Eksbiskup Fernando Lugo, zwolennik teologii wyzwolenia, jest jednym z faworytów wyborów prezydenckich w Paragwaju Za prezydentury Alfreda Stroessnera wydano oficjalny zakaz noszenia bród, które dyktator uważał za wyraz buntu przeciwko jego rządom, a mężczyznom nie wolno było zbierać się na rogach ulic w liczbie większej niż dwóch. W tych czasach Fernando Lugo z innymi studentami spotykali się po garażach na studiowanie teologii wyzwolenia. W okręgu San Pedro na północy, w najbiedniejszym regionie Paragwaju, zanim jeszcze Lugo wstąpił do seminarium duchownego, zakładali dziesiątki comunidades de base, czyli bazowych wspólnot chrześcijańskich skupiających wiernych, którzy nie godzili się na rządy krwawej dyktatury i bezlitosny wyzysk, jakiemu paragwajska oligarchia zorganizowana w Narodowym Stowarzyszeniu Republikańskim, zwanym Partią Kolorowych, poddawała naród. Stroessner został obalony w zamachu stanu w 1989 r., po 35 latach dyktatorskich rządów, ale Partia Kolorowych rządzi niezmiennie od 1947 r. Dziś, po raz pierwszy od 60 lat, za sprawą katolickiego biskupa, który postanowił kandydować w kwietniowych wyborach 2008 r. na prezydenta w sześciomilionowym, wciąż najbardziej izolowanym i najmniej znanym kraju Ameryki Południowej, pojawiła się szansa na zmianę. Prywatyzacja po paragwajsku Jako ksiądz prof. Lugo wykładał na uniwersytecie teologię. Była to teologia biednych, czyli teologia wyzwolenia. Mianowany biskupem San Pedro przez Jana Pawła II sprawował rządy przez 10 lat. Jego społeczne i polityczne zaangażowanie oraz naciski ze strony rządu, który po obaleniu Stroessnera w 1989 r. pozostawał w rękach Kolorowych, sprawiły, że któregoś dnia musiał przenieść się na plebanię i został zwykłym proboszczem, a później rektorem seminarium. Tymczasem w Paragwaju trwał w nieskończoność stan, który nazywano „okresem transformacji od dyktatury do demokracji kontrolowanej”. Trwały także „prywatyzacje po paragwajsku”. 400 „rdzennych Paragwajczyków”, tj. miejscowych Indian – ocalało niespełna 86 tys. na 5,8 mln mieszkańców kraju – przez cztery miesiące okupowało centralny plac Urugwajski w stolicy, Asuncion, domagając się zwrotu ziemi, którą rząd sprywatyzował i sprzedał bezprawnie pewnemu białemu Paragwajczykowi. Walczyli o zwrot 530 ha gruntów w prowincji Caaguazu, które od niepamiętnych czasów należały do wspólnot indiańskich, ale zostały sprzedane przez rząd, ponieważ wspólnoty, rzecz jasna, nie miały dokumentów własności ich ziemi. Krajowy Instytut Rdzennej Ludności (INDI), fasadowa instytucja, która ma bronić praw Indian, obiecał w końcu wykupić tę ziemię z rąk obszarnika, który żąda za nią miliarda guarani, tj. 200 tys. dol. Jednak INDI dysponuje na całą swą, głównie propagandową działalność zaledwie ułamkiem tej kwoty. Indianie w zamian za obietnice opuścili plac i w śródmieściu Asuncion zgasły ogniska, przy których grzali się w czasie chłodnej paragwajskiej zimy. Bezprawne odbieranie ziemi Indianom było „normalną” praktyką paragwajskiej dyktatury. Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka ogłosiła w połowie 2006 r. werdykt, na mocy którego rząd paragwajski jest zobowiązany do zwrotu w terminie trzech lat 18 tys. ha ziemi „sprywatyzowanych”, czyli zrabowanych plemieniu Enxet – jednej z 17 indiańskich grup etnicznych w prowincji Chaco. Werdykt zobowiązuje też rząd do zapewnienia dostaw wody pitnej i podstawowej opieki medycznej ludności wyzutej ze swej ziemi. 17 grudnia 2006 r. do mieszkania 54-letniego bp. Fernanda Luga przyszły delegacje różnych świeckich stowarzyszeń katolickich i organizacji lewicowych, przynosząc mu listy z zarejstrowanymi w krajowej komisji wyborczej podpisami 100 tys. obywateli, i wezwały go uroczyście: „Ojcze duchowny, zajmij się Paragwajem”. Niewątpliwie cała ta akcja zbierania podpisów pod kandydaturą biskupa na prezydenta Paragwaju była uzgodniona z monsignore Lugo, jak nadal nazywają go zwolennicy. Lugo, mając za sobą poparcie 100 tys. wyborców, wystąpił oficjalnie do Watykanu o zwolnienie go ze stanu kapłańskiego, aby mógł „jako świecki członek Kościoła katolickiego” kandydować w wyborach prezydenckich wyznaczonych na 20 maja 2008 r. Stolica Apostolska, jak zwykle w takich przypadkach, próbowała odwieść biskupa od zamiaru czynnego zajęcia się polityką. Bezskutecznie. Raz wyświęcony kapłan pozostaje nim do końca życia i nie ma możliwości „powrotu” do stanu świeckiego, nawet jeśli nie wykonuje swej posługi ani nie dochowuje ślubów kościelnych. Pozostawało więc jedynie zawieszenie Luga a divinis lub ekskomunika. Watykańska Kongregacja do spraw biskupów wybrała to pierwsze. Bez zawieszenia w prawach i obowiązkach kapłańskich Lugo nie mógłby kandydować, ponieważ
Tagi:
Mirosław Ikonowicz