Czyli całe życie jest wielką, niekontrolowaną perypetią I znów piszę bez troski o interesującą fabułę, przerywanie akcji, aby zaciekawić czytelnika co dalej, nie dbam o kolejność perypetii… Bo wydaje się, że całe życie jest wielką, niekontrolowaną perypetią. Wszystko. Rok Osła zaczął się fatalnie. Sparaliżował mnie skrót pewnej postawy życiowej, której nigdy nie byłbym w stanie zrealizować. Relatywizm uczuć. – Wyjdź za niego…Wyjdź! Wyjdziesz, poznasz kogoś… Zakochasz się. Będziesz szczęśliwa. Śmiech i łzy. Wczoraj miałem zebranie „Koła młodych”. Stałem trochę w klubie „The Eve” koło młodych. Jedna młoda opowiadała, że w ich Wyższej Szkole Marketingu i Reklamy egzaminuje dziekan, który odpytuje z wiadomości o swoich pobytach za granicą na urlopach. – Proszę powiedzieć mi, kiedy byłem z żoną na Bali i spóźnił się samolot? – W dwutysięcznym… – Pełnym zdaniem proszę. – Na Bali wraz z szanowną małżonką był pan w wakacje dwa tysiące ósmego roku w połowie sierpnia, panie profesorze. – Bardzo dobrze. – A teraz ty. Jaką wycieczkę z drugą żoną zrobiliśmy w Tajlandii rok później, gdzie spadłem przy wsiadaniu ze słonia? – Na wyspę Phuket, gdzie kręcono Jamesa Bonda. – Obie dostajecie zaliczenie z wyróżnieniem. Polski biznesmen. – W młodości każdy ma jakieś hobby, proszę pana. Było mi wstyd, że ja nie mam. Wybrałem jedzenie. Dla siebie i dla innych. Mam teraz wielkie zakłady przetwórstwa wędliniarskiego. – Zacząłem od sklepu wędliniarsko-muzycznego. Bo gram też na gitarze. – Dzisiaj jestem osiemnasty na liście stu najbogatszych we „Wprost”. Kiwam głową z uznaniem. Dziś pogrzeb KTT. Chciałem coś powiedzieć serdecznie nad grobem, ale się rozmyśliłem. Dobre przemówienie Szulkina, że dla Toeplitza zawsze dwa razy dwa znaczyło cztery. To świetne dla krytyka, ale mordercze dla artysty. Wdowa z synem. Stoję do kondolencji przed Jerzym Szmajdzińskim. Następnego dnia jego też już nie ma. Szmajdzińskiego. Jest na liście tych, co zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem. Spiker zapowiada: „Tragedia w Smoleńsku – specjalna audycja w radiu „Złote Przeboje”! Rzeczywiście, przebój sezonu. Na cały rok. I dłużej. Dużo śmierci. Umarła Elżbieta Czyżewska. Dzwoni Zosia Czerwińska. – A na co? Paliła jak smok – rzucam do słuchawki. – Na co? Na co? To już pytanie nie w naszym wieku. Jak jest „po ptakach”, to nikt nie pyta, po jakich ptakach. – Ale czy to prawda? – Potwierdzone przez tego dziennikarza filmowego. – Ale on zdaje się ten… tego? – Od tyłu to tylko na wsi, jak mówił Maklak, ale może… dziś jest inaczej. Nie zaprosiłeś mnie na promocję swojej książki. – Wpadł mi i-phon do wody, wykąpał się i zniknęły wszystkie zapisane telefony. – Ale dzwonisz do mnie? – Przecież to ty dzwonisz do mnie, że Ela nie żyje. – Aha, prawda. Festiwal nalewek! Tyle jest festiwali, może być i Festiwal Nalewek, podobno jest ich kilka. Jedziemy. Nie chce mi się, ale namówiony biorę kilka egzemplarzy swojej nowej książki Stolik i jadę w Lubelskie. Przyjemne rozczarowania, pan domu w czamarze i sukmanie wita gości chlebem i solą. Dwór siedemnastowieczny obronny. Wiele razy burzony, palony i pięknie odbudowany. Na dziedzińcu rewia samochodów BMW. Trzeba wrzucić wizytówkę, bo są jakieś konkursy. Nie mam. Podaję swoje dane i podpisuję zgodę na przetworzenie. W co oni mój telefon przetworzą? Oby nie było za późno na płacz i zgrzytanie zębów. Jury Festiwalu. Przewodniczący: kosmonauta generał Hermaszewski. Lansuje swoją książkę Ciężar nieważkości, ja swoją: Stolik. Elegancki tłum zgromadzony na dziedzińcu, księża, miejscowi dostojnicy. Wszyscy czekają na nasz werdykt. A te 52 nalewki czekają na wypróbowanie! Nie jest to proste. Mam kilkunastoletnie doświadczenie na różnych festiwalach. Tu też są karty i punkty za: kolor, smak, klarowność, moc i coś wyjątkowego… Bardziej skomplikowany wybór niż w Konkursie Chopinowskim. Tym bardziej że w miarę trwania pracy jurorów jesteśmy coraz bardziej otumanieni nalewkami. Tymczasem generał już lekko w stanie nieważkości opowiada kilka śmiesznych anegdot, które wydają się nam fantastyczne. Twarz ma trochę rozdeptaną, filmową, jak Jean Gabin. Przydałby się scenariusz dla niego. Kto to napisze?
Tagi:
Jerzy Gruza