Zamach na Zachętę

Zamach na Zachętę

Czy niechętny sztuce współczesnej dyrektor z partyjnego nadania nie zniszczy 30 lat pracy Zachęty Narodowej Galerii Sztuki? Tę ideologię [gender i LGBT] określiłbym mianem antyludzkiej. Dwa wspomniane nurty całkowicie zagarniają przestrzeń problematyki, którą, jak się okazuje, ludzie sztuki chcą dzielić się ze społeczeństwem. Warto przypomnieć, że przez ponad dwa i pół tysiąca lat mieliśmy do czynienia w kulturze Zachodu ze sztuką, która budowała przestrzeń duchową i umacniała doświadczenie wewnętrzne, nie tylko zmysłowe, ale również intelektualne – mówił na falach Polskiego Radia 24 w 2020 r. Janusz Janowski, dziś kandydat na stanowisko dyrektora Zachęty Narodowej Galerii Sztuki. – Zanegowane zostały wszystkie kryteria obiektywne sztuki i dotarliśmy do momentu, gdy artysta swoją osobistą decyzją określa, co jest wartością w sztuce. Tworzy się chaos kulturowy – stwierdził z kolei w 2016 r. Czego więc można się spodziewać po człowieku, który głosi takie poglądy, a który od stycznia może objąć fotel dyrektora Zachęty? Niezachęcający kandydat Nazwiska Janusz Janowski próżno szukać w malarskich kołach opiniotwórczych. Nawet nie będąc wybitnym krytykiem sztuki, łatwo dostrzec, że jego malarstwu brakuje artyzmu. Dzieła są zwyczajnie słabe. Jeden z krytyków (Piotr Sarzyński z „Polityki”) nazwał je „raczej marnymi”, drugi (Aleksander Hudzik z „Newsweeka”) mówi o malarstwie „nieudolnym”. Owszem, była giełda nazwisk kandydatów na dyrektorski stołek w Zachęcie, ale nikt się nie spodziewał akurat Janusza Janowskiego. Jeśli na Zachodzie w świecie sztuki powołuje się kogoś na stanowisko bez konkursu, musi on przedstawić program podany do wiadomości publicznej i oceniany przez fachowców. W przypadku Janowskiego nie było bynajmniej komisji rekomendującej kandydata. A program? Czy można za niego uznać banał, że sztuka musi być ładna? Anda Rottenberg przypomina, że takimi kategoriami estetycznymi posługiwano się w III Rzeszy, kiedy urządzano wystawy „sztuki zdegenerowanej”. Była dyrektorką Zachęty w latach 1993-2001. Pozycja narodowej galerii rosła, od kiedy Katarzyna Kozyra w 1999 r. na 48. Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji dostała wyróżnienie honorowe za wideoinstalację „Łaźnia męska”. Potem o tę pozycję dbały Agnieszka Morawińska i Hanna Wróblewska, dyrektorka od 2010 r. Na początku lipca Wróblewska dowiedziała się, że minister Piotr Gliński nie przedłuży jej kontraktu. W komunikacie ministerialnym można było przeczytać o korzyściach płynących z tego dla Zachęty. Janusz Janowski stoi na czele Związku Polskich Artystów Plastyków, zrzeszającego tysiące sfrustrowanych członków bez znaczących karier. Wystawy, owszem, mają, ale lokalne. W Zachęcie ich dzieł nie widać, bo tu kryteria są raczej obiektywne. Możliwe jest więc, że skoro szef związku będzie dyrektorem Zachęty, poniesie tam twórczość członków ZPAP. Związek bowiem od dawna krytykuje Zachętę, ma do niej ciągłe pretensje i roszczenia. – Znakomitą galerię podarowano niedowartościowanemu ZPAP, zrzeszeniu od lat więdnącemu, ale mogącemu poprzez swoich członków i rodziny przysporzyć rządzącym głosów. A te są dziś liczone niemal na sztuki. Konflikt interesów jest tu oczywisty – Ministerstwo Kultury nie dba o środowiska artystyczne. Syndykalistyczne strategie władzy autorytarnej to klasyka – mówi Piotr Rypson, historyk sztuki, kurator, który w 2018 r. pełnił obowiązki dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie i w atmosferze urągającej dobrym obyczajom był zmuszony oddać fotel dyrektorski Jerzemu Miziołkowi, nominatowi rządu PiS bez doświadczenia menedżerskiego. Zespół MN został uszczuplony o ok. 60 osób, część ludzi w koszmarnych okolicznościach wyrzucono, część sama odeszła, nie mogąc znieść atmosfery. Ze świetnie prosperującej instytucji kultury muzeum zmieniło się w obiekt prawie nieczynny – ponoć odbywają się tam kolejne remonty. „Zaniepokojone losami Zachęty, napisałyśmy z Agnieszką Morawińską do premiera, ministra, profesora Glińskiego grzeczny list, prosząc go o pozostawienie Hanny Wróblewskiej na stanowisku dyrektorki. Podpisało się pod nim ponad 1,2 tys. osób reprezentujących szerokie kręgi twórców polskiej kultury – komentuje obecną sytuację w galerii Anda Rottenberg na łamach „Vogue”. – Minęło pięć miesięcy bez odpowiedzi i nagle pojawia się człowiek z politycznego awansu, bez doświadczenia w kierowaniu dużą instytucją kultury, nieznany w kręgach sztuki nawet w Polsce. (…) Można zrozumieć aspiracje niezdolnego malarza do zawiadywania sporym obszarem życia artystycznego w Polsce. Ale minister, który takiemu człowiekowi oddaje to pole, a wcześniej przeznacza Zamek Ujazdowski na sztukę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 51/2021

Kategorie: Kultura