Sojusz ludzi żądnych władzy i pieniędzy To trzeba było zobaczyć na własne oczy. Debatę w Sejmie, gdy opozycja atakowała ministra Czarnka za to, że dał z budżetu MEN 40 mln zł prawicowym fundacjom na zakup nieruchomości, co okrzyknięto programem Willa+. Czarnek nie był pokorny, sam atakował opozycję. A Kaczyński co twardsze słowa ministra nagradzał brawami. Cieszył się i klaskał. Oto mogliśmy się przekonać, że dla osoby numer 1 w państwie najpiękniejszą rozrywką jest sejmowa pyskówka. I najbardziej z jego szeregów podobają mu się ci, którzy najmocniej opozycji się odwijają. Przepraszam, ale czy na tym polega polityka? Kto komu mocniej się odwinie? To jest najważniejsze kryterium oceny ministra? Że z publicznych pieniędzy da swoim i jeszcze nawymyśla krytykom? Życie polityczne, owszem, mało kiedy było przyzwoite, teraz jednak stało się podłe. Od kiedy pamiętam, życie polityczne w Polsce zdefiniowane było marzeniem. Epoka Gierka – to było marzenie o uprzemysłowieniu Polski, skoku cywilizacyjnym. „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Epoka Jaruzelskiego – to z kolei był czas bez wielkich marzeń, tylko żeby przetrwać. I warto było przetrwać, bo po roku 1989, gdy otworzyło się okno historii, Polska rozpoczęła wyścig o swoją przyszłość. Byliśmy w to zaangażowani. Gospodarka, czyli słynne powiedzenie Grzegorza W. Kołodki: „Produkcja rośnie, inflacja spada”, wejście do NATO, wejście do Unii… Potem chcieliśmy mieć w tej Unii mocną pozycję. A jakie wielkie cele ma dzisiejsza władza? W ogóle jakie ma cele? Milion samochodów elektrycznych? Promy pływające po Bałtyku? To bujda. Jak można budować samochody, nie mając fabryk, inżynierów, biur projektowych? Jak można budować promy, wygaszając stocznie? A może, jak opowiadają niektórzy, władza chciała Wielkiej Polski i Trójmorza? To przecież miraż, pisał o tym zresztą tydzień temu Jakub Dymek. Jakie więc są cele? Może takie, o których Jarosław Kaczyński zdążył już parę razy powiedzieć – że chciałby pogrążyć tych, co byli przed nim na górze, i chciałby nowych elit, swoich. No i Kościoła w roli wychowawcy narodu. Ale to też bzdura, bo Zenek Martyniuk zawsze będzie Zenkiem Martyniukiem, choćby nie wiem ile dostał festiwali. Jeśli życie publiczne zaczyna się składać z pustych opowieści, z pustego pomstowania, to coś jest nie tak. Tylko z kim? Z nami, wyborcami, czytelnikami, ludźmi, którzy ten spektakl obserwują? Czy może z nimi? Tydzień temu pisałem, że Polska pogrąża się w paranoi. Że politycy zarażają nas swoim szaleństwem. I czyż tak nie jest? W polskim systemie politycznym wszystko kręci się wokół Jarosława Kaczyńskiego – jego upodobań, jego fobii. Każdy przecież wie, co wodzowi się podoba – polityczna korrida. O złym Tusku i złej opozycji słyszymy zatem co chwila. Każdy wie, czym zmiękczyć najważniejszego prezesa – i znaczą Polskę kolejne maszkarowate (on estetą nie jest, więc nie szkodzi) pomniki Lecha Kaczyńskiego. Mamy złych Niemców, świat nam zazdrości, zamach w Smoleńsku… Armia lizusów zawsze wie, jak się przypochlebić. A teraz przyłóżmy do tych zachowań opinie fachowców. W wydanej kilka lat temu książce „Paranoja polityczna. Psychologia nienawiści” amerykańscy autorzy Robert Robins i Jerrold Post wyróżnili siedem elementów charakteryzujących umysł paranoika. Są to m.in. podejrzliwość, mania wielkości, wrogość, lęk przed utratą niezależności, urojenia. Podejrzliwość? Mania wielkości? Urojenia? Toż to siła napędowa narracji PiS. Katastrofa smoleńska nie mogła być zwykłą katastrofą. Musiała być spiskiem, wielkim spiskiem, bo Lech Kaczyński Rosji zagrażał. A my, dzielny Antoni Macierewicz, złamany śmiercią brata Jarosław i cała rzesza ludzi PiS, ten spisek przejrzeliśmy! To knowania Tuska z Putinem! Tych spisków, zawiązywanych ze strachu przed rosnącą siłą Polski, jest więcej. Wszystkie są przenikliwie ujawniane! Spisek niemiecki, spisek brukselski – uczestniczy w nim opozycja, ta współczesna targowica, która najpierw służyła Moskwie, a teraz służy Niemcom. Opowieści tego typu wylewają się z pisowskich gazet, z ekranu. „Nie ma na świecie ludzi dużo mądrzejszych niż ja”, mówi Jarosław Kaczyński i najwyraźniej w te słowa wierzy. Jak i w to, że jest „samym dobrem”. Tak bowiem siebie ocenia. A samo zło to ci, którzy akurat podnieśli głowę. Sędziowie,
Tagi:
Adam Glapiński, Adrian Zandberg, Andrzej Duda, Edward Gierek, gospodarka, historia Polski, Jacek Kurski, Jacek Sasin, Janusz Kowalski, Jarosław Kaczyński, Jerrold Post, kapitalizm, komunizm, KPO, KPRM, KPRP, Marian Banaś, Mateusz Morawiecki, NBP, neoliberalizm, NIK, obserwacje, parlament, PiS, polityka gospodarcza, polityka pieniężna, polityka społeczna, polska polityka, polska prawica, PRL, Robert Biedroń, Robert Robins, Ryszard Terlecki, rząd PiS, scena polityczna, Sejm, Senat, socjalizm, Solidarna Polska, społeczeństwo, TVP, TVPiS, Włodzimierz Czarzasty, Zbigniew Ziobro, ziobryści, Zjednoczona Prawica