SGGW-AR walczy z mieszkańcami domków, które stoją na jej gruntach Po jednej stronie sporu Akademia Rolnicza-SGGW. Najbogatsza dziś uczelnia w Polsce dzięki ziemi na Wilanowie, którą kilka lat temu dostała od państwa. A teraz sprzedaje po 50 dol. za metr kwadratowy. Tylko w 1999 r. zarobiła na jednej tylko transakcji – z firmą Prokom – 360 mln zł. Ma tu powstać miasteczko na 10 tys. mieszkańców. W środku – Świątynia Opatrzności. Po drugiej stronie barykady mieszkańcy osiedla małych domków jednorodzinnych okolonych dużymi działkami przy ulicy Nowoursynowskiej. Są przekonani, że przez zasiedzenie nabyli prawo do uzyskania dzierżawy wieczystej uprawianych działek. Twierdzą, że za ich plecami uczelnia w 1993 r. złożyła wniosek o dzierżawę wieczystą całego terenu. I dostała, co chciała. Ich też „podarowano” SGGW. Osiedle zajmuje niemal 10 ha ziemi o wartości prawie 2 mln dol. Uczelnia zamierza egzekwować swoje prawo do terenu. „To musi zniknąć”, tak ponoć prorektor ds. rozwoju, prof. Andrzej Pisula, wyraża się o osiedlu. Mieszkańców domków przy Nowoursynowskiej ominęło dobrodziejstwo ustawy o wykupie mieszkań zakładowych. Wprawdzie spełniają te ustawowe kryteria, które pozwalają nabywać mieszkania zakładowe za 5% ich wartości, ale SGGW nie chce ich sprzedać. „Wartość ziemi na Ursynowie dochodzi do 200 dol. za metr kwadratowy. Byłbym nienormalny, gdybym zgodził się na sprzedaż tych domków”, tłumaczył prof. Pisula dziennikarzowi „Trybuny”. Mnie porozmawiać z prorektorem się nie udało – wyjechał na wakacje. Bój o ziemię między SGGW a mieszkańcami osiedla przy Nowourynowskiej jest zażarty. Tym drugim przychodzą w sukurs gazety, SGGW poparcia szuka w sądach. Z obu stron brakuje chyba woli porozumienia. Każdy brał, ile dusza zapragnęła Osiedle dwudziestu paru domków powstało we wczesnych latach 50. Zamieszkali w nim pracownicy Państwowej Centralnej Szkoły POM i Rolniczych Spółdzielni Produkcyjnych, Ministerstwa Rolnictwa i gospodarstwa rolnego, które wówczas tu też istniało – ludzie związani z rolnictwem. Po roku 1956 szkoła została zlikwidowana, a teren – wraz z zabudowaniami i osiedlem domków – przejęła Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego. Dziś na osiedlu mieszka sto kilkanaście osób. Byłych pracowników i ich rodzin. Najstarsi przemieszkali w tych domkach pół wieku. Własnym sumptem poprzerabiali prymitywne, „eksperymentalne” chatki na całkiem wygodne „wille”. Sami wymieniali stolarkę okienną, poszycie dachów, parkietami zastępowali deski, zamieniali piece węglowe na centralne ogrzewanie, organizowali systemy ogrzewania wody. Jak twierdzą wszyscy moi rozmówcy – od SGGW żadnej pomocy nie otrzymywali. Działki są duże, bardzo duże. Chyba nie ma mniejszej niż 1000 m, a zdarzają się takie, które mają po 2000 m. Zasada przydzielania była prosta – każdy brał, ile dusza zapragnęła. Musiał tylko spełnić jeden warunek – doprowadzić ją do stanu używalności i uprawiać. Ludzie wspominają, że ziemia była nie tylko zachwaszczona, ale i zagruzowana. Dziś działki zadbane są wprost pedantycznie. Pani Walentyna Królak była jedną z pierwszych mieszkanek osiedla. Wprowadziła w 1950 r. się do nowo zbudowanego domku. Pan Kazimierz Królak był pracownikiem Instytutu Ekonomiki Rolnej sprawującego pieczę naukową nad szkołą. Pan Królak zmarł w 1983 r. W domku nr 16 do dziś żyje pani Walentyna z synem i jego rodziną. W domku nr 14 mieszkają państwo Książkowie. Pan Tadeusz – po ukończeniu SGGW – otrzymał nakaz pracy do szkoły POM i zajął jeden z domków. Książkowie oddali państwu swoje mieszkanie w Krakowie i na dobre stali się warszawiakami. Wychowali tu dwójkę dzieci i zajmują do dziś trzypokojowy domek o powierzchni około 80 m kw. Osiedle to malutka część ogromnego terenu, którym włada SGGW. Stary pałac – ongiś Juliana Ursyna Niemcewicza – stanowi siedzibę rektoratu szkoły. Inne budynki, postawione w większości po wojnie, zajmują poszczególne wydziały uczelni. Uczelnia przez lata przenosiła się ze swojej tradycyjnej siedziby przy ulicy Rakowieckiej na Nowoursynowską. Teraz przeprowadza się sukcesywnie na drugą stronę ulicy do nowo budowanego kampusu. Rabatka zamiast ogrodu Na propozycję mieszkańców, że wykupią swoje domki, władze uczelniane zareagowały w sposób, który zainteresowani uznali za szykany. Złożyły im kontrpropozycję w postaci przeprowadzki do nowych domów komunalnych
Tagi:
Jerzy Łaniewski