Tysiące Tunezyjczyków zaprotestowało przeciw temu, jak rząd radzi sobie z pandemią i zapaścią gospodarczą Dziesięć lat po arabskiej wiośnie zdawało się, że Tunezja jest jedynym sukcesem tej rewolucji, która dynamicznie rozlała się po Bliskim Wschodzie. Ów sukces zadziwiał, tym bardziej że masowe demonstracje w Syrii i Jemenie zakończyły się krwawymi wojnami domowymi trwającymi po dziś dzień, a w wielu innych krajach protesty niewiele zmieniły. Początkowo w kierunku demokratyzacji poszedł też Egipt, gdzie w pierwszych wolnych wyborach władzę przejęło islamistyczne ugrupowanie Bracia Muzułmanie. Nie na długo jednak, bo już w 2013 r. na skutek zamachu stanu gen. As-Sisi przejął władzę, okazując się przywódcą o wiele bardziej autorytarnym od obalonego w 2011 r. Hosniego Mubaraka. Tunezja zdawała się zupełnie innym krajem, który miał problemy, ale dbał o to, by obywatele mogli wyrazić sympatie polityczne kilkakrotnie w wolnych wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Dziedzictwo jaśminowej rewolucji, jak nazywano protesty, które w 2011 r. zmusiły prezydenta Zajna ibn Alego do ustąpienia ze stanowiska i ucieczki do saudyjskiej Dżeddy, gdzie zmarł dwa lata temu, miało nie pójść na marne. Nie zanosiło się na to również, kiedy w 2019 r. prezydentem został bezpartyjny Kajs Saied, profesor prawa konstytucyjnego, który po 2011 r. brał udział w pracach nad zmianą tunezyjskiej ustawy zasadniczej. Zgodnie z konstytucją Saied, mimo że w drugiej turze wyborów zagłosowało na niego ponad 70% wyborców, musiał podzielić się władzą z premierem Hiszamem Masziszim i przewodniczącym parlamentu Raszidem Gannuszim z powiązanej z Braćmi Muzułmanami partii an-Nahda (arab. Odrodzenie). W efekcie przez dwa lata procesy polityczne w Tunezji kulały, a konflikt między prezydentem i szefem rządu okazał się szczególnie wyraźny podczas pandemii. Saied wspólnie z ministrem zdrowia Fauzim Mehdim (prywatnie przyjacielem) zorganizował specjalny program szczepień i otworzył punkty dla wszystkich chętnych powyżej 18. roku życia 20 lipca, kiedy rozpoczęło się Id al-Adha, najważniejsze muzułmańskie święto. Zainteresowanych szczepieniem było jednak więcej niż dostępnych dawek, więc w niektórych punktach ludzie się tratowali. Premier Masziszi nazwał program przestępczym i zaprzeczył, by miał on być konsultowany z nim lub innymi członkami rządu. Minister zdrowia uruchomienie programu przypłacił stanowiskiem, co nie spodobało się prezydentowi. Brytyjski portal Middle East Eye wskazywał jednak już w maju, że prezydent Saied przygotowuje się do przejęcia władzy na podstawie art. 80 konstytucji. Redaktor naczelny portalu David Hearst opublikował wówczas datowany na 13 maja dokument, który według niego był ściśle tajny i pozyskany od źródeł w biurze Nadii Akaszy, szefowej sztabu Saieda. Wynikało z niego, że doradcy prezydenta sugerują mu, że ze względu na pogłębiający się kryzys gospodarczy i złe zarządzanie pandemią konieczne może być zawieszenie rządu i parlamentu. Wielu zbywało wtedy doniesienia portalu, mówiąc, że dokument jest jedynie manipulacją, która pochodzi z kręgów an-Nahdy. W kwietniu prezydent wykonał także ruch, który za byłym ministrem rozwoju regionalnego Ahmedem Nadżibem Szebbim niektóre media nazwały miękkim zamachem stanu. Zablokował działania parlamentu mające na celu ustanowienie trybunału konstytucyjnego – organu, który po jaśminowej rewolucji został zaplanowany jako gwarant tunezyjskiej demokracji, a którego do dzisiaj kraj się nie doczekał. Według Saieda rząd ociągał się z tworzeniem trybunału, a dawno miał minąć termin, do którego instytucja powinna powstać. W niedzielę 25 lipca tysiące Tunezyjczyków wyszło na ulice, by zaprotestować przeciw temu, jak rząd radzi sobie z pandemią i zapaścią gospodarczą. Demonstrujący domagali się dymisji rządu i atakowali biura an-Nahdy, stanowiącej największą siłę w parlamencie. Agencja Reutera doniosła też, że w niewielkim mieście Tauzar doszło do podpalenia lokalnej siedziby partii. Tym, co wypchnęło Tunezyjczyków na ulice, nie była sama pandemia, choć 15 lipca na covid zmarło 205 osób, co stanowi największy odsetek zgonów w przeliczeniu na populację na całym świecie. W kraju zagotowało się dopiero wtedy, gdy powiązana z Transparency International tunezyjska organizacja I WATCH rozpowszechniła w mediach społecznościowych informację, że premier Masziszi wraz z garstką ministrów spędził weekend 16-17 lipca, odpoczywając nad basenem i grając w tenisa w luksusowym hotelu. Taka swoboda ostro kontrastuje z tym, co wolno zwykłym Tunezyjczykom,