Zgrzyt historii

Naiwnością byłoby przyjęcie założenia, że wszystkie siły uwikłane w proces transformacji widzą swój cel w poprawie dobrobytu społecznego Ludzie mają oczy bardziej otwarte, niż się to wydaje. Widzą i oceniają. I coraz więcej jest rozczarowania przebiegiem i rezultatami posocjalistycznej transformacji. Zaobserwować to można we wszystkich krajach przechodzących przez trudy tworzenia gospodarki rynkowej. Co ciekawe, niezadowolenie rośnie nie tylko w łonie społeczeństw, które szczególnie dotkliwie dotknięte zostały wielką transformacyjną depresją i narastającymi nierównościami społecznymi – jak na przykład na Ukrainie czy w Mołdowie – lub też ucierpiały ponad miarę w wyniku przeciągających się konfliktów etnicznych, a nawet lokalnych wojen – jak na przykład w Bośni i Hercegowinie czy Tadżykistanie. Rozgoryczenie, a nawet wątpliwości co do historycznego sensu całego przedsięwzięcia nasilają się także w krajach, które najczęściej powoływane są jako przykłady sukcesów w sferze przekształceń ustrojowych i tendencji rozwojowych – jak na przykład w Słowenii czy Czechach. Nie powinno to dziwić, miara ocen bowiem zawsze jest względna, a punktów odniesienia wiele. Zarówno jednostki, jak i wielkie grupy społeczne oceniają zatem stan faktyczny – tak jak go postrzegają i interpretują – poprzez pryzmat porównań, które niejedno mają tło. Nawet w przypadkach, gdzie sytuacja zmienia się na lepsze w ujęciu absolutnym, miary względne wskazywać mogą na jej pogarszanie. Chodzi tutaj przede wszystkim o ekonomiczno-społeczną stronę procesu. Oczywiste jest, że ogrom niezadowolenia bierze się z narastania czy tylko utrzymywania się na wysokim pułapie wielu negatywnych zjawisk i procesów, które – aczkolwiek bezpośrednio związku z gospodarowaniem nie mają – bezsprzecznie biorą się z przebiegu ustrojowej transformacji. Chociażby nasilona fala przestępczości czy restytucja wtórnego analfabetyzmu. Wiele z nich dotyczy negatywnych zmian kulturowych i politycznych. Obserwujemy pruderię niektórych mediów pod przykrywką wolności słowa czy dyskryminację mniejszości pod hasłem dbałości o wartości narodowe i rodzinne. Zakłamywana przy tym jest historia, a to już samo w sobie dla wielu światłych ludzi jest dostatecznym powodem, by twierdzić, że dzieje się gorzej. A na królowaniu prawdy powinno zależeć wszystkim. Skoro nie może być zasobnie i bogato, to niech przynajmniej będzie szczerze i uczciwie. A nie jest. Gorzej czy lepiej? A jak jest naprawdę na płaszczyźnie ekonomicznej? Czy w Estonii jest lepiej niż w Chorwacji, a na Węgrzech gorzej niż w Słowacji, co sugerować może zróżnicowanie poziomu dochodu narodowego na mieszkańca szacowanego na bazie parytetu siły nabywczej? A może o tym, gdzie jest lepiej, decyduje nie poziom realnego dochodu, ale dynamika jego zmian? Może zatem już lepiej jest w Rosji niż w Polsce, gdyż obecnie tam szybciej niż u nas rośnie PKB, a w ślad za tym również konsumpcja? Może lepiej dzieje się na Łotwie niż w Bułgarii, ponieważ ważniejsze od samej wielkości dochodów są relacje jego podziału, a występujące na tym polu dysproporcje bardziej zwiększyły się w tym drugim kraju? To tylko kilka pytań pod adresem formułowania wartościujących ocen; można by je mnożyć. Jakiej by wszakże miary nie zastosować, to znamienne jest, że nie ma takiego kraju przechodzącego transformację, w którym większość społeczeństwa oceniałaby sytuację jako dobrą i zmieniającą się na lepszą. Stan niezadowolenia dominuje zarówno tam, gdzie dochody są wyższe, a bezrobocie mniejsze niż przed kilku laty, jak i tam, gdzie tempo wzrostu jest szybsze, a nierówności społeczne mniejsze niż w krajach sąsiednich. Dlaczego? Otóż ludziom do trafnej oceny sytuacji wcale nie jest niezbędny pełen zasób informacji ani też umiejętność posługiwania się skomplikowanym aparatem analizy ekonomicznej. Ich opinie opierają się przede wszystkim na subiektywnej ocenie stanu rzeczy, przy czym porównują oni własną sytuację zawsze na skali relatywnej, przede wszystkim z tym, co – według ich mniemania – powinno, czy mogłoby być. Taka względna miara dominuje wyraźnie nad chęcią porównywania stanu obecnego z bliższą czy dalszą przeszłością albo też z materialnym położeniem innych grup społecznych czy sytuacją w innych krajach. Bynajmniej nie należy lekceważyć tych trzech ostatnich punktów odniesienia, ale zasadnicze znaczenie w formułowaniu ocen ma porównywanie rzeczywistości z hipotetycznie lepszą sytuacją, która mogłaby zostać osiągnięta, gdyby tylko wskutek mądrej polityki zaszedł inny, alternatywny splot okoliczności. Pytanie zatem trzeba postawić tak: czy ludzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 49/2000

Kategorie: Gospodarka