jakie otrzymują rolnicy, i miała wynagrodzić koszty ponoszone przez rybaków na utrzymanie środowiska. – W ubiegłym roku przez kormorany, czaple i inne drapieżniki straciłem ok. 12 ton materiału zarybieniowego i ok. 5 ton ryb – opowiada Janusz Rosołek. – Do tego dochodzą straty paszy wyjadanej przez łabędzie i kaczki. Podobne wnioski mają inni hodowcy. – Gdybym umieścił stawy pod dachem, co jest oczywiście niemożliwe, produkcja ryb wzrosłaby u mnie o 40% – mówi Andrzej Dmuchowski, właściciel gospodarstwa stawowo-jeziornego w województwie warmińsko mazurskim. – Ptaki nie tylko wyjadają ryby i paszę, ale też roznoszą choroby, np. wirus KHV, mogą również wywołać u ryb stres – kormorany zaganiają karpie w róg stawu i tam młócą dziobami. Rekompensaty pokrywały chociaż w części koszty środowiskowe. Jeszcze w październiku 2016 r. pan Wrona z ministerstwa szkolił nas w zakresie pakietów „rekompensatowych”, a na początku tego roku nagle nastąpiła zmiana frontu. Założyliśmy konsorcjum, liczyłem na te środki unijne, a teraz nie wiem, co dalej. – Jesteśmy rolnikami, płacimy podatek rolny do gminy i jak wszyscy rolnicy mamy prawo do pomocy unijnej – dodaje Janusz Rosołek. – Co roku ok. 30 ha po spuszczeniu wody muszę potalerzować i zabronować, a 130 ha wywapnować, bo w stawach muszą być odpowiednie warunki, żeby hodowla przebiegała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 22/2017

Kategorie: Kraj