Zetka płaci i kupuje

Dziennikarskie gwiazdy odeszły, gwiazdy przyszły, kac pozostał Wszystko już wiadomo. Grudniowy bunt w Radiu Zet wygasł. Buntownicy przegrali, na ich miejsce przyszli inni dziennikarze. Nie byle jacy – Monika Olejnik i Jacek Żakowski. Z kolei w opuszczonej przez Monikę Olejnik Trójce przystań znalazł jeden z głównych buntowników – Krzysztof Skowroński. “Roszada gwiazd”, próbowano komentować, zresztą – jak kulą w płot. – Była nadzieja, że wygramy, ale gdy Jacek Żakowski z Moniką Olejnik podpisali kontrakt, nadzieja znikła – mówił Krzysztof Skowroński zaraz po tym, jak ogłoszono, kto przyjdzie do Zetki. – Wbili nam nóż w plecy – mówił w piątkowe popołudnie Janusz Weiss. – Właśnie przed chwilą widziałem się na korytarzu z Moniką Olejnik. Ona do mnie z łapą, a ja? Jeżeli będzie miała chęć, powiem jej, dlaczego nie jestem z tego powodu szczęśliwy. Cenię ją jako wielką dziennikarkę. Ale jest coś, czego nie mogę zrozumieć: dlaczego oni nie mogą zrozumieć? Czy ta grupa, 28 dziennikarzy Zetki, grała o rzeczy brudne? Nie można się tłumaczyć, że oni sami odeszli, bo złożyli wymówienie. 28 osób? Oni złożyli wymówienie, bo chcieli pracować. Pan z Francji Janusz Weiss próbuje ważyć racje wszystkich stron konfliktu: – Rozmawiałem z prezesem Robertem Kozyrą. On logicznie tłumaczył, że zarabia duże pieniądze i chce je zarabiać uczciwie. Robi więc wszystko, żeby zwiększyć zasięg radia i jego zyski. Bo właściciel chce mieć zysk. I radio traktuje jak hurtownię czy market. Więc Robert Kozyra ślęczy nad wynikami słuchalności, nad słupkami, żeby zwiększyć liczbę słuchaczy. Natomiast w moim przekonaniu, nie tylko ilość, ale również jakość słuchaczy jest ważna. Wciąż uważam, że radio, które ma misję, którego dziennikarze mają dobre samopoczucie i przekonanie, że robią fajny, potrzebny program, ma większą przyszłość niż takie robione ze słupków. Że słuchacze to czują. Podobnie widzi sprawę Krzysztof Skowroński: – Zachodni kapitał nie jest zły. Tylko że rozlicza się ze słupkowych efektów, zupełnie nie znając się na tym, czym jest radio. Kiedy wszystko idzie dobrze, ten kapitał zachowuje się szlachetnie. Ale w ciągu jednego dnia może zmienić swą politykę o 180 stopni. Cóż, ja nie muszę brać wielkiej pensji, ale chciałbym czuć się współgospodarzem swego radia. Bo inaczej jest brutalne rozliczenie finansowe i tyle. Marzenia Skowrońskiego czy Weissa to nie żadne fanaberie, ale rzeczywistość, która istnieje w wielu mediach zachodnioeuropejskich. “Le Monde” wydaje spółka dziennikarzy, “Der Spiegel” – spółdzielnia dziennikarzy, normą jest, że w tytułach wiodących dziennikarze są współwłaścicielami akcji. Tą drogą poszła zresztą niedawno “Gazeta Wyborcza”. Miraż solidarności – To jest lekcja, dali nam ją ci, którzy posiadają to radio – mówi Skowroński. – A, z drugiej strony, okazało się, że przeliczyliśmy się, sądząc, że w naszej grupie zawodowej istnieje jakaś grupowa solidarność. Dużo nie wymagaliśmy, nam chodziło tylko o jeden miesiąc. Sprawdzilibyśmy wtedy wartość naszej pracy. Skowroński nie mówi tego wprost, ale z jego słów jasno wynika, że zbuntowani dziennikarze liczyli na to, że po ich odejściu radio straci część słuchaczy. I że towarzyski bojkot spowoduje, że nie znajdą się dobrzy dziennikarze, którzy wejdą na ich miejsce. A w takiej sytuacji kierownictwo Zetki będzie skłonne do pertraktacji. Były to złudne nadzieje. 27 grudnia Monika Olejnik złożyła u dyrektora Trójki pismo z prośbą o rozwiązanie umowy o pracę z dniem 31 grudnia. – Przez ponad godzinę, razem z członkiem Zarządu, Eugeniuszem Smolarem, namawialiśmy ją, żeby została – mówi dyrektor Trójki, Michał Olszański. – Niestety, bezskutecznie. Jacek Żakowski miał wolne moce przerobowe, więc tu sprawa była łatwiejsza. Jeszcze więc przed Nowym Rokiem szefowie Zetki mogli triumfować. Ile musieli wyłożyć. Tego nie wiadomo. – To jest doświadczenie kapitalistyczne – mówi Weiss. – Sprawdziło się w praktyce hasło “nie ma ludzi niezastąpionych” i “każdego można kupić, to tylko kwestia ceny”. No cóż, została złamana nadzieja, że zespół będzie miał wpływ na program. A postępek tej dwójki jest dla mnie wstrząsający. Popełnili grzech, który nazywa się gorszeniem maluczkich. Bo to są osoby ważne, istotne. I te osoby otworzyły bramę z okrzykiem: już można! Praca w Radiu Zet jest

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2001, 2001

Kategorie: Wydarzenia