Czy warto zachowywać pamiątkę po niechlubnym wyczynie naszego dumnego państwa z 1938 r.? W internecie (www.gazetacodzienna.pl) przetoczyła się dyskusja, często ostra, a nawet obraźliwa, między polskimi a czeskimi mieszkańcami tzw. Zaolzia. Internauci pisali m.in.: „Obrzydliwe słowo »Zaolzie«. To jakiś wybryk cudzego, nie mojego państwa. I brzmi bardzo obraźliwie, bo lubią go nadużywać najróżniejsi nacjonaliści”. „»Zaolzie«. Ale fajnie było w tych czasach! Heil, Piłsudski! Ludzie z Polski wiedzą o problemach »Zaolzia« mniej więcej tyle, ile o zajęciu Strefy Gazy w 1949 r.”. „»Zaolzie« to głupia nazwa, pochodzi z Warszawy, gdzie w latach 20. spłodzono ten termin, nie mając zielonego pojęcia o regionie”. Autor tego wpisu był równie bliski historycznej prawdy, co historycznego błędu. Po upadku Austro-Węgier i podziale Księstwa Cieszyńskiego na część polską i czeską, wschodnią granicą tej drugiej była rzeka Olza, więc mieszkańcy części polskiej (np. Bielska-Białej czy Skoczowa) nazywali ją Zaolziem. Było to terytorium czeskie, część czeskiego Śląska. Ale w 1938 r. Polska zaanektowała czeski Śląsk i nazwała go Śląskiem Zaolziańskim. Moja rodzina została wątpliwą beneficjentką tej nowej, 11-miesięcznej ojczyzny, ale ja, po siedmiu z górą latach pobytu na tej ziemi, czuję się „zaolziakiem”, bo mi to imponuje. Potoczną nazwę Zaolzie Polska awansowała do rangi nazwy oficjalnej i rozszerzyła ją na cały zaanektowany obszar – od Olzy z Cieszynem po Odrę z Boguminem. Gdy po 11 miesiącach Polska opuściła ten teren, większość jego polskich mieszkańców nie wróciła do nazwy Czeski Śląsk czy choćby Śląsk Cieszyński, lecz zachowała – jakby na pamiątkę – nazwę Zaolzie. A na wzór tych „zaolziaków” postępują mieszkańcy całej Polski. Znawca problemów tego regionu Paweł Hulka-Laskowski już w 1938 r. w książce „Śląsk za Olzą” określał go jako „tzw. Zaolzie”, ale dziś jest to nazwa dla większości Polaków po obu stronach granicy niemal oficjalna. Polscy dziennikarze mają zwyczaj indagować przybyszów „stamtąd” o ich narodowość. Halina Mlynkova ociągała się z odpowiedzią w telewizji, a w końcu oświadczyła: „Jestem Ślązaczką” (choć jest córką byłego prezesa Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego). Ale Ewa Farna od razu wyznała z dumą: „Jestem Polką z Zaolzia”. Ciekawe, jak przyjęliby to wyznanie jej czescy współziomkowie, zwłaszcza uczestnicy internetowej dyskusji. Dziś nazwa Zaolzie ma znaczenie bardziej polityczne niż geograficzne. Wielu Polakom po obu stronach granicy niesie narodowe wzmożenie. Wyraża akceptację aneksji z 1938 r., a może nawet tęsknotę za nią. Jest to więc nazwa prowokująca, co wyczuwali czescy uczestnicy internetowej dyskusji. Czy ma prowokować tak długo, aż władze państwowe zdecydują się awansować „Zaolzie” do rangi kraju (województwa) Republiki Czeskiej obok istniejącego konstytucyjnie kraju morawsko-śląskiego? Przez prawie półtora wieku Kraków był stolicą Galicji, brzmiącej jak Zaolzie, ale po uzyskaniu niepodległości pozostał po tej nazwie żartobliwy „galicyjski centuś”. Istnieje podstawa do całkiem poważnej nazwy „Polak zaolziański”, bo oznacza ona Polaka wzbogaconego o wysoką czeską kulturę, przeważnie dwujęzycznego. Nie ma natomiast żadnej podstawy do nazywania Zaolziem suwerennego terenu Republiki Czeskiej. O krytyczną ocenę tego tekstu poprosiłem najbardziej chyba kompetentnego znawcę stosunków na „Zaolziu”, bo pochodzącego stamtąd naukowca Uniwersytetu Warszawskiego. Odpisał mi: „Dla części Czechów słowo Zaolzie jest nie do przyjęcia, ale tak samo nie do przyjęcia jest dla nich obecność Polaków na tym terenie lub przysługujące im prawa mniejszościowe. (…) Pana artykuł nie zmieni istniejącej sytuacji. Jego efektem może być najwyżej dyskusja, w której znajdzie Pan zwolenników i przeciwników”. Zgoda, w Republice Czeskiej mój artykuł nie zmieni sytuacji, bo nie dotrze do czytelników z tamtego terenu. Polacy na „Zaolziu” mają prawo – jeśli tego chcą – żyć jak w getcie wśród czeskiej większości. Ale w Polsce, 80 lat po proklamowaniu Śląska Zaolziańskiego, warto może podjąć dyskusję nad kultywowaniem tej pamiątki po niechlubnym wyczynie naszego dumnego państwa. A przede wszystkim przestać naśladować pod tym względem naszych szanownych ziomków z Czeskiego Śląska. Nie wypada, żeby nazwy Zaolzie (bez cudzysłowu) używał w gazecie np. profesor historii, znany jako przeciwnik nacjonalizmu. Fot. NAC Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint