Jeśli PiS utrzyma się przy władzy, Polsce będzie potrzebna silna opozycja wobec autorytarnych zapędów braci Kaczyńskich. Takiej roli z pewnością nie odegra PO To będą najważniejsze wybory od ’89 roku – pod tym zdaniem podpisują się niemalże wszyscy politycy, publicyści i politolodzy. Trudno się z tym nie zgodzić. Tegoroczne wybory zadecydują o tym, czy Polska będzie krajem zbliżającym się do nowoczesnych demokracji Europy Zachodniej, czy też pójdzie własną drogą, naznaczoną narodowymi kompleksami i zaściankowością. Drogą wyznaczoną przez jedynie słuszny ośrodek władzy. Poczucie ważności wyboru mają również obywatele. Ostatnie wybory prezydenckie czy parlamentarne przypominały wybór pomiędzy coca-colą a pepsi-colą. „Panie Leszku”, „Panie Donaldzie”, słodzili sobie główni pretendenci do prezydentury podczas telewizyjnych debat. Obywateli ten spór raczej nie pasjonował. Frekwencja wahająca się dwa lata temu pomiędzy 40 a 50% była powszechnie komentowana jako porażka polskiej demokracji. W tych wyborach na porażkę demokracji w żadnym wypadku Polska pozwolić sobie nie może. Polak z własnej woli w urzędzie Czy po dwóch latach rządów PiS Polacy rzeczywiście pójdą gremialnie do urn? Wszystko wskazuje, że jest to możliwe. Aby nabrać takiego przekonania, wystarczyło w zeszłym tygodniu odwiedzić dowolnie wybrany urząd miejski. Ostatnio takie tłumy widziane w nich były, gdy społeczeństwo masowo wymieniało dowody osobiste. Wówczas jednak państwo nałożyło na obywateli prawny obowiązek. Na początku października obywatele pojawili się w urzędach z własnej woli. Polacy zapragnęli wziąć sprawy Polski w swoje ręce. Przed okienkami ustawiały się gigantyczne kolejki. Jedni chcieli dopisać się do spisu wyborców, drudzy prosili o wydanie zaświadczenia, na podstawie którego będą mogli w dniu wyborów głosować poza miejscem zamieszkania. Dwa lata temu otrzymanie takiego uprawnienia nie wiązało się ze staniem w długim ogonku. Wtedy, według Państwowej Komisji Wyborczej, w wyborach parlamentarnych o takie zaświadczenia wystąpiło 17,8 tys., a w prezydenckich ponad 30 tys. Polaków. Pracownicy urzędów miejskich szacują, że w tym roku zanotowaliśmy wzrost liczby chętnych o 300%. Świadczy to przede wszystkim o wyborczej mobilizacji studentów, którzy wcześniej niezbyt chętnie odwiedzali lokale wyborcze. Bo lubię chodzić po lokalach 21 października ma się to zmienić. Aby tak było w rzeczywistości, dbają organizacje pozarządowe. Weteranami walki o frekwencję są działacze skupieni wokół Stowarzyszenia Wybieram.pl. To w większości ludzie młodzi, studenci i absolwenci renomowanych kierunków na warszawskich uczelniach. Swoją działalność rozpoczęli w roku 2005. Nakręcili filmiki zachęcające do udziału w wyborach. Młodzież natknie się na nie, oglądając telewizje muzyczne: Vivę i VH1. Aktywiści Wybieram.pl mają też swoje hasła. Nie zabrakło im pomysłowości, dzięki której uniknęli sztampy i patosu. Dlaczego głosuję? „Bo lubię chodzić po lokalach”, „Bo mam blisko”, „Bo chcę”. W zeszłym tygodniu młodym działaczom z Wybieram.pl wyrosła konkurencja, a raczej wsparcie, ze strony tuzów polskiego trzeciego sektora. 9 października powołana została do życia Koalicja 21 Października. W jej skład weszły m.in. Fundacja Batorego, Instytut Sobieskiego, Instytut Spraw Publicznych, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Fundacja dla Wolności i Związek Harcerstwa Polskiego. Cel jest prosty. Zachęcić młodych ludzi do udziału w wyborach. W jaki sposób członkowie koalicji chcą to osiągnąć? Ciekawy pomysł to plakaty wzorowane na instrukcji skręcania mebli z Ikei. Trzy rysunki pokazują, jak oddać głos. Do tego hasło: „Parlament – zrób to sam”. Spot mają wyemitować TVN i Polsat. Decyzja TVP w tej sprawie nie jest jeszcze znana. Jedyne takie wybory Tak samo nie jest jeszcze znana frekwencja wyborcza. Wiele wskazuje na to, że będzie ona zdecydowanie wyższa niż w poprzednich wyborach. Na jak wysoką frekwencję możemy liczyć i jakie będzie miało to konsekwencje dla wyniku wyborów? Trudno o jasne odpowiedzi w tych dwóch kwestiach. Można natomiast odwołać się do przykładu z najnowszej historii Polski. Jedynymi wyborami, w których można mówić o przyzwoitej frekwencji, były wybory prezydenckie z 1995 r. Dokonać wyboru pomiędzy Aleksandrem Kwaśniewskim a Lechem Wałęsą postanowiło wówczas 68% uprawnionych do głosowania. Co spowodowało tak niespotykaną dla Polski frekwencję? Przede wszystkim znakomita, bardzo ofensywna kampania Aleksandra Kwaśniewskiego. A konkretnie
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety