Czy w Stanach Zjednoczonych przejął władzę nowy kompleks wojskowo-przemysłowy? W USA koncern lotniczy Boeing znalazł się w ogniu ostrej krytyki. Szef firmy, Phil Condit, musiał ustąpić ze stanowiska. Okazało się bowiem, że Boeing zbyt zuchwale wykorzystywał swe kontakty w departamencie obrony, aby zdobywać niewyobrażalnie wprost korzystne zamówienia. W maju br. siły powietrzne USA zleciły koncernowi lotniczemu z Chicago przebudowę 100 boeingów 767 na samoloty-cysterny. Maszyny te miały być wynajęte na sześć lat przez Pentagon, dopiero później kupione. Wartość kontraktu opiewała na 26 mld dol. i była zdumiewająco wysoka. Boeing obniżył cenę swych samolotów przeznaczonych do tankowania w powietrzu do 21 mld, ale i tak w sierpniu niezależny urząd budżetowy Kongresu obliczył, że kupno 100 nowych maszyn byłoby o 5,6 mld dol. tańsze. We wrześniu Pentagon dokonał nowej analizy kosztów i postanowił nabyć 80 boeingów, a tylko 20 wziąć w leasing. Zazwyczaj w Waszyngtonie takie wielomiliardowe kontrakty z gigantami przemysłu zbrojeniowego załatwiane są w drodze zakulisowych negocjacji, bez udziału mediów. Tym razem jednak wybuchł skandal, bowiem o przecieki zadbał koncern Lockheed-Martin, oburzony machinacjami swego rywala, Boeinga, bulwersującymi nawet jak na amerykańskie warunki. Wiele szczegółów afery ujawnił zachwycony John McCain, republikański senator z Arizony i nieubłagany przeciwnik prezydenta George’a Busha. Okazało się, że Boeing uzyskał szczegóły konkurencyjnej, znacznie korzystniejszej oferty europejskiego Airbusa od Darleen Druyun, zastępczyni dyrektora wydziału ds. zakupów uzbrojenia Lotnictwa Wojskowego USA. W styczniu 2003 r. pani Druyun zrezygnowała z pracy w Pentagonie, aby objąć lukratywne stanowisko w zarządzie (a jakże!) Boeinga. W końcu listopada br., gdy wrzawę podniosła prasa, koncern lotniczy z Chicago zwolnił Darleen Druyun i swego dyrektora finansowego, Mike’a Searsa. Wkrótce potem dziennik „The Financial Times” poinformował, że Boeing miał szczególne więzi z sześcioma członkami wpływowej cywilnej komisji doradczej departamentu obrony, Defense Policy Board. Lotniczy gigant z Chicago zainwestował po 20 mln dol. w firmy kierowane przez zasiadających w tym gremium Richarda Perle’a i byłego dyrektora CIA, Jamesa Woolseya. Wdzięczny Perle napisał na łamach „Wall Street Journal” komentarz broniący kontraktu z Boeingiem, w którym oczywiście o swych 20 mln nie wspomniał ani słowem. W tej sytuacji departament obrony musiał zawiesić wykonanie kontraktu na dostawę 100 samolotów-cystern, chociaż szefowie firmy lotniczej z Chicago nie tracą nadziei, że umowa zostanie zrealizowana. Senator John McCain wzywa Kongres do podjęcia śledztwa w tej sprawie i ostrzega przed „nowym kompleksem wojskowo-przemysłowym”. Wtóruje mu prof. Chalmers Johnson, który wcześniej był doradcą CIA i gorliwym ideologiem zimnej wojny: „Dziś ten kompleks praktycznie przejął władzę. Pentagon nie jest departamentem obrony – to drugi rząd, który ma siedzibę na południowej stronie Potomacu”, twierdzi Johnson. Określenie „kompleks wojskowo-przemysłowy” często pojawia się w wywodach antyamerykanistów, antyglobalistów i zwolenników teorii spiskowych, obwiniających Stany Zjednoczone, a zwłaszcza ich powiązany ze światem polityki wielki biznes, o wszelkie zło tego świata. W filmie Olivera Stone’a „JFK” właśnie „kompleks” zorganizował zamach na prezydenta Kennedy’ego, który (jakoby) chciał wycofać oddziały USA z Wietnamu, co groziło oligopolom zbrojeniowym utratą miliardowych zysków. To kończący swą kadencję prezydent Dwight Eisenhower w pożegnalnym orędziu do narodu w styczniu 1961 r. jako pierwszy ostrzegł przed „kompleksem wojskowo-przemysłowym”, który powstał w Stanach Zjednoczonych w latach zimnej wojny. „Połączenie ogromnego militarnego establishmentu z potężnym przemysłem zbrojeniowym jest dla Ameryki nowym doświadczeniem. Jego totalny wpływ – ekonomiczny, polityczny, a nawet spirytualny odczuwany jest w każdym mieście, każdym stanowym zgromadzeniu ustawodawczym, w każdym biurze rządu federalnego”, mówił prezydent. W swych wspomnieniach Eisenhower napisał później, że był coraz bardziej zaniepokojony wpływem na naród amerykański wielkich wydatków na cele wojskowe podejmowanych w czasach pokoju. Publicysta magazynu „Atlantic Monthly”, James Fallows, uderzył ostatnio na alarm – obecnie military-industrial complex jest dla Stanów Zjednoczonych równie palącym problemem, jak u schyłku rządów Eisenhowera. Przeciętny wysoki oficer armii przechodzi na emeryturę w wieku 45 lat, najpóźniej po pięćdziesiątce. Zazwyczaj rozpoczyna wtedy drugą karierę, najczęściej w przemyśle zbrojeniowym.
Tagi:
Krzysztof Kęciek