Odszedł Mistrz. Wybitny człowiek kultury i mediów. Postać światowego formatu. Pozostawił po sobie taki dorobek, że będzie na poczesnym miejscu w encyklopediach. My w „Przeglądzie” mamy wobec Niego podwójny dług. Był przecież współtwórcą naszego tygodnika. I to dosłownie. Nie byłoby bowiem „Przeglądu”, gdyby w grudniu 1999 r. Krzysztof Teodor Toeplitz nie przygarnął zbuntowanego zespołu „Przeglądu Tygodniowego” do siebie, na Stare Miasto, na ul. Brzozową. KTT nie tylko nas przygarnął, ale był też filarem tygodnika. Sami Państwo wiecie, ilu z was zaczynało lekturę od Jego „Kuchni Polskiej”, a ostatnio „Odlotów”. Czytelnicy kochali Go za niezwykłą erudycję, odwagę w myśleniu i urodę słowa. Był przecież jednym z największych w historii polskiego felietonu. KTT to półka Antoniego Słonimskiego. Podręcznikowa już klasyka gatunku. Wydrukował na naszych łamach kilkaset felietonów. Tekstów, w których wojował z głupotą, ze starymi i nowymi mitami, z umysłowym lenistwem i łgarstwami wybrańców narodu. To były finezyjne, celne, odważne i dowcipne felietony. Niezwykły i przebogaty dorobek i unikalny opis naszego świata. KTT był z nami przez te wszystkie trudne lata. Wiedzieliśmy, że i nasz tygodnik, i wielu z naszych autorów są Mu myślowo bliscy. I bliscy ideowo. Łączył nas lewicowy punkt widzenia i wierność takim przekonaniom i politycznym wyborom. KTT nie był jeszcze jedną chorągiewką zdaną na wiatry historii. Gdy po 1989 r. wielu oportunistów zaprzeczało własnym życiorysom i poglądom, Krzysztof wybrał drogę pod górę. Trudną, ale swoją. Płacił za to do samego końca. Przemilczano Jego książki i ważne artykuły. Spychano na boczny tor. Bez sensu, ale z jaką szkoda dla kultury i debaty publicznej. Wstyd mi zwłaszcza za tych, którzy się z Nim w głębi duszy zgadzali, ale nie mieli odwagi, by głośno i publicznie o tym powiedzieć. Na szczęście obok życia politycznego czy gazetowego jest jeszcze normalne życie w zwykłych polskich domach. A tam jedni będą pamiętać, że to KTT odkrył (i stworzył) w „Czterdziestolatku” Maliniaka i kobietę pracującą. Drudzy zapamiętają genialny felieton „Mława atakuje”. A nasi czytelnicy i zespół redakcyjny, tak szczodrze przez lata obdarowywani przez Autora, sięgną jeszcze nie raz po Jego teksty. Żegnaj, Mistrzu! Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański