Jak Polska nadużywa aresztu tymczasowego Jeżeli jest jedna rzecz, która wyróżnia systemy autorytarne, to jest nią uznaniowe i arbitralne pozbawianie obywateli wolności – niemal każdy się zgodzi, że właśnie po tym najłatwiej je poznać. Uznaniowe i arbitralne znaczy tyle, że przedstawiciel władzy, czy będzie to dyktator, czy minister sprawiedliwości, prokurator albo sędzia, może działać obok prawa i standardów, nie bojąc się konsekwencji swoich działań. Robi to, co robi, bo tak chce, bo jest przekonany, że może, lub stawia polityczną czy zawodową korzyść nad wszystko inne. Nie zawsze zresztą muszą to być wyłącznie przypadki autorytaryzmu w jego najbardziej skrajnej postaci. Ale dla niewinnie oskarżonego i osadzonego w areszcie bez wyroku nie ma znaczenia, czy chodzi o surowość religijnego fundamentalizmu jakiejś arabskiej satrapii, skorumpowany wymiar sprawiedliwości w postsowieckiej republice, czy leniwego lub bezdusznego sędziego w kraju Unii Europejskiej. Skutki w postaci utraty szans na pracę, rozłąki i rozpadu rodziny, niemożności spłaty długów, nieodwracalnych czasem szkód dla zdrowia i psychiki – są takie same. W Polsce (ani w Grecji czy w USA) nie ma Gułagu, obozów odosobnienia ani tajnych kazamat służb bezpieczeństwa. A jednak w państwach Zachodu dalej nadużywa się tymczasowego aresztowania, czasami na podstawie przesłanek tak błahych, że to aż niewiarygodne, łamiąc ludziom życie. Pojęcie areszt tymczasowy jest też mylące, bo owa tymczasowość w rzeczywistości może oznaczać całe lata – dwa, trzy, a nawet pięć. Bywa, że areszt, zamiast przyśpieszyć proces, przynosi odwrotny skutek i obok odsiadki podejrzanego czeka dodatkowa kara w postaci np. kolejnych 10 lat rozpraw i przesłuchań. Nowe opracowania pokazują, że problem być może się zaostrza, choć przecież w czasach masowego cyfrowego nadzoru społeczeństw, Pegasusa, dozoru elektronicznego i rozpraw online, sięganie po średniowieczne metody odosobnienia jest już nie tylko coraz mniej akceptowalne, ale zwyczajnie się nie opłaca. A koszty utrzymania podobnie nieefektywnych i czasami nieludzkich środków (w tym niestety społeczeństwa Zachodu nie różnią się od autokracji) płacą wszyscy. W teorii kwestia tymczasowego aresztowania jest w Polsce dobrze uregulowana – nie można człowieka zamknąć, jeśli się nie ukrywa przed wymiarem sprawiedliwości, nie stwarza zagrożenia dla innych i nie ma wysokiego prawdopodobieństwa, że podejrzany będzie mataczył albo ucieknie z kraju. Co więcej, nie można w zgodzie z polskim prawem przedłużać tymczasowego aresztowania w nieskończoność. Podejrzany lub oskarżona powinni mieć dostęp do obrony i możliwość odwołania się. W praktyce jest inaczej, a znane przypadki nadużyć mrożą krew w żyłach. Po pierwsze, aresztować W tym roku mija 10 lat, od kiedy nadużywanie tymczasowych aresztowań stało się w Polsce głośnym tematem i pojawił się impuls do zmiany. Mało kto o tym pamięta, ale słynne hasło: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole”, miało początek w represjach wobec środowiska kibicowskiego. Ówczesne władze miały uzasadnione podejrzenia, że futbolowi fanatycy, przestępczość zorganizowana i skrajni nacjonaliści – nierzadko wprost odwołujący się do nazizmu – to czasami pokrywające się zbiory. Jednak obok działań wymierzonych w faktycznych neonazistów czy bandytów zdarzały się aresztowania na podstawie wątpliwych donosów i czasem wieloletnie przetrzymywanie ludzi w aresztach. Najgłośniejsza była sprawa kibica Legii Macieja Dobrowolskiego, którego zamknięto za rzekomy współudział w przemycie marihuany – choć spędził w areszcie 40 miesięcy, a nigdy nie postawiono mu zarzutów, otrzymał śmiesznie niskie odszkodowanie. Sprawa ciągnęła się latami, a nawet korzystne dla Dobrowolskiego wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nie pomogły zadośćuczynić krzywdzie. Podobnie gorszących zdarzeń było jednak w XXI w. w Polsce więcej i wiele z nich opisywał PRZEGLĄD. Jeden z przykładów to historia kobiety, którą w zaawansowanej ciąży, skutą kajdankami, nocą przewieziono do aresztu, uniemożliwiono jej kontakt z rodziną, pełnomocnikiem, a potem z nowo narodzonym dzieckiem. „O przesłuchaniu tymczasowo aresztowanej S. zadecydowano w ostatnim tygodniu przed porodem i nie odstąpiono od jego przeprowadzenia w szpitalu pomimo porodu w toku”, pisał wtedy rzecznik praw obywatelskich. To była pierwsza kadencja PiS. Niektóre sprawy były tragiczne, inne absurdalne. W 2018 r. Polska przegrała (nie po raz pierwszy) przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka sprawę o nieuzasadnione aresztowanie – chodziło o człowieka, który spędził w areszcie więcej czasu, niż wynosił najsurowszy wymiar kary za przestępstwo, jakiego
Tagi:
debata publiczna, Europejski Trybunał Praw Człowieka, Legia Warszawa, Maciej Dobrowolski, Ministerstwo Sprawiedliwości, nadzór społeczny, narkotyki, PiS, PO, policja, polska polityka, polskie sądy, prawa człowieka, prawa obywatelskie, prawo, prokuratura, przestępstwa, rząd PiS, rząd PO-PSL, sądy, więźniowie, wolność, wykroczenia, Zbigniew Ziobro, ziobryści