Istnieje dostateczna liczba ludzi bezpartyjnych, wykształconych, sprawnych. Nie ma potrzeby pchać kolesiów Rozmowa z Aleksandrem Małachowskim – Jak zmienia się Polska? Czym obecni Polacy różnią się od tych sprzed lat 40? – Różnią się. Pojawiła się zupełnie inna grupa ludzi, o innym pochodzeniu społecznym. Wieś masowo ruszyła na szczyty władzy. Ta wieś, która przed wojną była w sytuacji troszkę lepszej niż pańszczyźnianej. W wielu regionach Polski była straszliwa bieda, było poniewieranie. Chłop był czymś gorszym. Przyzwoity człowiek nie wpuszczał chłopa do salonu. Pamiętam historię pewnego znakomitego człowieka, który w czasie wojny pomógł naszej rodzinie. Mieszkaliśmy u niego. I kiedyś przyjechała z naszego majątku grupa ludzi, która przywiozła nam pamiątki rodzinne, srebra itd. To byli nasi pracownicy, fornale, jak to się mówiło. Jechali do nas 200 kilometrów konnym wozem, w zimie. Ułożyłem ich do spania w bibliotece na podłodze, wyścieliłem im materace. Na to właściciel napadł na mnie z krzykiem: „Jak mieliście prawo to zrobić?!”. Skonfudowany odpowiadałem: „Gdzie miałem ich położyć?”. I w odpowiedzi usłyszałem: „Jest stajnia. To są chłopi, czy pan tego nie rozumie?”. Już byli bolszewicy, a temu staruszkowi fakt, że chłop mieszkał u niego w bibliotece, na rozściełanym materacu, wydawał się zburzeniem świata… A to był bardzo przyzwoity człowiek. Taki był stosunek warstw posiadających do warstw niższych. To się zmieniło. Społeczeństwo stało się egalitarne. Pochodzenie ze wsi czy z warstw robotniczych już nie dyskredytuje. – Już czy jeszcze? – Bariery się odbudowują. Jak Polska długa i szeroka powstają pałace z wieżami. Ogrodzone murami albo wysokimi płotami. To jest architektura przypominająca osiedla cygańskie. Są dwa rodzaje osiedli cygańskich – biedne i bogate. Bogate robią wrażenie kościołów, są bardzo wystrojone. Te biedne – to slumsy. Otóż nowa klasa bogatych Polaków, ci „Nowi Polacy”, zaczyna postępować podobnie. Zaczynają odgradzać się od ludzi i już nie zapraszają do domu, tylko do rezydencji. Mamy do czynienia z nowym podziałem klasowym. Są szkoły prywatne, luksusowe samochody, roje służby domowej, przeważnie importowanej z Ukrainy. Natomiast w swojej masie w Polsce przeważają ludzie pracy najemnej, robotnicy, chłopi. Ludzie biedni. Do tego mamy zjawisko bezrobocia, które przed wojną też było, tylko tak się nie rzucało w oczy. – Jak czytamy „Karierę Nikodema Dyzmy”, czujemy się niemal tak, jakbyśmy czytali powieść współczesną… – Pan mówi w tej chwili o wynaturzeniach elit. Dołęga-Mostowicz opisywał wynaturzenia przedwojennej elity władzy. A co dzisiaj mamy? To samo. Tylko nie mieszajmy tego ze społeczeństwem. – Społeczeństwo jest inne? – W ostatnich miesiącach leżałem przez dłuższy czas w szpitalu. Nie na żadnym wydzielonym wydziale, tylko w normalnej sali, wielołóżkowej, z innymi chorymi. Nasłuchałem się. Jednoznaczne jest przekonanie, że rządzący to banda oszustów i grabieżców. Że oni ograbili Polskę. Tak myśli tzw. przeciętny obywatel. Teraz, na spotkaniach z wyborcami, spotykam się z ludźmi bardziej wykształconymi. Oni też są przekonani, że ci wszyscy ludzie, od początku, od 1989 roku, dorobili się na swoich stanowiskach dużych fortun. Co częściowo jest prawdą. Bo porosły fortuny ludziom, którzy wtedy zaczynali. Weźmy sprawę, choć podobno legalną, ale jednak gorszącą, prezydenta Warszawy, Pawła Piskorskiego. Nie mam powodów wątpić, że doszedł on do swego majątku drogą uczciwą, ale społeczeństwo mówi coś innego. – Kapitalizm ma to do siebie, że jedni zarabiają więcej, a drudzy mniej. – To ja wiem i wiedzą to Polacy. Tylko że oni są przekonani, że różnice majątkowe nie wynikają z tego, że jedni zarabiają więcej, a drudzy mniej, tylko że jedni ukradli więcej od innych. Ta opinia dotyczy wszystkich polityków. Ładnie wytłumaczyła prof. Mirosława Marody, dlaczego ludzie głosują na SLD: otóż ludzie uważają wszystkich polityków za świnie. A potem dzielą te świnie na kompetentne i niekompetentne. Otóż SLD to są świnie kompetentne. Jest to bardzo okrutne odczytanie nastrojów społecznych. – Więc co pan robi w tym towarzystwie? – Ja z niego wypadłem. Jestem w Polskim Czerwonym Krzyżu, zajmuję się bezpłatnie kierowaniem największą polską organizacją charytatywną. Źle się czuję wśród polityków. Bo jest wśród nich bardzo dużo tego, co nazywam Republiką Kolesiów. Po wszystkich stronach sceny politycznej. Weźmy grupę polityczną skupioną wokół Krzaklewskiego. Celowo nie mówię prawica, bo w moim przekonaniu
Tagi:
Robert Walenciak