Miał zeznawać przeciw szefowi. Nie dożył tego dnia Dożywocia dla Krzysztofa J. i 25 lat więzienia dla Marcina B. żądał prokurator. Nie ma wystarczających dowodów – uznał Sąd Okręgowy w Suwałkach. – Gdzie są w takim razie mordercy? – dramatycznie pytała matka ofiary. Już nie wróci Trzynastoletni Mariusz B. zaginął 26 maja 1996 r. Wyszedł tuż przed dwudziestą. Wywołali go z domu siedzący na ławce przed blokiem koledzy. Chłopak mieszkał z matką i trojgiem rodzeństwa w Suwałkach przy ulicy Reja. Ojciec nie żył od kilku lat. – Miałam z nim kłopoty – nie zaprzecza Halina B. Mariusz nie stronił od drobnych kradzieży, wymuszał od młodszych dzieci pieniądze, wąchał klej. Nie chciał się uczyć. W rezultacie trafił do zakładu wychowawczego koło Warszawy, gdzie długo nie zagrzał miejsca. Wrócił do Suwałk. Imponowało mu towarzystwo starszych kumpli, którzy wykazywali zainteresowanie cudzymi samochodami. Większość z nich wkrótce trafi do aresztu za kradzieże aut i wymuszanie haraczów od właścicieli. Niekwestionowanym szefem grupy był Krzysztof J., obecnie 34-letni, z zawodu kierowca-mechanik. Po rozwodzie mieszkał samotnie, więc chętnie podejmował u siebie małolatów, dawał im pieniądze, a w zamian żądał usług określonych w kilku artykułach kodeksu karnego. Tak było również parę dni przed zaginięciem Mariusza. W okolicy Wiżajn straż graniczna zatrzymała samochód Krzysztofa J. Oprócz kierowcy siedziało w nim dwóch młodzieńców. Eskapada wyglądała podejrzanie, więc “turystów” przekazano policji. Mariusz, jako jedyny z uczestników tej wyprawy, przyznał się, że jechali na włamanie. Na poniedziałek, 27 maja, zaplanowano konfrontację w komendzie. Dramatycznie przebiegało już sobotnie popołudnie. – Córka przybiegła z płaczem. Widziała, jak Mariusza napadli przed blokiem i wrzucili do bagażnika samochodu. Odjechali z piskiem opon – opowiadała Halina B. Podróż nie trwała długo. Kilkaset metrów dalej fiat zatrzymał się na przydrożnym słupie. Mariusz wydostał się z bagażnika. I on, i porywacze zostali zatrzymani przez policję. Wszystkich zwolniono po paru godzinach. Jak się później okazało, chłopak zyskał w ten sposób jeszcze dzień życia. Grób w lesie Minęły dwa lata, zanim udało się wyjaśnić tajemnicę. Nie pomogły komunikaty publikowane w prasie. Z anonimowych telefonów, które odbierali policjanci, wynikało, że “Loczek”, tak Mariusza nazywali kumple, został zamordowany. – Zakopano go w lesie Szwajcaria, za cmentarzem żołnierzy radzieckich – informował tajemniczy mężczyzna. Przeszukano okolicę. Bezskutecznie. Mniej więcej to samo miejsce Halinie B. wskazała mieszkająca koło Warszawy wróżka. Wiosną 1998 r. policja zlikwidowała samochodowy gang Krzysztofa J. Wówczas okazało się, że są ludzie, którzy znają losy Mariusza B. W prokuraturze pojawił się świadek incognito. Twierdził, że zabójstwo zlecił J. Wykonania podjęli się 17-letni Marcin B. i niespełna wtedy 16-letni Tomasz M. Wywabili swoją ofiarę z domu pod pretekstem, że chcą mu pokazać kradziony motocykl, który ukryli w lesie. – Po drodze on zaczął coś podejrzewać. Próbował uciekać, ale go złapali. Siłą zaciągnęli do lasu. Dół wykopali już wcześniej. Udusili, uderzyli nożem w plecy, później obcięli ucho. Zanieśli je Krzysztofowi J. jako dowód, że wykonali “robotę”. Potwierdzenie takiej wersji zdarzeń okrężną drogą dotarło z Niemiec. Koło Hamburga mieszka pochodząca z Polski cygańska rodzina. Mają plantację truskawek, przy zbiorach zatrudniają sezonowych robotników. Tam w lecie 1996 r. trafili Marcin B. i Tomasz M. Po większej popijawie postanowili zaimponować swoim gospodarzom. Nie szczędząc makabrycznych szczegółów, chwalili się, że w Suwałkach “załatwili” chłopaka. Cyganie wyrzucili ich z domu, o zbrodni opowiedzieli kolejnym gastarbeiterom. Języka za zębami nie trzymał również Krzysztof J. – Moje chłopaki są ostre. Mogą sprzątnąć każdego. Tak, jak zrobili z “Loczkiem” – zapewniał jednego ze znajomków. Szczątki Mariusza znaleziono 5 maja 1998 roku. Były zakopane na głębokości 1,5 m w lesie Szwajcaria, 300 metrów od szosy Suwałki-Jeleniewo. Grypsy z instrukcją Krzysztofowi J. prokuratura postawiła zarzut kierowania zabójstwem. Za morderstwo odpowiadał Marcin B. Tomaszem M. zajął się Sąd Rodzinny i Nieletnich. Mariusz Z. i Kamil B. oskarżeni zostali o próbę porwania Mariusza. Wszyscy nie przyznali się do winy. W areszcie śledczym w Białymstoku Krzysztof J. namawiał przypadkowo poznanego współwięźnia, żeby wziął winę na siebie.
Tagi:
Ireneusz Sewastianowicz