Miller w Ameryce: czy ściągniemy największych inwestorów do Polski? „Gospodarka, głupcze!”. Nie wiadomo, czy premier Miller, lecąc do USA, przyczepił sobie kartkę z tym napisem w swoim saloniku. Jeśli spojrzy się na program amerykańskiej wizyty i listę osobistości, z którymi się spotkał, to widać, że był tej maksymie wierny. Polacy lecieli za ocean, mając w kieszeni umowę o zakupie 48 samolotów F-16 za 3,5 mln dol. Oraz gwarancję, że firmy amerykańskie zainwestują w Polsce, tytułem offsetu, ponad 6 mld dol. Połowę w przemyśle zbrojeniowym, połowę w przedsięwzięciach cywilnych. Teraz te wszystkie ustalenia należało przełożyć na język biznesowych projektów, a część z nich zmodyfikować. W jakim kierunku? „Nie chodzi po prostu o inwestycje, chodzi o te, które przynoszą do Polski najnowocześniejsze technologie”, mówił premier w „Sygnałach Dnia”. A potem je wymieniał: internetyzacja, komputeryzacja, biotechnologie, inwestycje w infrastrukturę. Czy były to (i są) realne zamierzenia? Rząd pomaga W tej chwili w Ameryce na rzecz inwestycji w Polsce lobbują dwie instytucje. Pierwsza to koncern Lockheed Martin budujący konsorcja, które wypełniłyby umowę offsetową. Druga to rząd Stanów Zjednoczonych, który ma wolę wzmacniania swojego sojusznika. „Dobry klimat polityczny między naszymi krajami zostanie przełożony na język zachęt, inspiracji dla amerykańskiego biznesu, aby właśnie wybierał Polskę wtedy, kiedy decyduje się los inwestycji amerykańskich”, mówił Leszek Miller po spotkaniu w Białym Domu oraz Ministerstwie Handlu. Czy będą skuteczne? W krajach uprzemysłowionych związki między światem polityki i biznesu są szczególnie bliskie. Agendy rządowe promują rodzime firmy, biznes pomaga w rządowych przedsięwzięciach. I nie ma znaczenia, że są to firmy prywatne, notowane na giełdzie. Dlatego też wielkie korporacje, kierując się w swych programach inwestycyjnych prognozami możliwych zysków, zawsze uwzględniają sugestie rządu. Rolą Polaków jest więc takie przedstawienie naszych ofert, by mieściły się one w planach ekspansji wielkich korporacji, by je uzupełniały. Lotnicza Dolina Częściowo to się udaje. W ramach offsetu Amerykanie rozważają przejęcie polskiego przemysłu lotniczego. W programie firmy Lockheed Martin prezentowanym w Polsce, zapisana była idea utworzenia „Lotniczej Doliny” na południu Polski. Mielec, Krosno, Rzeszów, Świdnik – wszędzie tam Amerykanie widzą możliwości dobrych inwestycji. Rozpatrywany jest m.in. program rozwoju budowy mieleckich skytrucków. 1,2 tys. sztuk tych samolotów sprzedano by na rynku amerykańskim. Amerykańscy przedsiębiorcy zainteresowani są również małymi, czteroosobowymi lotniczymi taksówkami. Jeśli chodzi o Świdnik, to rozpatrywane są plany modernizacji Sokoła. Zaś w Rzeszowie i Krośnie produkowano by i remontowano silniki do samolotów F-16. Jest też projekt współprodukcji samolotów bezzałogowych. No i projekt rozwoju Politechniki Rzeszowskiej, która byłaby naukowym zapleczem dla lotniczych projektów. Jeśli chodzi o cywilne gałęzie, możliwości są również duże. US Steel zainteresowany jest Polskimi Hutami Stali, tak by wraz z hutami czeskimi i słowackimi zbudować przeciwwagę dla hutnictwa zachodnioeuropejskiego. Catapillar, producent maszyn budowlanych, widzi swoją przyszłość w programie budowy autostrad. I przymierza się do Stalowej Woli. Jeszcze bardziej ambitne projekty dotyczą najnowszych technologii. Polski biznes już na to zareagował. Dwie największe polskie firmy komputerowe – Prokom i Computerland – które dotąd prowadziły ze sobą bezpardonową walkę, postanowiły zjednoczyć wysiłki, by lepiej zagospodarować możliwe oferty offsetowe. A w dziedzinie informatyki propozycji jest wiele. Rozwój cyfrowej łączności, informatyzacja banków, informatyzacja usług medycznych – są to inwestycje na setki milionów dolarów. I tyle można na nich zarobić. Tylko trzeba do takiego przedsięwzięcia dobrze się przygotować. Dlatego minister Kleiber zżyma się, że nasze środowiska naukowe tak nieporadnie zgłaszają swoje programy do komitetu offsetowego. Polacy z Zachodu (USA) Amerykańskich inwestorów to dziwi. Bo na Zachodnim Wybrzeżu, które było drugim etapem wizyty Leszka Millera, opinia o polskich naukowcach i informatykach jest bardzo wysoka. Krzemowa Dolina to miejsce pracy wielu Polaków. Według niektórych szacunków, co czwarty informatyk tam pracujący pochodzi z Polski. Rekrutują się oni głównie z dwóch ośrodków – Wrocławia (Elwro) i Warszawy (politechnika). W czwartek wieczorem, po spotkaniu z przedstawicielami największych firm Krzemowej Doliny (na sali siedziało 200 mld dol. rocznego obrotu), Miller mówił, chyba jednak lekko zaskoczony: „Usłyszałem
Tagi:
Marek Zalewski