Żarnowiec nam niestraszny

Żarnowiec nam niestraszny

Ekscytacja budową elektrowni atomowej rośnie odwrotnie proporcjonalnie do odległości. W gminie Gniewino panuje spokój. Ani strachu nie ma, ani nadmiernej radości Wójt Zbigniew Walczak lubi konkrety. Taki już jest. A na początku 2009 r., gdy toczyła się na poważnie dyskusja nie o tym czy, ale gdzie ma stanąć polska elektrownia jądrowa, chciał konkretów na ten temat. Bo całkiem realne stało się, że ta atomówka stanie właśnie w ich Gniewinie, nad Jeziorem Żarnowieckim. Jakieś 3 km od siedziby władz gminy. Walczak więc chce wiedzieć – jasno i bez ogródek – jak to jest. Żadnego gdybania, co by było gdyby. Wójt chce wiedzieć, jak się obok elektrowni atomowej mieszka. Przecież na świecie takie miejsca są. Więc żeby mieć najlepsze rozeznanie, postanowił zaprosić wójtów z tych gmin leżących za granicą, żeby przyjechali i podzielili się doświadczeniem. Kazał zrobić listę wszystkich miejscowości w Europie, w których atomówki już stoją. Alfabetycznie. Pod G było Gravelines. Znajoma nazwa. „Gravelines, Gravelines – gdzie ja to słyszałem…”, tłucze się w głowie wójta. Poprosił o mapę. Francja, departament Nord-Pas-de-Calais. Olśnienie – przecież tam niedaleko od trzech lat jeżdżą dzieci z Gniewina, na wycieczkę w nagrodę za dobre wyniki. Wójt osobiście raz tam był. Ładna okolica, zabytkowe miasteczka i morze, podobało się dzieciom. Ale elektrownia? I to jedna z największych w Europie? Nikt nic nie zauważył, nikt nic nie słyszał. Dziwne. Listonosz i turyści W lecie 2009 r. Zbigniew Walczak jeszcze raz jedzie z dziećmi. Kilkadziesiąt kilometrów od ośrodka Stella Maris, gdzie dzieci są zakwaterowane, leży Gravelines. Elektrownia też stoi, na samym wybrzeżu kanału La Manche, niedaleko miasteczko o tej samej nazwie. Po ulicach chodzą ludzie, tak zwyczajnie. Biegają dzieci, przejeżdża listonosz. Też normalnie. Jak w Gniewinie. Ale najlepiej z Gravelines wójt Walczak zapamiętuje kemping. Jakieś 400 m w linii prostej od ogrodzenia terenu elektrowni. Duży, nowoczesny i – to najważniejsze – pełen turystów. – Byłoby nieźle – mówi Walczak – żeby tak było też kiedyś u nas. Kiedyś, czyli konkretnie w 2020 r., gdy w Gniewinie ma już stać elektrownia atomowa. „Najlepszą lokalizacją na elektrownię atomową jest Żarnowiec”, ogłosiła w marcu 2010 r. minister Hanna Trojanowska wynik rządowej ekspertyzy. Zaskoczenia nie było. W końcu już raz Żarnowiec wygrał – na początku lat 70. też został uznany za najlepszą lokalizację. – Właściwie z tym Żarnowcem to niezupełnie prawda – mówi wójt. – Ludzie myślą wtedy, że elektrownia miałaby powstać we wsi o tej nazwie. A tak naprawdę to nie chodzi o wieś Żarnowiec, tylko o Jezioro Żarnowieckie, kilka kilometrów dalej na zachód, na styku gmin Krokowa i Gniewino. Dokładnie tam, gdzie kiedyś stała wieś Kartoszyno, którą zrównano z ziemią, jak mieli budować elektrownię. Ale właśnie nazwa Żarnowiec, nie Kartoszyno, poszła w świat. No więc niech już tak będzie – wójt nie ma nic przeciwko, miejscowi też. Zresztą pewnie słusznie, bo właśnie jezioro, jak podkreślali eksperci, miało duży wpływ na decyzję („Sąsiedztwo zbiornika wody do chłodzenia reaktora było jednym z kryteriów oceny”). Wygraną Żarnowca wójt Zbigniew Walczak przyjął spokojnie, bez nadmiernej ekscytacji. Bo niby dlaczego? Gdzieś elektrownię postawić muszą, będzie koło nich, to w porządku. Zresztą mieszkańcy zdążyli się do tej myśli przyzwyczaić – Żarnowiec od dawna był faworytem w wyścigu. Podekscytowani decyzją rządu to są raczej dziennikarze z całej Polski, letnicy, którzy w okolicach postawili domki, albo ekolodzy w Warszawie. W zasadzie można powiedzieć, że ekscytacja budową Żarnowca rośnie odwrotnie proporcjonalnie do odległości. W gminie Gniewino panuje spokój. Ani strachu nie ma, ani nadmiernej radości. Ot, stoicyzm. – Gminie pewnie coś to przyniesie, może miejsca pracy – ocenia Justyna Wiszniewska, 28-latka pracująca w nowoczesnym centrum kulturalnym w Gniewinie. – W samej elektrowni pewnie nie, tam zatrudnią przecież specjalistów. Ale może przy obsłudze, w bazie, w hotelu czy stołówce. No i przy budowie bazy – myśli pragmatycznie. Z dzieciństwa pamięta protesty przeciw budowie w Żarnowcu. Wtedy mieszkała jeszcze w Lublinie i wszyscy wokół niej byli przeciw. – I cieszyli się, że są daleko od Żarnowca – śmieje się dziś. Potem przez przypadek trafiła tu i do pomysłu nowej elektrowni odnosi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2010, 2010

Kategorie: Kraj