Światowy przemysł tekstylny próbuje się zmierzyć z wyzwaniami katastrofy klimatycznej Gabriela Hearst przez lata zdobyła status jednej z największych modowych ikon Ameryki Południowej. Urodzona w Urugwaju projektantka, znana przede wszystkim z charakterystycznych małych torebek, na modowe szerokie wody wypłynęła w Nowym Jorku, gdzie do dziś mieszka i tworzy. Jej projekty są utrzymane w bardzo klasycznym, uniwersalnym stylu – od dawna przykuwają uwagę na największych branżowych imprezach. A niewprowadzone do seryjnej produkcji prototypy potrafią wywołać szał wśród kolekcjonerów. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że pokaz zapowiadający wiosenną kolekcję projektantki na 2020 r. wzbudził ogromne zainteresowanie mediów. Jednak tym razem akurat nie chodziło o torebki ani inne elementy kreacji prezentowanych na wybiegu. Zaplanowany na 11 września zeszłego roku pokaz w ramach nowojorskiego tygodnia mody był bowiem zapowiadany jako pierwsza w historii sektora modowego impreza w całości zeroemisyjna. Innymi słowy, ani trochę nie powiększył globalnego poziomu emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Żeby ten cel osiągnąć, należało zreorganizować logistykę i samo wydarzenie. Uczestniczyć w nim mogły tylko modelki, które do Nowego Jorku nie musiały się dostać samolotem. Wybierano je spośród obecnych na miejscu albo mogących przyjechać pociągiem. Wbrew pozorom nie było to wielkim wyzwaniem, bo w czasie tygodnia mody Nowy Jork jest zalany modelkami, a wiele z nich przyjeżdża w ciemno kilka dni czy tygodni przed rozpoczęciem serii pokazów, licząc na angaż w ostatniej chwili. Trudniej było zamortyzować szkody klimatyczne niezwiązane z fizyczną obecnością ludzi. Jak można przeczytać na stronie internetowej projektantki, podawane za kulisami jedzenie pochodziło wyłącznie od lokalnych dostawców, wyeliminowano plastikowe naczynia i narzędzia, zminimalizowano zużycie energii przy przygotowaniu pokazu. Problem tego, bez czego nie można było się obejść, czyli np. zużytego mimo wszystko prądu, rozwiązano poprzez przekazanie równowartości kosztów energii na konto Hifadhi-Livelihood Project, organizacji pozarządowej zajmującej się ochroną środowiska i zrównoważonym rozwojem w Kenii. I choć oczywiście był to przede wszystkim zabieg marketingowy, właśnie Gabriela Hearst zyskała miano pierwszej projektantki mody, która pokazała światu nową kolekcję bez pogarszania stanu atmosfery. Sceptycy natychmiast powiedzą, że nie ma z czego się cieszyć, bo jeden pokaz ekologicznej rewolucji w modzie nie czyni. Mylą się jednak ci, którzy uważają, że inni projektanci, a przede wszystkim producenci, nie mają zamiaru zmieniać podejścia do środowiska naturalnego. Branża, której całe istnienie opiera się na tworzeniu trendów, przyjęła teraz trend z zewnątrz: bycie eko. Szybki przegląd informacji prasowych z ostatnich kilkunastu miesięcy pokazuje, że zielone oblicze chce pokazać każdy większy gracz, zarówno ekskluzywni projektanci, jak i sieciówki. Zaledwie dwa dni po pokazie Gabrieli Hearst zeroemisyjny show zrobił dom mody Gucci. Dior w nowojorskiej imprezie wykorzystał sto drzew, które zostały potem przesadzone do lokalnych parków i na skwery. YSL do oświetlenia pokazu użył generatorów na biopaliwo. Ze wszystkich gigantów najdalej poszedł koncern LVMH, właściciel m.in. marki Louis Vuitton, który powołał w swojej strukturze specjalny program LIFE, mający już w tym roku zmniejszyć o 25% emisję dwutlenku węgla generowaną przez spółkę i tak zreformować łańcuch dostaw, aby stał się bardziej przyjazny dla środowiska naturalnego. Co ciekawe, LIFE w korporacji LVMH istnieje od 2012 r., lecz dopiero w ostatnich kilkunastu miesiącach zaczął być wykorzystywany przez firmowy PR jako wizytówka koncernu w czasach ekologicznej rewolucji. Zwrot ku redukcji zanieczyszczeń w modzie i przemyśle tekstylnym jest zjawiskiem tyleż pozytywnym, co koniecznym. I niestety o wiele lat spóźnionym. Bo choć wytwórcom tekstyliów daleko do reputacji globalnych trucicieli, jaką mają przemysł ciężki, lotnictwo czy przemysł zbrojeniowy, i tak ślad w środowisku naturalnym pozostawiany przez produkcję ubrań jest trudny do wyobrażenia. Według danych firmy doradczej McKinsey światowy przemysł tekstylny odpowiada aż za 10% wszystkich emisji dwutlenku węgla na naszej planecie. Dla lepszego zobrazowania sytuacji – przewyższa to zsumowane emisje całego lotnictwa cywilnego i handlu morskiego. Dzieje się tak, ponieważ kupujemy coraz więcej ubrań. Z jednej strony, dlatego że stać nas na nie dzięki bogaceniu się zachodnich społeczeństw, a z drugiej – są ogólnodostępne i tanie, co z kolei jest konsekwencją