Zatoka nie może dojść do siebie

Zmutowane kraby i bezokie krewetki – skutki wycieku ropy do Zatoki Meksykańskiej ujawniają się dwa lata po katastrofie Nawet naukowcy optymiści przewidywali, że tak będzie: prawdziwe skutki wycieku ropy naftowej do Zatoki Meksykańskiej poznamy po latach. W wyniku wybuchu na platformie wiertniczej Deep- water Horizon i uszkodzenia odwiertu Macondo do wód zatoki przedostało się 5 mln baryłek (prawie 800 mln l) czarnego już nie złota, ale przekleństwa. Dwa lata po jednej z największych katastrof ekologicznych życie wraca do normy. Na plażach Alabamy i Luizjany pojawili się turyści, delta Missisipi wygląda jak dawniej, a lokalna gospodarka zaczyna się kręcić na poziomie sprzed katastrofy. Niemniej jednak to pozory. Rybacy donoszą o niespodziewanie wysokiej liczbie zwierząt z różnymi defektami. Bezokie krewetki to tylko jeden z przykładów. Najwięcej deformacji dotyka kraby, których pancerze albo nie mają prawidłowych kształtów, albo są zbyt miękkie. Naukowcy odnajdują martwe małe delfiny i żółwie. Wszyscy podzielają przeczucie, że stało się najgorsze. Ropa wchłonięta przez fito- i zooplankton powędrowała w górę łańcucha pokarmowego. Im wyżej w nim jest organizm, tym większe jej stężenie. Nikt jednak nie potrafi tego bezsprzecznie udowodnić, co pozwala koncernowi BP uchylać się od odpowiedzialności. Sytuacja jest bardzo podobna do tej, która miała miejsce po wycieku ropy z tankowca „Exxon Valdez” w 1989 r. w Zatoce Księcia Williama na Alasce. Wtedy populacja orek zmniejszyła się o połowę, populacja śledzia zaś nigdy się nie odrodziła. Nikomu jednak nie udało się ponad wszelką wątpliwość wykazać związku tych dwóch zdarzeń. Ropa zniknęła z plaż, ale wciąż znajduje się na morskim dnie. Koralowce dookoła odwiertu Macondo zostały poważnie uszkodzone. Ropę odnajdują naukowcy korzystający z batyskafów, i zachodzą w głowę, jak dalej wpłynie na ekosystem zatoki. Mimo ponad stu lat gospodarki opartej na ropie wciąż wiemy bardzo mało o krótko- i długofalowych skutkach takich katastrof. Standardową procedurą związaną z wyciekami jest użycie rozpraszacza, który wiążąc ropę, rozbija jej plamę na mniejsze, aby zminimalizować osadzanie się substancji na plażach. Nikt dotychczas nie zastanawiał się, czy chemikalia w rozpraszaczach szkodzą środowisku, a jeśli tak, to w jaki sposób. Działała zasada mniejszego zła: wlewamy to do morza, ale chronimy plaże, a potem już jakoś będzie. Tak też zrobiło BP, używając środka o rynkowej nazwie Corexit. Tylko produkująca go firma z Illinois była w stanie zapewnić odpowiednią ilość substancji, bo chemikaliów użyto na bezprecedensową skalę – 9 mln litrów. Efekty widać dopiero dzisiaj, chociaż nie gołym okiem. Rozpraszacz, który jest mieszaniną 50 różnych związków chemicznych, można zobaczyć w świetle ultrafioletowym. Naukowcy odkryli go nie tylko na plażach, gdzie nie chce się rozkładać, lecz także na… nogach plażowiczów, którzy zażyli kąpieli w zatoce. Corexit w wodzie świetnie przywiera do skóry i wnika w nią głęboko. Wpływu rozpraszacza na ludzkie zdrowie dotychczas nikt nie badał. 30 mld to pryszcz Koszty, na jakie naraziła BP cała operacja, są astronomiczne. 8 mld dol. dotychczas wydano na jednorazowe zapomogi, kolejne 8 mld będą kosztowały odszkodowania dla lokalnych przedsiębiorców. 14 mld pochłonęło sprzątanie po katastrofie. 30 mld w ciągu dwóch lat nadwerężyłoby kondycję niejednej firmy. Ale BP nie jest typową korporacją – w ciągu roku inkasuje ponad 200 mld, z tego 26 mld na czysto. Jednocześnie widać, że coś się zmieniło w społecznym odbiorze wielkich firm. O ile Exxon Mobil dość łatwo wykaraskał się z tarapatów po katastrofie tankowca (po wieloletnim procesie udało mu się zmniejszyć wysokość odszkodowania do 8 mld dol.), o tyle negatywne odczucia względem BP nie wygasły. W Stanach wszyscy chcą tanio tankować, ale miłości do „wielkiej ropy” nie ma. Sektor nie pomaga sobie pomysłami o wątpliwych konsekwencjach dla środowiska – takimi jak rurociąg Keystone XL, od granicy z Kanadą do Teksasu. Tymczasem trwa postępowanie prokuratorskie i kierujący nim Eric Holder mógł się pochwalić pierwszymi wynikami. Zarzuty postawiono inżynierowi BP Kurtowi Miksowi, do zadań którego należało informowanie na bieżąco przełożonych o sytuacji w zatoce. Z jego korespondencji śledczy dowiedzieli się m.in., że BP kłamało, podając ilości ropy wydobywającej się spod dna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 29/2012

Kategorie: Ekologia