Zasada wahadła
Zapiski polityczne Zasada wahadła politycznego głosi, że jeśli przez dłuższy czas wyborcy popierają tendencje lewicowe w rządzeniu krajem, to nieuchronnie przychodzi chwila, gdy zaczynają popierać i wybierać prawicę. Przez długi czas Europą rządziły partie lewicowe, które obecnie tracą – kraj po kraju – swoje pozycje. Jakieś sześć lat temu byłem na spotkaniu przywódców socjaldemokracji europejskiej w Budapeszcie. Krąg uczestników został mocno zamknięty, tylko szefowie partii. Nikt poza nimi. Nasze lewicowe akcje szły do góry i obradowaliśmy w przekonaniu, że Europa będzie wkrótce nasza. I tak się stało. Jospin wygrał wybory we Francji, potem Schröder, następny uczestnik naszego wspólnego obiadu został kanclerzem Niemiec. I tak dalej i dalej… Było to jednak dawno. Teraz prawica rządzi we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Holandii oraz w Austrii. Poważnie zagrożone są rządy lewicy w Niemczech, a jakby dobrze popatrzeć, to jeszcze znalazłyby się kraje dotknięte zasadą wahadła. Europa przestaje być lewicowa. Gdybym był nieco młodszy, czekałbym spokojnie na dalsze zdarzenia i patrzył, jak działa zasada wahadła. Niestety, mój czas mija, przeto warto, bym się pobawił w jasnowidza i pomartwił o polską perspektywę polityczną. Zasada wahadła działa, zupełnie nie uwzględniając tego, czy dany kraj ma partie i kadry przygotowane do przejmowania władzy. Wyborcy chcą zwyczajnie mieć lepiej i swoje nadzieje powierzają raczej łutowi szczęścia niż rozumnej kalkulacji – łatwo się też zniechęcają do swoich wcześniejszych wyborów. Oczywiście, dość często zdarzają się takie przypadki, gdy wyborcy nabierają, nie bez podstaw, przekonania, iż dana grupa polityczna rządzi źle, i wtedy przeganiają ją z parlamentu. Taki był ponoć koniec pani Thatcher, tak się przytrafiło naszej prawicy w ubiegłym roku. Tu swoista ciekawostka: Panią Thatcher sławi wszelka prawica za rozgromienie związków zawodowych. U nas związkowcy sami zlikwidowali się ze sceny politycznej po czterech latach nieudolnych rządów, zaś Leszek Miller i jego formacja wygrali wybory przy poparciu związków zawodowych, tyle że całkiem innych. Przytoczone zdarzenia nie zaprzeczają prawomocności zasady wahadła, gdyż nawet nieznienawidzone rządzące grupy polityczne tracą władzę z upływem czasu – bo się ich wizerunek łatwo zużywa w oczach elektoratu. Także pojedynczy ludzie tracą wizerunek, co się i mnie przydarzyło. Gdybym w roku 1989 kandydował do Sejmu RP w Warszawie, miałbym zapewne jakieś oszołamiające poparcie wyborców, gdyż stała za mną popularność zawiadywanej przez Andrzej Dziedzica „Telewizji Nocą”, niewątpliwej światowej rekordzistki popularności. Przypomnę nieskromnie, że dostawaliśmy po 3 tys. listów tygodniowo, a patrzyło na nasze raczej smutne widowiska, nadawane blisko północy, od 12 do 15 mln widzów. Komitet wyborczy „Solidarności” nie uznał tego faktu i wysłał mnie na kandydowanie do Ostrołęki, ale tam nie było w całym województwie tylu ludzi w ogóle, by mi zapewnić i ten rekord. Na zebrania wyborcze, co prawda, przychodziły tłumy, ale liczone w skali małych wsi. Przepraszam za tę osobistą dygresję, ale czas mój mija i łatwo popada się we wspominanie niegdysiejszych śniegów. Wróćmy zatem do zasady wahadła. Postawmy pytanie oparte na pogorszających się notowaniach opinii wyborczych w stosunku do koalicji SLD-UP, której byłem inicjatorem – za co teraz wielu ludzi obdarza mnie szczerą i gorącą nienawiścią. Pytanie brzmi: Czy gdyby następne wybory wypady źle dla mojej „Lewicy razem”, doszłaby do władzy grupa ludzi z prawdziwego zdarzenia, uczciwych i rozumnych zarazem. Jeśli popatrzyć w przeszłość i teraźniejszość, to takiego ugrupowania nie widać. Przeciwnie. Rządząca przez cztery lata prawica polska dopuściła do nielicznej ekipy osób z kwalifikacjami kolosalną gromadę zdecydowanych łobuzów, naciągaczy, karierowiczów, a nawet – jak się okazało – zwykłych przestępców. Nie ma przesady w tym, co na koniec poprzedniego zdania napisałem. Zabity nad brzegiem Wisły minister sportu Jacek Dębski miał ponoć powiązania jednoznacznie mafijne, a ładowani teraz do kryminałów różni dygnitarze od ZUS oraz innych spółek skarbu państwa to raczej męty społeczne niż politycy z prawdziwego zdarzenia. Dziura budżetowa, jaką zostawiła po sobie prawica, pokazuje, jak bardzo była ona nieprzygotowana do władania krajem na dorobku. Co gorsza, obecna prawica polska została opętana, w zakresie ekonomii, ideologią liberalną, której całkowita nieprzydatność do działań transformacji ustrojowej okazała się dla wszystkich ludzi