Zawodnik nie jest najważniejszy

Zawodnik nie jest najważniejszy

Małysz wie, że dietetyka nie zastąpi spawacz, a psychologiem nie będzie masażysta Kamil Wódka, psycholog sportu Kamil Wódka (lat 28) jest jednym z najzdolniejszych przedstawicieli młodej generacji psychologii sportu. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego (2003), gdzie specjalizował się pod kierunkiem dr. Jana Blecharza (współtwórcy sukcesu Adama Małysza). Pracował z kadrą olimpijską kajakarzy górskich na igrzyska w Atenach. Od maja 2003 r. współpracował z kobiecą kadrą w narciarstwie alpejskim. W ubiegłym sezonie zajmował się równolegle kadrą skoczków narciarskich (w tym Adamem Małyszem). Zwolniony bez podania powodu. Krótko potem jego podopieczna, slalomistka Katarzyna Karasińska, zdobyła Puchar Europy (2005), stając się rewelacją sezonu. Od niedawna opiekuje się także męską reprezentacją w narciarstwie alpejskim. – Trafił pan do pracy z Adamem Małyszem po burzliwym rozstaniu z kadrą dr. Jana Blecharza i fizjologa prof. Jerzego Żołądzia. Czy z perspektywy czasu można powiedzieć, że Polski Związek Narciarski dobrze zrobił, pozbywając się tych specjalistów? – Oczywiście tę decyzję oceniam negatywnie. Być może ten układ potrzebował pewnego przeformułowania, ale na pewno nie rozwiązania. W wielu polskich związkach sportowych ludzi wchodzących do sztabów szkoleniowych traktuje się niepoważnie. Mówienie o wygórowanych żądaniach finansowych uważam za śmieszne. Wiedza kosztuje, a w tym przypadku oferowana była i tak na korzystnych warunkach. Zarobki psychologa i fizjologa pozostawały w śmiesznej skali do efektów sportowych, materialnych i wreszcie społecznych niemającego precedensu sukcesu Adama Małysza. Za podobną pracę obaj ci specjaliści otrzymywaliby za granicą dużo większe wynagrodzenie. Zupełnie już niedopuszczalne i pozbawione klasy było ironizowanie na ich temat, gdy odchodzili. Ale my już tak mamy… – Kiedy opiekował się pan skoczkami? Na czym polegała pańska praca? – To był jeden sezon – ubiegły. Właściwie przyszedłem w trakcie sezonu i w praktyce moja współpraca zakończyła się przed jego końcem. Jednym wątkiem mego angażu miało być działanie na zasadzie strażaka. Okazało się bowiem, że dobre skakanie na treningach nie przekłada się na dobre skakanie na zawodach. I to trzeba było pilnie naprawić. Po drugie, Adam chciał wrócić do pracy z psychologiem. Dr Blecharz odmówił, więc zaproponowano pracę mnie. Od razu zastrzegłem, że podejmuję się jej, jeśli będzie traktowana długodystansowo – do olimpiady w Turynie. Wydawało się, że uzyskałem porozumienie z trenerem w tej kwestii. Myliłem się. Praca polegała na edukacji, zwłaszcza w przypadku zawodników, którzy kontaktu z psychologiem jeszcze nie mieli. Jeśli chodzi o tych, którzy takie doświadczenie mieli, było to już działanie bardziej kooperacyjne – odpowiedź na konkretne zapotrzebowania, które potrafili sami sformułować. – Jak układały się relacje z trenerem Kuttinem? Nie są chyba tajemnicą jego – powiedzmy – wysoka samoocena i wybujałe ego? – Na początku bardzo dobrze, później kontakt się nam urwał. Wypowiadanie się na temat jego właściwości osobowościowych uważam za niestosowne… – Czy współpraca z Małyszem układała się dobrze? Po odejściu dr. Blecharza można było słyszeć opinie, że Adam jest w zasadzie „bardzo dobrym psychologiem” i sam wie, co ma robić, aby się zrelaksować przed startem i zmotywować do wyczynu na skoczni. Był? – Pracę z nim oceniam bardzo pozytywnie, byłem nawet zaskoczony, że tak szybko znaleźliśmy porozumienie. Sam w jednym z wywiadów powiedziałem, że Adam Małysz mógłby młodym zawodnikom przekazać wiele cennych uwag z zakresu psychologii. Ale oczywiście zdolność przekazania kilku uwag z zakresu psychologii to co innego niż bycie psychologiem. Poza tym wiedzieć, a umieć coś zrobić to dwie różne sprawy. Można umieć coś rozpracować perfekcyjnie od strony intelektualnej, ale i tak nie wiedzieć, jak sobie z daną sytuacją poradzić. W miarę upływu lat Adam rozumie to chyba coraz lepiej. Dyskusję, czy pomoc psychologiczną może sobie skutecznie zapewnić sam, uważam za dość jałową. – Podobno Tajner też się uważał za dobrego psychologa, a obecnie tego zdania jest o sobie Kuttin. Psycholog to w ogóle jakiś łatwy zawód w Polsce. Czy to się nie bierze po prostu z powszechnego ignorowania tej profesji i traktowania jej z przymrużeniem oka? – Co do trenera Tajnera – nie mam wiedzy własnej. Oczywiste jest, że trener musi posiadać umiejętności, które traktujemy jako psychologiczne, np. poprawnej komunikacji, rozwiązywania konfliktów, motywowania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2006, 2006

Kategorie: Sport