Zasypana żywcem

Zasypana żywcem

Zwyrodnialcy wrzucili 14-latkę do studni. Chcieli zabić za telefon komórkowy. Dziewczyna cudem przeżyła Ten obraz zapamiętają do końca życia. Nocną ciemność rozpraszały reflektory skierowane na studnię. I nagle w ich świetle zobaczyli twarz dziewczynki – pokaleczoną, opuchniętą, pokrytą brudem, kurzem i krwią. I jej oczy – potwornie przerażone. Jak u zaszczutego zwierzaka. Jeszcze teraz, kiedy mi o tym opowiadają, st. sierż. Robert Guziak i st. sierż. Mirosław Zarzecki są poruszeni. A przecież od tamtych wydarzeń minęła już doba. O pół do pierwszej w nocy dyżurny komisariatu VI w Lublinie odebrał telefon. Kobieta prosiła o pomoc w odnalezieniu 14-letniej córki Klaudii. Około godz. 21 do Klaudii przyszła koleżanka i poprosiła, by wyszła z nią przed blok. Kiedy po 22 dziewczynka nie wróciła, kobieta zaczęła się denerwować, bo nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby o tej porze Klaudii nie było w domu. Próbowała ustalić, gdzie może być córka. Ale Klaudia przepadła. – Natychmiast z Komendy Miejskiej Policji wyruszyły dwie grupy policjantów, tzw. mundurowi i operacyjni, i pojechały na osiedle Felin, gdzie mieszkała zaginiona dziewczynka – mówi Radosław Zbroński z zespołu prasowego KMP w Lublinie. – Część z nich rozpoczęła poszukiwania, reszta przepytywała ludzi i odtwarzała zdarzenia, w których uczestniczyła Klaudia przed zaginięciem. Felin – nowo budujące się lubelskie osiedle, graniczące już prawie ze Świdnikiem. Kilka wieżowców, czteropiętrowe bloki, duże balkony, piękne kolorowe elewacje. Większość mieszkańców to ludzie młodzi. Rano osiedle wymiera. Dzieci idą do szkół, rodzice do pracy. Dopiero po południu przed blokami spotyka się młodzież. Prawie wszyscy się znają. Ale są tu jeszcze miejsca pamiętające stare, zaniedbane lubelskie przedmieście. Na obrzeżu osiedla, nieopodal szosy do Zamościa, jest opuszczone gospodarstwo. Zdewastowany budynek mieszkalny bez drzwi i okien, rozwalający się garaż i komórki. Z szosy zabudowań nie widać, bo zasłaniają je drzewa z dawnego sadu, krzewy i gęste zarośla. To tu spotykają się okoliczni pijacy i tzw. element. Cztery godziny odkopywania Guziak i Zarzecki poszli w stronę tych zabudowań. Gdy stanęli pod ścianą komórki, w świetle latarki zobaczyli wielki napis „Klaudia”. Zaczęli więc bardzo dokładnie sprawdzać zarośla i zabudowania. Nieopodal dostrzegli dwie studnie. Jedna zasypana była pod wierzch. Drugą przykrywały drzwi od garażu. – Sam nie mogłem ich podnieść – mówi sierż. Zarzecki. – Robert pomógł mi je zdjąć. Zaczęliśmy świecić latarkami w głąb studni. Studnia była bardzo głęboka. Na dole leżały połamane deski, gałęzie, cegły. W pewnej chwili Rober Guziak krzyknął: – Mirek, patrz, o tam, to chyba biała skarpeta! Obydwaj skierowali latarki w to miejsce. Skarpeta jakby się poruszyła. Zamarli z przerażenia. To była noga. – Czy to ty, Klaudia? Słyszysz mnie? Jesteśmy z policji – krzyczał Robert Guziak w głąb studni. Cisza. Z daleka słychać było tylko jadący szosą samochód. I nagle… – Kim jesteście? – usłyszeli cichy głos, a potem jęki. – Klaudia, możesz oddychać? – krzyczał Guziak. – Tak. – Klaudia, nie ruszaj się, jesteśmy z policji. Zaraz wszystko będzie dobrze. Przyjedzie pomoc. Nie ruszaj się, nie ruszaj się… W tym czasie Zarzecki przez radiotelefon wezwał pogotowie i straż pożarną. – Wezwanie dostaliśmy o 1.43 – mówi st. kpt. Michał Badach, rzecznik prasowy komendanta miejskiego straży. – Osiem minut później jednostka ratowniczo-gaśnicza pędziła już na Felin. Akcją dowodził bryg. Mieczysław Dziura. Okazało się, że potrzebni są ratownicy wysokościowi i specjalistyczny sprzęt alpinistyczny, bo dziewczynka leżała na głębokości ponad 10 m. Jej głowa utkwiła między metalowym drągiem a deską, co utrudniało jej wydobycie. Na dodatek przysypana była gruzem. Gdyby jej nie odnaleziono, zostałaby żywcem pogrzebana. Nad studnią zamontowano urządzenie, po którym do wnętrza opuścił się ratownik. Żeby wyciągnąć dziewczynę, najpierw trzeba było wydobyć pięć wiader gruzu. Klaudii założono specjalną uprząż. Powoli, metr po metrze wyciągano ją na zewnątrz. Cała akcja trwała półtorej godziny. Kiedy pogotowie wiozło Klaudię do szpitala, policjanci zatrzymali 16-letniego Piotra G. i 23-letniego Łukasza K. Przyznali się, że chcieli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 39/2005

Kategorie: Kraj