Łatwiej dziś przewidzieć, co będzie ze służbą zdrowia, niż opisać sytuację po lewej stronie sceny politycznej. Ziemia na lewo spowita jest mgłą, z której od czasu do czasu dobiega huk petard. Dużo huku, ale efekt mały. Co się z tego urodzi, nie wie nikt. A wielu chciałoby nie tylko wiedzieć, ale wręcz czeka na sensowne projekty polityczne. Kilka milionów ludzi czeka na to od paru lat. Przynajmniej od połowy kadencji rządu Millera. Czeka bezskutecznie. I to jest pierwszy problem polskiej lewicy. Rażące rozmijanie się oczekiwań potencjalnych wyborców lewicy, czyli około 30% polskiego społeczeństwa, z ofertą, jaką mają dla nich aktualne partie i ruchy lewicowe oraz reprezentacja parlamentarna, czyli LiD. Drugi to odwrócona piramida kompetencji. Im wyżej w hierarchii, tym gorzej. Jest coś zdumiewającego i całkiem nienormalnego w tym, że formacja, która ma wśród swoich sympatyków setki intelektualistów i wybitnych ludzi kultury, mówi tymi nieporadnymi głosami, które ciągle słyszymy. Ostatnie lata przyniosły gruntowną zmianę warty. Zmiana miała charakter totalny, nienotowany w warunkach pokojowych. I nietypowy, bo lewicowi liderzy na ogół nie przegrywali z przeciwnikiem politycznym, ale popełniali jeden po drugim polityczne samobójstwa. Samounicestwiając się na dodatek w sposób bardzo widowiskowy. Przynosząc wstyd i szkodę całej formacji. Gdyby sięgnąć do listy najważniejszych polityków lewicy sprzed pięciu lat, to zobaczyć można zaledwie kilka osób, które obroniły swoją pozycję. Taki ubytek nie mógł być bez wpływu na kondycję partii. Polityka przecież to rzemiosło wymagające długiego terminowania i wielorakich kompetencji. A przede wszystkim wiedzy! Na zużycie się czołówki lewicowej nałożyła się jeszcze luka pokoleniowa wśród 40-latków. No i w efekcie mamy taki stan jak dziś. Ze starego składu liderów lewicy zostało dwóch bardzo liczących się polityków – Szmajdziński i Borowski. Z tą jednak różnicą między nimi, że Szmajdziński prawie nie ma wrogów, a o Borowskim, doceniając jego kompetencję, mało kto mówi dobrze. I zanosi się na to, że Borowski może być dużym kłopotem dla nowych projektów lewicowych. Sprawiedliwie oceniając sytuację, kłopotem niejedynym. Źle to wszystko wróży. Bo jaka formacja może przeżyć, gdy jej konie wyścigowe trzeba ciągnąć za uszy? Polityków za uszy mogą ciągnąć ruchy społeczne, stowarzyszenia, zespoły doradcze, eksperci, kluby dyskusyjne i środowiska artystyczne. Jest ich po lewej stronie wielokrotnie więcej niż wyrazistych, kompetentnych polityków. Szkopuł w tym, że te światy coraz bardziej się rozmijają. Politycy lewicowi bardzo rzadko tam zaglądają. Najczęściej przy okazji wyborów. Taka reprezentacja nie jest dziś nikomu potrzebna. Na szczęście w warunkach wolnego rynku nie jesteśmy skazani na to, by ciągle kupować bilet na ten stary, zawodny statek z nierzetelną załogą. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański